Śmierć i pogrzeb królowej Elżbiety II sprawiły, że oczy całego świata po raz kolejny zwróciły się na Londyn. Ale nie należy brać międzynarodowego zainteresowania i szczerej sympatii za oznakę odzyskania statusu imperium. Żegnając się z drugą epoką elżbietańską Brytyjczycy muszą się także pogodzić ze zmianą znaczenia ich kraju. A zamiast roztaczania wizji „globalnej Brytanii” – co od czasu brexitu praktykuje wielu polityków – skoncentrować się w większym stopniu na problemach wewnętrznych. Bo tych nie brakuje.
Niedawny gość Wolnego Radia Europa, profesor Norman Davies, stwierdził na antenie TOK FM, że Wielka Brytania „stoi nad przepaścią”, a z czterech narodów tworzących Zjednoczone Królestwo już wkrótce mogą zostać tylko dwa – Anglicy i Walijczycy. Możliwą secesję Irlandii Północnej oraz Szkocji przewiduje także inny wybitny historyk, Timothy Garton Ash. Królowa Elżbieta II „była symbolem paradoksalnej wręcz jedności czterech narodów w jednym – Zjednoczonym Królestwie. Teraz jednak Szkoci najprawdopodobniej opuszczą unię brytyjską, aby ponownie dołączyć do europejskiej. Irlandia Północna coraz częściej wiąże swoją przyszłość z Republiką Irlandii, jako rodzaj nieformalnego członka UE”, pisze Garton Ash w artykule opublikowanym w „Gazecie Wyborczej”. Nie odmawia nowemu królowi przygotowania do nowo objętej funkcji, a Wielkiej Brytanii wielkich atutów – znakomitych uniwersytetów, naukowców, mediów, kreatywności. Niepokoi go jednak „geopolityczna niepewność”, w jakiej znalazł się kraj po brexicie. Przez wiele lat miejsce Brytyjczyków było we wspólnej Europie. Jako bardzo ważny element większej całości Londyn „ważył” w relacjach międzynarodowych więcej niż dziś, kiedy wciąż szuka swojego miejsca. A cały proces utrudniają kolejne kryzysy.
Inflacja w Wielkiej Brytanii sięga 10 procent. Jest wciąż niższa niż ta, której doświadczamy w Polsce pod rządami PiS, ale najwyższa ze wszystkich krajów grupy G7 i niebezpiecznie zbliża się do poziomu z końca kryzysowych lat 70. Rachunki za elektryczność rosną w tak szybkim tempie i stają się dla zwykłych Brytyjczyków takim ciężarem, że nowa premier planuje wydać nawet 150 mld funtów na programy pomocowe, które zamrożą ceny dla odbiorców indywidualnych na dwa lata. Taki koszt to około 7 proc. brytyjskiego PKB w 2021 roku, czytamy w tygodniku „Polityka”. Goldman Sachs z kolei przewiduje, że jeśli ceny energii będą rosły w obecnym tempie, inflacja w Wielkiej Brytanii może przekroczyć 22 procent. Inne prognozy mówią, że koszt rocznych rachunków dla przeciętnego gospodarstwa domowego może wzrosnąć z około 1 tysiąca funtów przed pandemią do nawet 6 tysięcy wiosną przyszłego roku.
To byłby potężny cios dla milionów obywateli, ale standard życia Brytyjczyków obniżał się już wcześniej. Nasza, zagraniczna ocena Wielkiej Brytanii jest często zniekształcona, ponieważ postrzegamy cały kraj przez pryzmat Londynu – imponującej stolicy, zamożniejszej od reszty kraju. Ale zerknijmy do danych. PKB per capita liczony z uwzględnieniem siły nabywczej w 2021 roku wynosił w Wielkiej Brytanii 49,6 tysiąca dolarów. Ten sam wskaźnik dla Niemiec to 57,9 tysiąca dolarów. Dla Polski 37,5 tysiąca dolarów. Okazuje się, że różnica pomiędzy Polską a Wielką Brytanią jest niewiele większa niż między Wielką Brytanią a Niemcami! Ale jeszcze ciekawiej robi się, gdy podzielimy brytyjskie społeczeństwo na grupy pod względem zamożności. Dziennik „Financial Times” opublikował niedawno ciekawą analizę, której autor pokazuje, że najbiedniejsi Czesi czy Słoweńcy – a zatem obywatele krajów zza dawnej Żelaznej Kurtyny – są dziś relatywnie bogatsi niż najbiedniejsi Brytyjczycy. „W 2007 roku”, czytamy w tekście, „przeciętne brytyjskie gospodarstwo domowe, było o 8 procent uboższe niż analogiczne gospodarstwo w północno-zachodniej Europie, ale od tego czasu różnica rozrosła się do rekordowych 20 procent. Jeśli obecne trendy się utrzymają, to do 2024 roku przeciętne gospodarstwo domowe w Słowenii będzie bogatsze niż jego brytyjski odpowiednik, a przeciętna polska rodzina wyprzedzi brytyjską przed końcem dekady”. Mowa oczywiście o dochodach uwzględniających siłę nabywczą pieniądza, ale zwracam uwagę, że powyższe przewidywania odnoszą się już nie do najbiedniejszych rodzin, ale gospodarstw domowych znajdujących się w środku rozkładu dochodów. Owszem, górne 3, a nawet 10 procent Brytyjczyków wciąż jest znacznie zamożniejszych niż górne 10 procent Polaków, Czechów czy Słoweńców. Ale w przypadku biedniejszej połowy społeczeństwa te różnice są zaskakujące niewielkie – i nie zawsze na korzyść Brytyjczyków.
Czy trudności wewnętrzne, pewne zagubienie w polityce zagranicznej oraz śmierć panującej od siedmiu dekad królowej to warunki, które doprowadzą do radykalnych zmian politycznych, a być może nawet rozpadu Zjednoczonego Królestwa? Nie wiem, niewykluczone, że rację ma inny historyk, Adam Zamoyski, który w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” przekonuje, że strach przed chaosem i niepewność może monarchię wzmacniać, nie osłabiać. „Monarchia gwarantuje stabilność, trwałość i ciągłość państwa bez zbędnych, a przede wszystkim niebezpiecznych zawirowań. A ludzie cenią bezpieczeństwo i poczucie stabilności, szczególnie w czasach tak niepewnych jak dzisiejsze”, mówi.
Z kolei tygodnik „The Economist” zwraca uwagę, że monarchia pozwala ostudzić nieco emocje polityczne, bo „król pomaga utrzymać rozdział pomiędzy polityką, a narodem”, a każdy polityk wie, że może co najwyżej stanąć na czele rządu, ale głową państwa nigdy nie zostanie. Monarchia konstytucyjna pozwala też zręcznie łączyć potrzebę reform z potrzebą stabilności, o której wspomina Zamoyski. Powodzenie tego ustroju zależy jednak od tego, czy najważniejsi aktorzy dobrze rozumieją swoje role. Tak jak politycy w Wielkiej Brytanii nie mogą aspirować do statusu głowy państwa, tak król nie powinien mieszać się do bieżącej polityki.
Może jednak patronować dokonującym się zmianom. Wielka Brytania zmieniła się diametralnie w czasie panowania królowej Elżbiety. Brytyjski korespondent magazynu „The Atlantic” sugeruje, że powinna się też zmienić za panowania Karola III. Z kraju nieustannie poszukującego dla siebie „globalnej” roli w taki, który rozumie swoje ograniczenia i koncentruje się na problemach wewnętrznych. Jak hobbici, pisze autor, którzy po długich przygodach w dalekich krajach wracają wreszcie do rodzinnego Shire. Nie czytam tego tekstu jako wezwania do izolacjonizmu – dziennikarz wyraźnie zaznacza, że Londyn nie powinien rezygnować, na przykład, ze wspierania Ukrainy.
Ale, wbrew obietnicom wielu polityków, Wielka Brytania wcale nie musi być „globalna”, żeby pozostać wielka.
Autor zdjęcia: Samuel Regan-Asante
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: www.igrzyskawolnosci.pl
