Polska debata publiczna od lat przypomina skrzyżowanie tabloidu z prognozą pogody. Głównym punktem zainteresowania jest to, co jeden polityk powiedział o drugim, albo w którą stronę drgnęły sondaże. Deficyt merytorycznej rozmowy jest przygnębiający, szczególnie, że stojących przed nami wyzwań nie brakuje. Wydawać by się mogło, że debata o systemie emerytalnym jest przynajmniej częściowym zaspokojeniem tego niedosytu. Profesorowie i specjaliści wypowiadają stanowcze sądy i starają się tłumaczyć skomplikowane zjawiska… A może jednak trochę zbyt dużo ego pojawia się w tych wypowiedziach? Prawie rynsztokowe połajanki, do których jesteśmy przyzwyczajeni wśród polityków, ale nie ekspertów. A może i ta debata jest równie pusta i służy tylko doraźnym celom, zajmując się pozornymi problemami?
Niestety właśnie tak jest – choć wydawać by się mogło, że trudno o rzecz ważniejszą niż system emerytalny. Przecież rząd przedstawił aż trzy opcje rozwiązania „problemu” OFE. Jednak dyskusja o tym czy lepsze jest OFE czy ZUS jest mało istotna i tylko odwraca uwagę od rzeczywistych problemów. Wystarczy zastosować nieco logiki i podstaw ekonomii by zauważyć dlaczego.
Po pierwsze emerytury są zawsze wypłacane z tego, co wypracowane jest dziś
Można to zauważyć na kilka sposobów. Najbardziej przekonujące jest spojrzenie na to, co by się stało, gdyby ludzie dziś pracujący przestali pracować (lub skutecznie ukryli swoje dochody). Wtedy, ani ZUS, ani OFE nie dostarczyłyby emerytom chleba, gdyż nie zostanie on upieczony, leki nie zostałyby dowiezione, a prąd wyprodukowany. Wysokość zapisów w ZUS, czy OFE byłby zupełnie bez znaczenia. To samo zachodzi proporcjonalnie w mniej drastycznych przypadkach. Jeśli chleba będzie mało to i tak ktoś głodować będzie musiał. Emerytura zatem będzie musiała być odpowiednio zmniejszona. Emerytura typu ZUS obniży się poprzez decyzje administracyjne wprost (jak w Grecji gdzie obniżono ich wysokość) lub pośrednio przez zaprzestanie indeksacji. Emerytury z OFE spadną ze względu na spadek wartości aktywów w ich portfelach, bowiem za cenny chleb trzeba będzie dać dużo akcji. Dziś cztery osoby dzielą się tym, co wypracowały z jednym emerytem. Składki na ubezpieczenia społeczne są wysokie. Jednak już za 15 lat trzech pracujących będzie się musiało podzielić z dwoma emerytami. Do podziału będzie mniej więc i emerytury spaść muszą.
Po drugie nie da się oszczędzać na emeryturę
Wynika to wprost z poprzedniej obserwacji. Nie możemy zaoszczędzić na emeryturę chleba, masła, leków, prądu i wszystkiego tego, co nam będzie potrzebne. Oszczędzamy jedynie pieniądze. Dziś wiemy ile za nie możemy kupić towarów. To ile będziemy za nie w stanie kupić za lat 30 – kiedy przejdziemy na emeryturę – jest zagadką i zależy głownie od rozwoju gospodarczego i procesów demograficznych. Łatwo to też zilustrować na przykładzie naszego kraju. Dzisiejsi emeryci, jeśliby odkładali pieniądze na emeryturę przez cały okres aktywności zawodowej straciliby większość swoich oszczędności w okresie hiperinflacji w początkach transformacji. Emerytów z czasów PRL spotkałoby coś podobnego z powodu II Wojny Światowej. Obliczenia pokazujące wysokość emerytury za 30 lat to czysta mrzonka, bo nie znamy ani przyszłego wzrostu gospodarczego, ani potencjalnych wielkich katastrof, które mogą i najprawdopodobniej będą miały miejsce. Bardzo wiele może wydarzyć się przez 30 lat.

Zatem wysokość naszej emerytury zależy wyłącznie od stanu naszej gospodarki oraz demografii w czasie kiedy przejdziemy na emeryturę. Ta ostatnia jest już ustalona i zasadniczo nawoływanie do większej dzietności jest już musztardą po obiedzie. Mogące nas uratować dzieci powinny były się urodzić 10 lat temu, a nie dziś. Te rodzące się teraz tylko dodatkowo zaostrzą problem, bo pracujący muszą się dzielić tym, co wyprodukowali nie tylko z emerytami, ale także z dziećmi właśnie. Eksplozja demograficzna sprawiłaby, że na ustaloną produkcję przypadałoby więcej głów do podziału.
Zatem to wpływ na wzrost gospodarczy powinien być dominującym punktem widzenia z jakiego rozpatrujemy system emerytalny. Tu zaś podstawowe pytaniem to, kto jest w stanie bardziej efektywne inwestować nasze pieniądze – rząd czy sektor prywatny. Ja mam w tej kwestii jednoznaczną opinię, co nie oznacza, że nie podlega on debacie. Im mniejsza składka do OFE tym większe nasze zaufanie do państwa.
Na koniec warto dodać, że o ile proponowane zmiany w OFE są z grubsza bez znaczenia dla przeciętnego emeryta, to nie znaczy to, że są bez znaczenia dla każdego z nas. Teoretyczny system emerytalny opierający się wyłącznie na OFE wypłacałby przeciętną emeryturę taką jak system opierający się tylko na ZUS. Tyle tylko, że w OFE wysokość emerytury wciąż zależałaby wprost od ilości zgromadzonych składek. Kto odłożył dwa razy więcej będzie miał też dwukrotnie wyższą emeryturę. Tego samego się raczej nie możemy spodziewać w systemie ZUSowskim gdzie prawdopodobne są manipulacje mające na celu wyrównanie emerytur niezależnie od wkładu. Szczytowym osiągnięciem takiego podejścia jest popularyzowana emerytura obywatelska, czyli pomysł wpłacania jednakowych emerytur wszystkim. Na takim rozwiązaniu skorzystaliby najmniej zarabiający i przedsiębiorcy, stracili zaś etatowcy z wysokimi pensjami. To chyba najważniejszy efekt proponowanych przez rząd zmian.
