Podczas gdy pandemia ogarnia państwa Unii, ludzie tracą pracę, chorują i umierają, w centrum Europy rząd węgierski wykorzystuje tę okazję, by naruszać demokrację i podstawowe prawa człowieka. „Ofiarami koronawirusa” padły na Węgrzech osoby transpłciowe. Parlament Europejski wielokrotnie zajmował się sytuacją w tym kraju, obecnie, ponownie próbuje nakłonić Komisję Europejską do podjęcia działań wobec węgierskiego rządu.
W Międzynarodowym Dniu Widoczności Osób Transpłciowych partia Orbána przedstawiła projekt ustawy likwidujący de facto prawo uzgodnienia płci poprzez zmianę definicji płci na biologiczną, czyli nadaną przy urodzeniu. W praktyce skutecznie wyeliminuje to osoby transpłciowe z życia publicznego. Niestety, ustawa ta została przyjęta przez parlament węgierski, mimo licznych protestów polityków i obrońców praw człowieka, a także szeregu organizacji pozarządowych.
Druga grupa „ofiar koronawirusa” to osoby doświadczające przemocy w rodzinie. Mimo, że Węgry podpisały Konwencję o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy w rodzinie już w 2014 roku, zwlekały z jej ratyfikacją, a na początku maja Zgromadzenie Krajowe Węgier uchwaliło „Deklarację polityczną o ochronie dzieci i kobiet”, w której sprzeciwiło się ratyfikacji konwencji. Władze Węgier tłumaczą swoją decyzję koniecznością obrony tradycyjnych wartości przed ideologią gender, podczas gdy faktycznie odrzucają ważne narzędzie do walki z przemocą wobec kobiet.
Odmawiając ludziom ich prawa do godności, do życia prywatnego, do wolności od dyskryminacji i przemocy, rząd Orbána łamie podstawowe prawa człowieka. To kolejny krok wstecz, jeśli chodzi o demokrację na Węgrzech.
To także niebezpieczny precedens dla przyszłości całej Unii Europejskiej, dla której równość ludzi i jednolite gwarancje ich praw należą do jej kluczowych wartości. Tymczasem Komisja (KE) zachowuje się tak, jakby unikała odpowiedzialności. A w tej sytuacji nie wystarczy już analizować, monitorować, apelować. Co więcej, od 2008 roku w unijnej zamrażarce legislacyjnej leży tzw. dyrektywa horyzontalna, której celem miało być ujednolicenie przepisów antydyskryminacyjnych i zapewnienie ochrony przed prześladowaniem osób wykluczanych ze względu na swoją orientację seksualną i tożsamość płciową. Od 2017 roku niezałatwiona pozostaje także sprawa ratyfikacji przez Unię Konwencji Stambulskiej. Nowa przewodnicząca Komisji, Ursula von der Leyen, obiecała i ratyfikację Konwencji, i wpisanie przemocy wobec kobiet do katalogu przestępstw unijnych oraz wprowadzenie skutecznych przepisów antydyskryminacyjnych. Czy znowu skończy się na obietnicach?
Sprawa praworządności na Węgrzech pokazuje, że Unia ma poważny problem z ochroną swoich wartości i zasad. Oczywiście, możemy tworzyć kolejne plany Marshalla, ale czy bez równości i praw fundamentalnych Unia Europejska jest prawdziwą wspólnotą?