Z profesor Andreą Pető rozmawia Magdalena M. Baran
Magdalena M. Baran: Jesienią 2018 roku rząd Twojego kraju zaczął głośno mówić o zamknięciu Gender Studies. Po dekrecie wydanym przez Victora Orbana, który mówił wprost, że w jego opinii „Gender, podobnie jak marksizm i leninizm, może być rozpatrywany bardziej jako ideologia niż nauka”, w mediach społecznościowych napisałaś, iż szkolnictwo wyższe na Węgrzech wkroczyło w nową erę. Zabrzmiało to bardzo mocno, gdy przeczytaliśmy: „Z dnia na dzień przestaliśmy istnieć”. Minęło kilka miesięcy. Jak sytuacja wygląda dziś?
Andrea Pető: Faktycznie stało się tak ze nagle Gender Studies, będące akredytowaną dziedziną nauki, zostały usunięte z listy badań naukowych. Mój ówczesny komentarz był wyrazem rozpaczy – nawet okresie komunizmu na uniwersytetach nie było miejsca dla tego rodzaju cenzury. Teraz jednak patrzę na sytuację bardziej optymistycznie, ponieważ otwiera ona dla nas zupełnie nowe możliwości. Po pierwsze, wcześniej naukowcy zajmującymi się zagadnieniami gender albo pracowali zaszyci w swoich biurach na poddaszach czy w piwnicach – zdecydowanie marginalizowani. Teraz, dzięki kampanii, Węgry z 10 milionowego kraju stały się krajem 10 milionów ekspertów z dziedziny gender i absolutnie każdy ma swoją własną opinię na temat listy lektur, wyników nauczania czy pozycji na rynku pracy. Po drugie, niedawne uderzenie w Uniwersytet Loranda Eötvösa (ELTE), Uniwersytet Środkowoeuropejski (CEU) i Uniwersytet Korwina w Budapeszcie dowiodło, że zagadnienia gender są włączane w główny nurt nauki. 16 listopada ubiegłego roku, podczas strajku profesorowie uczyli aspektów gender związanych z nauczanymi przez nich przedmiotami. Wszystkie zajęcia odbywały się normalnie, ale były poświęcone genderowym odcieniom ich nauki. To zmienia przekonanie, że naukowcy żyją zamknięci w wieży z kości słoniowej i powinni w niej pozostać. Nie robiliby tak, gdyby rząd nie zabronił im uprawiania ich dyscypliny, właśnie studiów nad gender. Jeśli chodzi sam ten kierunek, to na CEU cieszymy się bardzo z dostępnych dla nas zupełnie nowych możliwości. Rozporządzenie rządu podane bez uzasadnienia, bez konsultacji z jakąkolwiek profesjonalną instytucją na Węgrzech, uchyliło licencję na dwuletni program studiów nad gender, przy czym programy CEU obejmujące studia nad gender (program jednoroczny, dwuletni magisterski oraz doktorski) posiadają akredytacje amerykańskie. Tak długo, jak CEU działa na Węgrzech lub w Austrii, jego zarząd jest zobowiązany do oferowania tych programów, które zresztą cieszą się ogromną popularnością. W ostatnich latach znacznie wzrosła liczba zgłoszeń, a poczucie studiowania czegoś „na fali” przyciągnęło na uniwersytet jeszcze więcej studentów. Studenci i wydziały wiedzą, co robią, a na dodatek sposób, w jaki to robią jest bardzo istotny, przez co życie akademickie staje się sprawą życia lub śmierci. Otwiera to możliwości prowadzenia rozmów na istotne tematy. Traktuję to jako wspaniałą możliwość otwierającą na rozmowy o sprawach naprawdę ważnych. Uważam to za niesamowitą okazję do rozwoju zawodowego. Myślę, że jest to historyczny moment i historyczna okazja, gdy powinniśmy zacząć działać i zdefiniować na nowo język, ponieważ w tak ważnej chwili pojawiło się wyraźne zapotrzebowanie na nowe idee, emocje i fakty. Studia nad gender wnoszą bardzo wiele do ponownego określenia symbolicznego i językowego repertuaru oraz zestawu instrumentów stosowanych w nowoczesnej polityce. Wydziały na innych uniwersytetach nadal prowadzą nauczanie z zakresu studiów nad gender, a co istotne, jest ono też wprowadzane na kolejnych wydziałąch. Jedyne, co zostało uchylone, bez podania jakiegokolwiek wyjaśnienia, to formalna akredytacja, zaś wiedza i wykwalifikowana i zdeterminowana kadra nadal są dostępne.
Patrząc z perspektywy dojrzałej demokracji i przez pryzmat nauki, można zastanawiać się czy pomysł pozbycia się z uniwersytetu Gender Studies oznacza podjęcie działania przeciwko faktom, nauce i rozwojowi. Czy ma sens zaprzeczanie faktom i potrzebom, które w krajach rozwiniętych są częścią normalnego życia, ważnym obiektem badań? Czy jest to jedynie skutek prowadzonej polityki czy może coś więcej?
Słyszeliśmy różne wyjaśnienia. Najpierw przedstawiciele rządu przedstawili argument wprowadzenia oszczędności w wydawaniu pieniędzy podatników, ponieważ są plany sfinansowania bardziej strategicznych programów badań promujących główny cel rządu – wzrost demograficzny. Jednakże program CEU nie jest finansowany przez węgierskich podatników, ponieważ uniwersytet jest jednostką prywatną. Czesne ELTE dla dziesięciu studentów wynosi 2700000 Forintów (mniej niż 8000 Euro) za cały rok akademicki. Można się więc zastanawiać, jakie są prawdziwe motywy tej ustawy. Następnie rząd przedstawił argument, że „rynek pracy nie potrzebuje absolwentów tego kierunku”. Warto jednak zwrócić uwagę, że prowadzony od 2006 roku program CEU ma już 139 absolwentów, którzy, zgodnie z raportem dotyczącym ich przyszłości po ukończeniu studiów, pracują na świetnych stanowiskach w krajach takich, jak Kirgistan, Islandia czy Wielka Brytania. Podejmują oni pracę w szkolnictwie wyższym, edukacji, ekonomii, kulturze i finansach, ponieważ nasz program przyjmuje głównie studentów międzynarodowych. Pierwszy rocznik siostrzanego programu w ELTE, powołanego w 2017 roku, ukończy studia w czerwcu 2019 roku, zatem brak jeszcze jakichkolwiek danych na temat ich przyszłych miejsc pracy. Następnie w retoryce rządzących pojawił się argument, że studia gender nie są zgodne z chrześcijaństwem i chrześcijańskimi wartościami. Stało się to dokładnie w tym samym czasie, gdy Uniwersytet Notre Dame, który również oferuje program studiów nad gender, ogłosił program edukacyjny na Katolickim Uniwersytecie Pázmány w Budapeszcie, mając w swych działaniach silne wsparcie ze strony węgierskiego rządu. Kolejny argument władz to brak zainteresowania studentów kursem – stwierdzenie niepoparte żadnymi danymi. W CEU na 22 dostępne miejsca mieliśmy ponad 200 kandydatów, a liczba studentów przyjmowanych w ELTE (dziesięcioro) została określona przez ministerstwo, a nie przez zwiększające się zainteresowanie studentów. Wyjaśniając, 1 września Węgierski Komitet Akredytacyjny (HAC) wydał oświadczenie, że nie brał on udziału w przygotowaniu szkicu propozycji rządowej uchylenia licencji dla programu studiów magisterskich z zakresu gender. Tym samym węgierski rząd przekroczył pewną granicę – zachowanie to przywróciło złe wspomnienia komunistycznej cenzury.
Już sam pomysł zakwalifikowania gender jako ideologii przeczy faktom. Podobny problem odbija się echem również w Polsce, gdzie co rusz ktoś próbuje pchnąć dyskusję w te same obszary. A przecież wiemy, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Dlaczego więc społeczeństwa tak łatwo to akceptują?
To nie jest nowa sytuacja, nie jest to konserwatyzm polityczny.
Ruch przeciw gender nie jest jedynie pochodną znanego od wieków antyfeminizmu, ale atakiem na liberalizm, a co za tym idzie pośrednio na demokrację, ponieważ od czasów Oświecenia liberalizm i demokracja przeplatają się ze sobą.
Gdy polityk twierdzi, że jedynym celem kobiety jest posiadanie dzieci lub gdy celebryta wypowiada się na temat tak zwanych „zasad żeńskich”, to nie są to jedynie konserwatywne odpowiedzi na sukces ruchu z 1968 roku. Ruch anty-gender jest w zasadzie nowym zjawiskiem, które powstało w celu ustanowienia nowego porządku świata. Jest to walka o socjalizację w sensie Gramsciego.
Ruch anty-gender jest nacjonalistyczną neokonserwatywną odpowiedzią na kryzys globalnego neoliberalnego porządku świata, a co za tym idzie powinien się nim zainteresować każdy, dla kogo ważne są takie wartości jak prawa człowieka czy demokracja, nie tylko badacze gender.
Od roku 2008 „gender jest symbolicznym spoiwem”. Każdy ma własną opinię na ten temat. „Symboliczne spoiwo” to metafora, która w jakiś sposób ma magiczną moc dotykania ludzkich uczuć niepewności w stosunku do otaczającego nas świata i kierowania ich w stronę problemów równości. Na wiele sposobów gender jest właśnie jak takie symboliczne spoiwo.
Mówisz o „symbolicznym spoiwie”, a jednak społeczeństwom podaje się „do wierzenia” pewną narrację, to w jaki sposób przekonać je, że jest inaczej? Jak oswoić to pojęcie i pokazać, że „gender nie gryzie”? Jak z jednej strony pokonać nieufność, a z drugiej strony pewien rodzaj „zamkniętego społeczeństwa” i przesądy, także natury quasi-religijnej?
Koncept „gender jako symbolicznego spoiwa” stworzyliśmy razem z Eszterem Kovatsem i Weroniką Grzebalską analizując sytuację w Polsce i na Węgrzech. Popatrz na nasze społeczeństwa i polityczne narracje. Scenariusz tych narracji jest praktycznie gotowy. Po pierwsze tworzona jest dynamika, więc pojęcie gender jest postrzegane jako zagrożenie. Prawica zebrała kilka różnych wątpliwej jakości kwestii i włożyła je wszystkie do worka pod tytułem „nowoczesny program”. Znalazł się w nim koncept „ideologii gender” stworzonej przez osoby postrzegające gender jako zagrożenie oznaczające nieudaną reprezentację demokracji. Przeciwieństwem tej ideologii stały się metody odrzucania pewnych aspektów aktualnego porządku społecznego i ekonomicznego, od nadawania wyższego priorytetu polityce tożsamości nad problemami materialnymi do osłabiania poczucia bezpieczeństwa społecznego, kulturalnego i politycznego. Po drugie demonizacja „ideologii gender” stała się kluczowym narzędziem retorycznym dla tworzenia nowego konceptu zdrowego rozsądku przeznaczonego dla szerokiego kręgu odbiorców, począwszy od konsensusu określającego, co jest normalne i legalne. Należy zwrócić uwagę, że nie jest to jedynie rodzaj mobilizacji społecznej opartej na opozycji dla „ideologii gender” i poprawności politycznej, która nie tylko demonizuje światopogląd swoich oponentów i odrzuca paradygmat praw człowieka, będący od dawna obiektem względnego kompromisu w Europie i Ameryce Północnej. Ten pomysł oferuje przyjemną, całkiem realistyczną alternatywę skoncentrowaną na wartościach rodzinnych, narodowych i religijnych oraz wolność wypowiedzi, co wydaje się być bardzo atrakcyjne, ponieważ jej powrót do wartości początkowych następuje dzięki pozytywnemu postrzeganiu wyborów pojedynczych osób oferując bezpieczną i pewną społeczność będącą remedium dla indywidualizmu i atomizacji społecznej. W końcu po trzecie, sprzeciwianie się gender daje prawicy możliwość stworzenia szerokiego sojuszu i zjednoczenia różnych osób, które w przeszłości niekoniecznie były szczególnie chętne do współpracy. Tak więc gender stał się symbolicznym spoiwem wiążącym ze sobą różne siły religijne i polityczne, począwszy od grup fundamentalistycznych do (w niektórych krajach) sportowych pseudokibiców. Proces ten miał miejsce w ostatnich miesiącach, po tym jak na Węgrzech zakazane zostały dwuletnie magisterskie studia nad gender. Gender stał się ważny, a co za tym idzie także studia nad gender, jako naukowa forma interdyscyplinarnego dochodzenia, stały się obszarem kwestionowanym. Trzeba zatem szukać dróg na „odczarowywanie” tych procesów, a równocześnie po prostu solidnie robić swoje.
Pozostańmy w kręgach akademickich. Chcę Cię jeszcze zapytać o kobiety na uniwersytetach, kobiety – badaczy, ale także, czy istnieje coś takiego jak kobieca narracja w nauce?
Gdy kobiety kobiety chcą zając się nauką i gdy szukają odpowiedniego materiału w nauce o samych sobie, stają przeciw wadom strukturalnym. Neoliberalna nauka preferująca pracę określoną ilościowo i opartą na wyzysku samego siebie z inwestowaniem bezpłatnych godzin w karierę. Kobiety, od których oczekuje się, że będą wykonywać większość bezpłatnych prac opiekuńczych, nie mogą sobie na to pozwolić. Także badania prowadzone na temat kobiet i zagadnień dotyczących kobiet są dziś znacznie słabiej finansowane.
Od czasów średniowiecza pojawiały się odważne kobiety, pochodzące głównie z bogatszych i bardziej uprzywilejowanych warstw społecznych, które kwestionowały te podziały i próbowały zadawać istotne pytania o przyczyny dyskryminacji i sposoby na walkę z nią.
Będąc naukowcem sama nieraz słyszę, że kobiety poważnie podchodzące do swojej pracy mają do wyboru trzy możliwości: bycie wykładowcą, który absolutnie rozgranicza życie prywatne od pracy, bycie zaangażowanym badaczem, który nie widzi świata poza pracą lub wreszcie bycie kimś w rodzaju kolorowego ptaka, który nigdzie nie pasuje. Czy to naprawdę nasze alternatywy czy tylko iluzja? Dlaczego istnieją kobiety, które nadal przekonują inne kobiety, że istnieją tylko takie drogi?Również i tu konieczna jest całkowita zmiana paradygmatu zarówno w sposobie, w jaki tworzona jest wiedza, w tym, kto ją tworzy, ale także, jaki rodzaj wiedzy jest tworzony. Wśród feministycznych naukowców są osoby, które uważają, że właściwą strategią będącą odpowiedzią na niedawne ataki na studia nad gender jest zaszycie się w naukowej wieży z kości słoniowej i dalsze prowadzenie prac, jak robią to wszyscy inni naukowcy, udając, że studia nad gender to tylko inna dziedzina nauki. To strategia nie dająca możliwości wygranej – przecież studia nad gender zawsze czerpały z doświadczeń uciśnionych i nieuprzywilejowanych próbując wywrzeć wpływ na społeczeństwo.
Na koniec: jakich wyborów dokonują kobiety w dzisiejszej nauce? Nie pytam o same badania, ale o ich sposób funkcjonowania w społeczności akademickiej?
Zajmowanie się nauką w obecnej sytuacji politycznej, gdy antyliberalne reżimy atakują naukę samą w sobie jest formą oporu. Tworzenie kontaktów zawodowych między kobietami, uwidocznianie ich pracy przez cytowanie ich prac to silna broń tego ruchu oporu.
Andrea Pető – historyczka i socjolożka, profesorka na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie, gdzie pełni funkcję dyrektorki Gender Studies. Zajmuje się historią społeczną i polityką pamięci w Europie Środkowej, politycznym ekstremizmem, studiami na holokaustem oraz feminizmem. W roku 2018 została uhonorowana All European Academies Madame de Staël Prize for Cultural Values.
Przełożyła Magdalena Janik