Wszystko co złe, przychodzi do nas z Europy – w tej wierze umocniona być może duża część „ludu pisowskiego” od kilku dni – Zbigniew Ziobro, zasmakował cudzoziemskich obyczajów (może to te mule?) i jako europoseł rozbija jedność prawicy i utrudnia zbawianie Polski przez Jarosława.
Zbigniew Ziobro przeprowadza na naszych oczach ciekawy eksperyment – sprawdza czy duża popularność, jaką niewątpliwie się cieszy, jest jedynie popularnością delfina i najwierniejszego oficera pisowskiej armii, czy też jest jego własną popularnością – ministra sprawiedliwości walczącego z „układem”, któremu nieudaną próbę ojcobójstwa lud wybaczy, lud pełen zrozumienia, że delfin już znudził się czekaniem i dorósł do władzy.
Trójka odstępców – Ziobro, Cymański, Kurski – to postacie o wizerunkach największej zawartości PiSu w PiSie . Ponury Zbigniew, najbardziej zasłużony dla realizowania IV RP w poranno-kajdankowych wymiarach, Złotousty Tadeusz, niezłomny obrońca idei i najinteligentniejszy mówca, no i oczywiście Szalony Jacek „bulterier”, gwiazda harcowania na przedpolach i zapuszczania się w rejony unikane przez poważnych polityków – z „dziadkiem z Wehrmachtu” w portfolio, to postacie nieporównanie bardziej utożsamiane z PiSem w ukochanej przez lud jego postaci – niż Rostkowska i Jakubiak, „ocieplaczki wizerunku prezesa”, uważany za racjonalnego i poważnego Kowal, czy indywidualistyczny w swojej ideowości Marek Jurek.
Z jednej strony ta „ultrapisowość” to mocny kapitał – z drugiej strony słabość. Bo rozwodząc się, trzeba wskazać jakąś niezgodność charakterów, która doprowadziła do rozpadu pożycia. PJN pozycjonował się na prawicę bardziej umiarkowaną, koncyliacyjną. Jurek na fundamentalistę katolickiego, dla którego PiS idzie na za duże ustępstwa w kwestiach aksjomatycznych.
Ziobryści by zaistnieć jako formacja muszą pozycjonować swoje działania tak, by mieć mocne strony tam, gdzie słabe ma Jarosław Kaczyński. Krótki przegląd opinii publicystów prawicowego prasowego mainstreamu i blogosfery wskazuje na te słabości:
– niemożność wygrania wyborów – brak otwarcia i poszerzania sfery społecznych wpływów PIS. Nie jestem przekonany, czy prawica ma jeszcze jakieś niezagospodarowane zasoby. Jedyne otwarcie może być w kierunku centrum – ale tu Ziobro jest jaszcze bardziej zamknięty od Kaczyńskiego, bo cała jego kariera to kariera jastrzębia. Nawet jeśli koncern medialny o. Rydzyka poprze jednoznacznie ziobrystów – to daje 5-10%, czyli niewielki klub parlamentarny, a nie zwycięstwo.
– brak zdolności koalicyjnej – to także cecha wspólna Kaczyńskiego i Ziobry – za wyjątkiem PSL, która to partia ma zdolność koalicji z dowolną siłą polityczną w kraju i zagranicą, trudno sobie wyobrazić alians np. Ziobrystów z PO, o innych partiach parlamentarnych nie wspominając.
– niedemokratyczność partii, brak możliwości wewnętrznej debaty, dworsko-absolutystyczny styl funkcjonowania. No cóż, ziobryści raczej byli kapralami prezesa niż inicjatorami intelektualnych dyskursów, i tu raczej trudno odnaleźć jakąś przewagę Jacka Kurskiego nad Adamem Hofmanem.
Przywództwo Kaczyńskiego wspierają dwa niebywale mocne filary:
– mit smoleński – którego mu nikt nie odbierze, który oddziaływuje na tyle silnie, że daje handicap dużo większy od mediów Rydzyka. To emocja żywa wśród prawicowych wyborców, żyjąca niezależnie od mediów i wypowiedzi politycznych. Kaczyński nic nie musi mówić – na jego widok wszyscy wiedzą. Do tego mitu próbowały nawiązywać współpracownice L. Kaczyńskiego budując PJN, bez sukcesu. Ziobro zawsze był kojarzony z Jarosławem, nigdy z Lechem – tak dalekiego skoku nie wykona.
– jedność prawicy – dogmat wprowadzony prawicową trauma lat 90-tych , kiedy partie prawicy zdobywały ponad 30% głosów, ale ze względu na rozproszenie organizacyjne nie wchodziły do sejmu, samorządów itp. – jest nadal żywy. Sondaż Gazety Wyborczej wskazujący 9% potencjalnych wyborców partii ziobrystów – jest dla nich niekorzystny, bo suma ich i pisowskich głosów w tym samym sondażu nie jest większa, niż samego PiS przed chwilą w wyborach. Zatem dzielą a nie dodają – a na to wyborca prawicy jest uczulony, jak żaden inny.
Szansa na sukces ziobrystów to spełnienie co najmniej jednego, a najlepiej wszystkich z warunków:
– silny klub sejmowy – co najmniej kilkudziesięciu posłów – na co raczej się nie zapowiada – posłowie PiS są nad podziw małomówni i jak się wydaje, dopóki prezes ich nie wyrzuci, mało kto zdecyduje się na odejście,
– wynik porównywalny lub lepszy od PiS w wyborach europarlamentarnych – na co 3 gwiazdy nie wystarczą, trzeba mieć kilkudziesięciu dobrych kandydatów i struktury, które zmobilizują wyborców .
– kompletny rozpad, lub nagły spadek poparcia dla PiS – z przyczyn, których dzisiaj nie sposób przewidzieć, kiedy ziobryści staną się jedyną nadzieją prawicy. Dzisiaj jednak trudno taką sytuację sobie wyobrazić.
Nie widać w tej chwili scenariusza, który wskazałby prawicowemu wyborcy przewagi Ziobry nad Kaczyńskim. Ziobryści posiadają wszelkie wady PiS, nie mają żadnej dostrzegalnej dodanej wartości politycznej. Są lepsi w wymiarze celebrycko-wizerunkowym – młodsi, przystojniejsi, Ziobro został tatą – bardzo to wszystko fotogeniczne – ale czy to jest wystarczający argument dla elektoratu prawicy, by pozwolić zbuntowanemu delfinowi zająć miejsce władcy?