Zjednoczona Europa zbudowana na hasłach poszanowania demokracji i praw człowieka nie może w ostatnich latach znaleźć pomysłu na szerzenie tych wartości na świecie. Teraz są one zagrożone w jej centrum.
Europejska polityka zagraniczna pod wodzą baronessy Ashton, choć kosztuje europejskiego podatnika krocie, nie przynosi skutków. Także Radek Sikorski przestał niezauważenie – po tym jak przez kilka lat nie odniósł w tym zakresie żadnego sukcesu – twierdzić, że polityka szerzenia demokracji za wschodnią granicą jest jego głównym celem. O ile mnie pamięć nie myli, to nieudolność polskiego aparatu państwowego przyczyniła się niedawno nawet do tego, że jeden z białoruskich opozycjonistów trafił za kratki.
Przed kilkoma dniami Donald Tusk, w glorii i chwale cudownego (przez pół roku) przywódcy Europy i przyjaciela innego byłego przywódcy Jerzego Buzka, ogłasza, że chce bronić Viktora Orbana, który próbuje w środku Zjednoczonej Europy stworzyć sobie faktyczny autorytaryzm. Te słowa szef rządu potraktowałem jako kolejny przejaw kompromitacji polskiej dyplomacji ery PO-PSL i kolejny dowód niekompetencji obecnej administracji rządowej. Nie zdziwiło mnie to, bo takich przejawów i dowodów można by przypomnieć sobie wiele, choć specjalnie w naszej świadomości nie tkwią, bo główne media nie lubią raczyć naszych receptorów takimi informacjami. Przeszło mi przez myśl, że gdyby coś takiego powiedział Kaczyński, to kolejnego dnia red. Michnik i wszyscy dziennikarze TVN-u krzyczeliby, że Kaczyński kolaboruje z antydemokratycznym reżimem i że ktoś taki nie może skutecznie bronić polskiego interesu w Europie, bo przecież występuje przeciw wartościom, na których Europa jest oparta – jakże więc taki nikczemnik mógłby stanąć twarzą w twarz z takimi mężami stanu i wybitnymi demokratami, jak Sarkozy, Barroso i van Rompuy. Pomijam oczywiście to, że Sarkozy to niedawny kumpel Kaddafiego, a dwaj kolejni na swe funkcje obrani zostali w procedurach dalekich od wzorca demokracji. Pomijam też to, że Donald Tusk aktualnie broni Orbana i równocześnie ponosi porażkę w sprawie nowego traktatu, który ma być zamachem na demokrację, bo odbiera polskim obywatelom wpływ na decydowanie o tym, co stanie się z ich pieniędzmi. Zrządzenie losu…
Pewnie bym o sprawie obrony Orbana zapomniał jako niezbyt istotnej w świetle zagrożenia kryzysem, ale dzisiaj w „GW” przeczytałem artykuł prof. Sadurskiego. Stwierdził on, że front obrony Orbana jest frontem obrony PiS-u.
I przypomniałem sobie, jakie straszne oburzenie wywołałem kilka miesięcy temu, gdy w rozmowie z tzw. młodymi i zdolnymi, zagorzałymi sympatykami PO, powiedziałem, że Donald Tusk to Jarosław Kaczyński w lepiej skrojonym garniturze i z ładniejszymi soczewkami w oczach.
Dziękuję, Panie Profesorze, za to przypomnienie. W falującym zwierciadle Dunaju lepsze szwy w garniturze się zacierają, a Donald Tusk staje się podobniejszy do Jarosława Kaczyńskiego.
Wszyscy, którym demokracja w Polsce jest miła, powinni sprzeciwić się polityce rządu wobec Węgier. W 1956 roku prodemokratyczna rewolucja z Poznania dotarła do Budapesztu, oby teraz nie odbiło się groźnym rykoszetem.