Przy mojej ocenie przyjmę kilka założeń, po pierwsze, wolność jest naczelną wartością, po drugie dążymy do społeczeństwa obywatelskiego, co oznacza, że władzę mają obywatele i to ich interesy są najważniejsze. Można by powiedzieć, że „obywateli” zwykle jest 100%-rządzący, chociaż nawet tych ostatnich można by za nich uznać (o co bardzo stara się Donald Tusk), czyli generalnie, że interesy obywateli stoją ponad interesami polityków, którzy akurat sprawują urząd, służąc całej reszcie w zamian za prestiż czy wynagrodzenie, no i po trzecie, najważniejsze, że prawa człowieka stoją ponad władzą każdego rządu, nawet rządu USA. Mam nadzieje, że za kilkadziesiąt lat założenia te będą tak oczywiste, że nikt nie będzie musiał na ten temat dyskutować, podobnie jak teraz, przy planowaniu transportu wodnego zwykle nie są brane pod uwagę argumenty, że na lewo od Europy jest wielki wodospad, do którego transport może wpaść.
Niby dlaczego partykularne interesy promila ludzi mają być respektowane przez resztę, jeżeli to reszta jest suwerenem, w końcu nie chodzi tu o życie czy zdrowie lecz tylko i aż o stanowiska pracy. Ludzie ci przynajmniej teoretycznie mogą robić coś innego, w końcu większość z nas jakoś żyje nigdy nie będąc politykami. Przy czym akurat ta mniejszość jest szczególna bo jej zadaniem nie jest jakaś wąska dziedzina (wydobywanie węgla czy leczenie ludzi na przykład), lecz ogólnie pojęta koordynacja w celu realizowania interesów obywateli. Argumentem i cichym założeniem wypowiedzi przedstawicieli administracji USA jest, że grupa ta odpowiada za zapewnienie bezpieczeństwa swoim obywatelom, jak również całej naszej cywilizacji zwanej cywilizacją zachodu. Osobiście uważam, że działania „tej grupy” ściągają jeszcze większe niebezpieczeństwo na tych, których ma ona między innymi chronić, wojen przecież nie wszczynają obywatele lecz politycy (jaki interes w tym mają ci pierwsi ciężko wytłumaczyć, oczywiście ci co przeżyli), politycy dosyć rzadko na nich giną.
Tak więc jako obywatel kraju, który jest podobno dosyć ważnym sojusznikiem USA, nie czuję się w żaden sposób zagrożony na skutek publikacji Wikileaks, ewentualnie przez zachowania, które te publikacje ujawniły, chociaż i to wydaje się mocno naciąganą teorią. Uważam, że cała reszta polskich obywateli znajduje się we w miarę podobnej sytuacji. Zdaje sobie sprawę, że dziejące się ponad naszymi (z wyjątkiem bardzo wąskiej grupy osób w nich uczestniczących) głowami polityczne gry między krajami, mają wpływ na życie obywateli, lecz czy nasz interes jest w tej grze stawką, czy nie chodzi tu o zdobycie silnej pozycji na arenie międzynarodowej, czy w końcu osobiste ambicje polityków? Bo chyba każdy zdrowy psychicznie człowiek wolałby żyć na Islandii niż w ZSRR. Jeśli chodzi o interes Polski jako jednego z „graczy” na wcześniej wspomnianej arenie międzynarodowej (jak wiadomo już od dawna polepszanie sytuacji wewnętrznej kraju dla większości polityków (szczególnie przed demokratycznymi wyborami) zepchnęło z pierwszego miejsca listy priorytetów władzę nad światem danego kraju, tak więc nowy Aleksander Wielki czy Juliusz Cezar nie odnalazłby się na dzisiejszej scenie politycznej, podobnie jak Jarosław Kaczyński, przy czym to porównanie nie miało być komplementem), sprawa wydaje się być prosta, skoro publikacje te nie ujawniły żadnych kompromitujących dla naszego kraju faktów, natomiast odsłoniły opinie współgraczy (nawet jeżeli w tej grze zwycięstwem jest zadowolenie każdej ze stron, jak uczą nowoczesne techniki negocjacyjne, jest to bardzo ważne ponieważ chroni przed chęcią rewanżu po przegranych negocjacjach czy nawet przed wycofaniem się partnerów, jak wiadomo, żaden kraj nie jest samowystarczalny więc wymiany są niezbędne). Tak więc polski rząd powinien panu Julianowi Assange’owi gorąco podziękować, co jak widać po wypowiedziach niektórych polityków, Donald Tusk prawdopodobnie w głębi duszy zrobił, ponieważ z jego wypowiedzi biło raczej rozbawienie sytuacją niż oburzenie, jak wiadomo informacje tego typu są łakomym kąskiem dla każdego wywiadu. W końcu lepiej wiedzieć, że Polska nie jest tak ważna dla USA jako sojusznik jakbyśmy chcieli, a z ust amerykańskich dyplomatów padały pochwały pod adresem naszych polityków w przeciwieństwie do innych.
Jak wiadomo wyłączając materiały mogące obywatelom zagrozić, zawsze jawność życia publicznego jest w ich interesie a przeciwko partykularnym interesom rządzących, także nic dziwnego, że rząd USA starał się przeforsować tezę, jakoby wycieki te zagrażały „milionom ludzkich istnień” (ewentualnie milionom stanowisk), tak więc uważam, że pan Julian Assange wykonuje dla nas przysłowiowy „kawał dobrej roboty”, teraz każdy polityk musi mieć się na baczności i liczyć z tym, że każda „ciemna sprawka”, może ujrzeć światło dzienne, tłumaczenie, że ujawnianie tych „ciemnych spraw” nam szkodzi, w ogóle mnie nie przekonuje, podobnie mówiono o tych którzy spowodowali upadek państwa, jak wiadomo bardzo niebezpieczny dla obywateli, no chyba, że to państwo nazywało się Polska Rzeczpospolita Ludowa.
A na koniec chciałem zauważyć, że jeśli chodzi o te najbardziej kontrowersyjne materiały to nie opublikował ich Assange ale najbardziej znane gazety na świecie, ten pierwszy tylko je przekazał. Gdyby osoba, która wyniosła te dokumenty z bazy USA przesłała je od razu do tych redakcji, też żądano by zabicia redaktorów naczelnych tych gazet, po uprzednim nazwaniu ich terrorystami i wrogami Ameryki, tak jak robi to wielu konserwatywnych polityków w tym kraju? Co Państwu to przypomina?
O autorze:
Piotr Sokołowski
Absolwent socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, autor liberalnego bloga sokolowski.na.liberte.pl
Przeczytaj również
Piotr Beniuszys
Bariery dla liberalizmu
Lektura obowiązkowa dla wszystkich zwolenników i zwolenniczek liberalnego ustroju!
Wojciech Sadurski
Konstytucyjny kryzys Polski
Książka stanowi zaktualizowane i przygotowane dla polskiego czytelnika wydanie „Poland's Constitutional Breakdown”.