Wczoraj , pojawiła się w mediach internetowych, wiadomość, że ministerstwo cyfryzacji prowadzi pracę nad wprowadzeniem na rynek narodowej kryptowaluty dPLN. Blaski i cienie popularnego Bitcoina zmuszają polskie władze do interwencji. Tymczasem ta kryptowaluta zostanie zakazana w niektórych państwach np. w Chinach. Obrót nią, przypomina grę na giełdzie, gdzie nagle można wiele zyskać, lub też wiele stracić. Bitcoin jest wymienialny, a ta cecha stwarza ryzyko spekulacji. W dodatku kurs tej kryptowaluty może notować drastyczne spadki na wartości. Wobec tego polski rząd wymyślił krytptowalutę, która nie miałaby kursowości, czyli była do polskiej waluty narodowej złotego stosunek 1:1. Czy działania ministerstwa przyniosą korzyści szaremu obywatelowi? Wątpię.
Za kilka miesięcy wybory samorządowe. Polscy lokalni politycy powinni się pochylić, nad ideą walut lokalnych, (zupełnie inne mechanizmy). To bezpieczniejszy ruch niż wspieranie kryptowalut oraz pożyczanie z banku oprocentowanych pieniędzy państwowych. Protestujący obywatele świata zachodniego w 2011 roku, domagali się demokracji ekonomicznej. Postulaty Indignados czy Okupuj Wall Street, dotyczyły też wprowadzenia walut lokalnych. Jest to dobry pomysł, gdyż korzystają na nim średni i mali przedsiębiorcy, ale też zwykli konsumenci. Czy wobec wyprowadzanych z Polski, przez zagraniczne koncerny, pieniędzy
( niektóre korporacje nie płacą podatków) do krajów Centrum świata kapitalistycznego, waluty lokalne mogą konkurować z walutami narodowymi? Mogą, ale nie muszą. Mogą z nimi współistnieć.
Idea walut lokalnych nie jest nowa. Wszystko zaczęło się w czasie Wielkiego Kryzysu Gospodarczego z 1929 r. Ten istny „taniec na wulkanie”, tj. ignorowanie zagrożeń przez ówczesnych polityków, doprowadził do masowego bezrobocia i biedy. Efektem była kolejna wojna światowa.
W austryjackim mieście Worgl w 1932 r. zaniepokojony brakiem pieniędzy w miejskiej kasie burmistrz Michael Unterguggenberger wyemitował waluty z ujemnym oprocentowaniem (brak lichwy), traciła też ona w czasie na wartości i miała usztywniony kurs – korzystał z pracy Silnio Gesella „Naturalny porządek ekonomiczny”. Nie sposób było ją gromadzić i oszczędzać jak czyni się z pieniędzmi państwowymi, których i tak prawie nie było, ale by je wydawać. Trzeba było kupować. Nie można było ich wydać zagranicą. Wprowadzano zapisy w księgach jak formalne rozliczanie się. Napędzało to koniunkturę. W kilka miesięcy w miasteczku, zlikwidowano bezrobocie, było już czym sobie zapłacić. Rozpoczęto też inwestycje miejskie. Ten cud gospodarczy w Worgl nie trwał jednak długo. Ten społeczny lokalny obrót nową walutą, wzbudził podejrzenia banku centralnego. Chodziło o podatki, które też były w niej przyjmowane. Burmistrza postawiono przed trybunał stanu, a obrót nową walutą został zakazany. W ten sposób bezrobocie i skrajna bieda znowu wróciła do miasta. Dziś burmistrz ma w mieście pomnik, a to o czymś świadczy.
Pomimo zablokowania przez bank centralny Austrii lokalnych walut, jako alternatywy dla waluty państwowej, dość szybko w sąsiedniej Szwajcarii wprowadzono taką właśnie społeczną walutę, która niepodlegałaby władzy. CHW- Frank Szwajcarski WIR, `dzisiaj istnieje razem z inną walutą lokalną CHE- Euro WIR ( pomimo, że Szwajcaria nie jest w tej strefie monetarnej) obok państwowego franka szwajcarskiego. Nie można w nich jednak płacić podatków. Jedynym miejscem na świecie gdzie to umożliwiono jest brytyjskie miasto Bristol, które też ma swoją lokalną walutę.
Obecnie na świecie jest ok. 5000 takich inicjatyw. Pamiętajmy, że lokalne waluty nie są pieniądzem.
Cechy lokalnej waluty:
– jest niewymienialna – stosunek 1:1 wobec waluty państwowej,
– brak lichwy, bezodsetkowość `na 0 lub ujemne ( tak jak w bankowości islamskiej lub antropozoficznej), w przeciwieństwie do pieniądza państwowego
– nie można jej kupić ani sprzedać, trzeba zarobić lub pożyczyć,
– nie da się jej wytransferować za granice,
– wspiera patriotyzm gospodarczy,
– jest antykorporacyjna, korzystają z niej lokalne małe i średnie firmy i konsumenci,
– pobudza koniunkturę,
– brak spekulacji gdyż wprowadza sztywny kurs (w przeciwieństwie do kryptowalut i walut państwowych),
– buduje wspólnotę miedzy uczestnikami ( braterstwo w gospodarce),
– nie posiada wsparcia rządu, zarządzają administracje i spółdzielnie,
Od 2015 roku lokalna waluta zawitała też do Polski. Jest nią Zielony wprowadzony przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Pierwotnie zaistniała w trzech województwach: świętokrzyskim, małopolskim i mazowieckim.
Rok temu nad ideą pochylili się posłowie klubu Kukiz’15.
Może nasi politycy, zamiast zajmować się tematem aborcji co kilka miesięcy, powinni się przyjrzeć bliżej tematowi. Geopolitycznie, ani Niemcom, od których jesteśmy uzależnieniu gospodarczo, ani Amerykanom – zależność polityczna i militarna; nie opłaca się wzmacniać półperyferyjnej poskomunistycznej Polski. Lokalna waluta była by ratunkiem dla gospodarki. Zmalało by bezrobocie, gdyż na razie ze spadku korzystają głównie osoby mniej wykształcone. Program 500+ ma być poszerzany, ale jak twierdzi Dariusz Brzozowiec – jeden ze specjalistów od lokalnych walut – pieniądze te odpływają do sieciówek takich jak portugalska Biedronka. A to już jest wsparcie obcego rynku. Wiele pieniędzy jest wyprowadzanych przez zagraniczne korporacje i firmy czy to do swoich krajów, czy to – tym gorzej – do rajów podatkowych. O zadłużeniu kraju i części gmin nie wspominając. Tego się nie da spłacić. Nawet Amerykanie nie są w stanie spłacić swojego. A pakiety „pomocowe” z Międzynarodowego Funduszu Walutowego czy Banku Światowego, każdy już wie na czym one polegają.
Przekaz mainstrimowy do społeczeństwa jest mniej więcej taki. Partia władzy uprawia propagandę sukcesu, przy udziale telewizji publicznej – nie wiem czy wyprzedziła w tej kategorii swoich poprzedników, ale jest już blisko. Inne media prywatne zajmują zwalczaniem PiSu, plus wypadkami drogowymi. W dodatku goście zapraszani do tych mediów uprawiają taka propagandę, że aż szkoda tego słuchać – wiadomo poprzedni system miał z takich ludzi pożytek, III RP też ma – niestety. Żal mi jest tych dziennikarzy którzy muszą zajmować się takimi pseudoproblemami. Tymczasem główne portale internetowe zniżyły się do poziomu prasy brukowej. To jest komunikacja ze społeczeństwem ?
Wielkimi krokami zbliżają się wybory samorządowe. Jestem ciekaw czy temat lokalnych walut zostanie poruszony i przedyskutowany. Nie jest to temat łatwy, ale czy mamy inne alternatywy by pobudzić mniejszą i średnią przedsiębiorczość? Jak napędzić koniunkturę? Wolę by moje miast odżyło, stworzyło miejsca pracy, niż by jego władze budowały ciągle nowe hipermarkety ( i to w centrach miast) i na opustoszonych ulicach stawiają banki. To nie są żadne innowacyjne pomysły, one wykończą tą cywilizacje. Niektóre polskie miasta to miasta widma, nie dziwie się, że wyjechało za granice tyle obywateli – wyjedzie jeszcze więcej dopóki nie usiądziemy i nie będziemy rozmawiać o realnych problemach zwykłych rodaków.
I póki nie stać nas będzie na poważną debatę nad gospodarką, to niewiele się zmieni.
„ Bańka na rynku bitcoinów właśnie pęka, a wraz z nią pęka libertariańskie marzenie o niezależnych od państwa kryptowalutach. To że ludzie chcieli w nie uwierzyć jest zrozumiałe, bo frustracja na złe rządy i złą politykę jest uzasadniona. Rozwiązaniem nie jest jednak wyrzucenie polityków za burtę anarchokapitalistycznej utopii, a po prostu inna, lepsza, polityka gospodarcza „.
Napisała wczoraj Fundacja Kaleckiego…Pod rozwagę.
Foto źródła: wikipedia.org ; zielony.biz.pl
