Widmo ideologizacji, centralizacji, dezaktywizacji i antymodernizacji – to znaki rozpoznawcze aktualnego ministra edukacji i nauki, czyli człowieka, który odpowiada za całość polskiej oświaty. A przecież oświata to nie tylko zarządzanie systemem edukacyjnym, ale przede wszystkim kształcenie i wychowanie dzieci i młodzieży, a tym samym przystosowywanie ich do zmieniającej się rzeczywistości oraz przygotowywanie do funkcjonowania we współczesnym świecie.
Niewielu było ministrów edukacji, którzy by tak wiele złego robili dla polskiej szkoły, jak aktualny minister. Oczywiście jego koleżanka-poprzedniczka, autorka gwałtownie i z przytupem przeprowadzonej przed pięcioma laty „reformy” edukacji, niezwykle wysoko postawiła poprzeczkę. Pewne jest jednak, że jej lubelski następca sprostał temu wyzwaniu. Dawno swoją partyjną koleżankę dogonił, przegonił i zostawił daleko w tyle. Zło jednak, które aktualny minister edukacji i nauki implementuje w polski system oświaty, paradoksalnie rodzić będzie owoce zmiany – zmiany, która nadejdzie, choć dziś może to nam się wydawać nierealne czy wręcz niemożliwe.
Materializacja widma
Widmo ideologizacji, centralizacji, dezaktywizacji i antymodernizacji – to znaki rozpoznawcze aktualnego ministra edukacji i nauki, czyli człowieka, który odpowiada za całość polskiej oświaty. A przecież oświata to nie tylko zarządzanie systemem edukacyjnym, ale przede wszystkim kształcenie i wychowanie dzieci i młodzieży, a tym samym przystosowywanie ich do zmieniającej się rzeczywistości oraz przygotowywanie do funkcjonowania we współczesnym świecie. W preambule do Ustawy Prawo oświatowe z dn. 16 grudnia 2016 r. wpisano, że „Kształcenie i wychowanie służy rozwijaniu u młodzieży poczucia odpowiedzialności, miłości Ojczyzny oraz poszanowania dla polskiego dziedzictwa kulturowego, przy jednoczesnym otwarciu się na wartości kultur Europy i świata. Szkoła winna zapewnić każdemu uczniowi warunki niezbędne do jego rozwoju, przygotować go do wypełniania obowiązków rodzinnych i obywatelskich w oparciu o zasady solidarności, demokracji, tolerancji, sprawiedliwości i wolności”. Te górnolotne zapisy moglibyśmy zbagatelizować, jednakże to w nich zawarto aksjologiczne podstawy organizacji całej polskiej oświaty, a to właśnie na wartościach każdy system edukacyjny musi się opierać. One pozwalają zdefiniować efekt końcowy jego działalności, czyli to, jak ukształtowanego młodego człowieka szkoła ma wypuścić ze swoich murów.
Postulaty „otwarcia się na wartości kultur Europy i świata”, „oparcie o zasady solidarności, demokracji, tolerancji, sprawiedliwości i wolności” oraz założenie o przygotowaniu młodego człowieka do „wypełniania obowiązków rodzinnych i obywatelskich” – na pewno satysfakcjonowałyby każdego zatroskanego o kształt polskiego systemu edukacji, także tych, którym daleko do konserwatywnego światopoglądu czy też ideologii wyznawanej przez partię rządzącą dziś Polską. Praktyka zarządzania szkołą w ostatnich latach niewiele jednak ma z tymi postulatami wspólnego. Przede wszystkim system stworzony po 2016 r. oparto na rozbudowanym komponencie wiedzy akademickiej, który został przeszczepiony do każdego szczebla edukacyjnego. Poszerzono i uszczegółowiono treści zawarte w podstawie programowej, przywrócono szereg zagadnień nieobecnych w poprzedniej wersji podstawy programowej, nałożono na nauczycieli i uczniów kajdany realizacji tych rozbudowanych treści, przez co proces kształcenia uczyniono niezwykle intensywnym, absorbującym i wyczerpującym. Internetowe wpisy rodziców zatroskanych losami dzieci siedzących do późna w nocy z nosami w książkach nie były jedynie przesadą wrogich partii rządzącej opozycjonistów, ale symptomem zatrważającego zjawiska, które rozpocząwszy się w szkole podstawowej, stało się udziałem nowego liceum i technikum.
Jak już wspomniano, aktualny minister postawił sobie za punkt honoru, aby wyprzedzić swoją poprzedniczkę w działaniach, których efektem będzie uczynienie polskiej szkoły jeszcze bardziej opresyjną, nieprzyjazną i oderwaną od realiów życia codziennego. Symbolicznym i zarazem sztandarowym pomysłem ministra stała się likwidacja w szkołach ponadpodstawowych przedmiotu: wiedza o społeczeństwie w zakresie podstawowym oraz powołanie na jego miejsce przedmiotu: historia i teraźniejszość. Ten fatalny pomysł skrytykowany został nie tylko przez nauczycieli, ale również przez Polskie Towarzystwo Historyczne, Polską Akademię Nauk i Uniwersytet Warszawski. W podstawie programowej nowego przedmiotu wpisano szereg niezwykle szczegółowych treści obejmujących powszechną i polską historię najnowszą, które realizowane będą w I i II klasie szkoły ponadpodstawowej, czyli wśród czternasto- i piętnastolatków. Wpisane do podstawy programowej treści nie ustępują niczym od wymagań stawianych studentom kierunków humanistycznych i społecznych – tutaj zaś realizowane będą wśród młodzieży, nie mającej odpowiednich kompetencji i zdolności percepcyjnych, aby treści te operatywnie przyswajać. W Ustawie Prawo oświatowe wpisano, że system oświaty powinien zapewnić „dostosowanie treści, metod i organizacji nauczania do możliwości psychofizycznych uczniów, a także możliwość korzystania z pomocy psychologiczno-pedagogicznej i specjalnych form pracy dydaktycznej”. Wystarczy wspomnieć, że ustawa ta pisana była przecież przez ekipę poprzedniczki aktualnego ministra.
Sztandarowy pomysł ministra jednakże nie jest wyłącznie niedostosowanym do wieku i wiedzy młodzieży sztucznie stworzonym przedmiotem, ale w zamierzeniu stanowi przede wszystkim narzędzie ideologizacji. Przewidywane do realizacji treści kształcenia obejmują wątki niemalże żywcem wyjęte z prawicowej publicystyki, jak chociażby: odróżnianie ekologii od rzekomego „ekologizmu”, odróżnianie tolerancji od afirmacji, uzasadnianie „pisowskich” interpretacji dotyczących katastrofy smoleńskiej, zestawianie liberalizmu z kolektywizmem czy wręcz totalitaryzmem itp. Tymczasem w Ustawie Prawo oświatowe wpisano, że zadaniem systemu edukacji jest „upowszechnianie wśród dzieci i młodzieży wiedzy o zasadach zrównoważonego rozwoju oraz kształtowanie postaw sprzyjających jego wdrażaniu w skali lokalnej, krajowej i globalnej”. Można mieć wrażenie, że zapisy te są przez aktualnego ministra rozumiane opacznie. Minister bowiem wpadł na genialny pomysł – notabene nie jako pierwszy w świecie, choć niewątpliwie pierwszy w Europie XXI w. – że uda się zatrzymać bądź nawet cofnąć szereg modernizacyjnych zmian społecznych poprzez zideologizowaną szkolną edukację, a szkolni nauczyciele staną się biernym i bezmyślnym narzędziem przeprowadzania tego procesu. Jakby zapomniał o zróżnicowaniu środowiska nauczycielskiego, jakby zapomniał o wielości współczesnych źródeł informacji, z których korzystają dzieci i młodzież, jakby zapomniał o niepowodzeniach wszelkich form szkolnej indoktrynacji realizowanej w różnych reżimach i epokach na ziemiach polskich. Paradoksalnie minister edukacji okazał się niesamowitym konstruktywistą, skoro uwierzył, że wystarczy zmienić podstawę programową, wprowadzić nowy przedmiot, a niewątpliwie uda się stworzenie nowego człowieka, „pisowskiego” człowieka.
Broń obosieczna
Wydaje się jednak, że minister – choć z wykształcenia prawnik po Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, choć uzyskał doktorat i habilitację z nauk prawnych, choć przez wiele lat pracujący jako wykładowca akademicki – sam okazał się albo historycznie niedokształcony, albo nazbyt gorliwie uwierzył w swoją własną propagandę. Uwierzył mianowicie, że ręczne sterowanie programami nauczania poprzez zmiany w podstawie programowej sprawi, że szkoła uformuje tego nowego – jak już wspomniano – „pisowskiego” człowieka. Minister zapomniał chyba o tym, jak wiele protestów, oporu i niechęci budziła w poprzednich epokach i w realiach różnych reżimów szkoła, którą czyniono narzędziem propagandy, indoktrynacji i – nie bójmy się wprost powiedzieć! – reedukacji. Minister uwierzył, że wystarczy wpisać Jana Pawła II i kard. Stefana Wyszyńskiego do podstawy programowej, a już staną się obaj fundamentem aksjologicznym i wzorami moralnymi dla wszystkich bez mała polskich dzieci i młodzieży. Minister uwierzył w radykalnie konstruktywistyczną wizję antropologiczną, w której człowiek poddaje się swobodnemu lepieniu niczym z gliny przez czarodziejów, zwanych nauczycielami. A to przecież wszystko mrzonki!
Żyjemy przecież w świecie, w którym proces socjalizacji, wychowania i kształcenia nie odbywa się wyłącznie w szkole i w rodzinie. Zadania te wykonywane są równolegle i często samorzutnie przez szereg innych instytucji i organizacji, które nie tylko nie znajdują się pod bezpośrednią kuratelą państwa i nie realizują oficjalnych wytycznych polityki oświatowej państwa, ale wręcz wprost pozostawać mogą w opozycji do państwa. Organizacje pozarządowe, media masowe, grupy rówieśnicze, korporacje i przedsiębiorstwa, świat reklamy i marketingu, działacze i aktywiści polityczni i społeczni – to tylko niektóre z podmiotów, które wpływają współcześnie na formowanie młodych ludzi. Może być tak, że minister nie słyszał nigdy o vlogach i internetowych influencerach; może być tak, że nie korzystał z Instagrama, Snapchata czy TokToka; może być tak, że nie ulega propozycjom wyświetlającym się na YouTubie – jednakże wydaje się, że ministerstwo edukacji i nauki powinno być instytucją, w której zatrudnieni będą ludzie, którzy ministrowi o tym wszystkim powiedzą, a może nawet pokażą mu, o czym mówią. Gdyby minister to wiedział, wówczas miałby świadomość, że działania jego są antyskuteczne, gdyż wpływ zideologizowanej szkoły na sposób myślenia młodych ludzi będzie marginalny, a jego pomysły wylądują na śmietnisku historii szybciej niż w ogóle się to jemu może wydawać.
Działania ministra w obszarze indoktrynacji i reedukacji okażą się wreszcie bronią obosieczną. Choć likwidowanie wiedzy o społeczeństwie na poziomie podstawowym i jednocześnie pozbawianie nastolatków rzetelnej edukacji obywatelskiej może być postrzegane jako próba neutralizacji polityczno-społecznej młodzieży, to jednak opresyjność szkoły „wymyślonej” przez ministra niewątpliwie wyzwoli w młodych ludziach opór i zdecydowany sprzeciw. Nie można mieć najmniejszych wątpliwości, że próby nauczania młodych ludzi „pisowskiej” interpretacji katastrofy smoleńskiej lub siłowe niemalże wtłaczanie im do głów nazwisk katolickich hierarchów czy postaci polskiego papieża, sprawią, że młodzi próby te nie tylko zbojkotują i zanegują, ale przede wszystkim obśmieją. Zupełnie przez przypadek uda się ministrowi spełnić założenie wynikające z Ustawy Prawo oświatowe zakładające, że szkoła ma zajmować się kształtowaniem „u uczniów postaw prospołecznych, w tym poprzez możliwość udziału w działaniach z zakresu wolontariatu, sprzyjających aktywnemu uczestnictwu uczniów w życiu społecznym”. Nie zdziwi mnie zupełnie, jeśli młodzi ludzie – po wejściu w życie założeń dotyczących przedmiotu: historia i teraźniejszość – zaczną angażować się w formy opozycyjne względem promowanych w tak napisanej podstawie programowej postaw i zachowań. Sam minister – jak się zdaje – mówił kiedyś o typowym dla Polaków „genie sprzeciwu” względem wszelkich form przymusu i indoktrynacji. Nie mam złudzeń, że próby reedukowania młodzieży przez ministra skończą się jednym wielkim krachem stworzonego przez niego instytucjonalnego aparatu indoktrynacji.
Zjednoczyć się przeciwko temu widmu
Wśród ludzi, którym zależy na jakości i kształcie polskiego systemu edukacji, pojawia się szereg wątpliwości dotyczących tego, w jaki sposób walczyć z bezmyślnymi i szkodliwymi zmianami, które na polską oświatę zsyła widmo aktualnego ministra. Skoro nie działają manifestacje i pikiety, skoro nie działają listy otwarte, skoro urzędnicy ministra nic nie robią sobie z wniosków wysyłanych w ramach kolejnych konsultacji społecznych, toteż wielu z rezygnacją stwierdza, że zrobić nie da się nic. W rzeczywistości jednak to sam minister i jego pomysły staną się z czasem w coraz większym stopniu sojusznikami antyministerialnej opozycji. Trzeba więc – musimy powiedzieć to dobitnie! – „zjednoczyć się przeciwko temu widmu”! Jednakże zjednoczenie to musi się dokonywać w rzetelnej i solidnej pracy u podstaw. Bo przecież – kolejny raz powołam się na Ustawę Prawo oświatowe – system oświaty ma zajmować się wychowaniem rozumianym „jako wspieranie dziecka w rozwoju ku pełnej dojrzałości w sferze fizycznej, emocjonalnej, intelektualnej, duchowej i społecznej”. Zadaniem nauczycieli, edukatorów i opiekunów jest zatem nie tylko realizowanie podstawy programowej, ale przede wszystkim troska o wszechstronny rozwój młodych ludzi. Poza tym nie można zapominać, że zadaniem szkoły jest również „kształtowanie u uczniów postaw przedsiębiorczości i kreatywności sprzyjających aktywnemu uczestnictwu w życiu gospodarczym, w tym poprzez stosowanie w procesie kształcenia innowacyjnych rozwiązań programowych, organizacyjnych lub metodycznych”. Jest więc szereg zadań, ku realizacji których należy się zjednoczyć! Najskuteczniejszą jednak formą zjednoczenia będzie zjednoczenie w pracy organicznej i w pracy u podstaw. Bo skoro „widmo krąży po polskiej szkole, widmo aktualnego ministra”, toteż nadszedł czas, aby nauczyciele, opiekunowie i edukatorzy przyjęli rolę współczesnych „siłaczek”.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl
