Miałem dziś wielką przyjemność uczestniczyć w konwencji założycielskiej partii Wiosna Roberta Biedronia. Uczestniczyć w charakterze życzliwego obserwatora. Przyjemność była tym większa, że w znakomitym towarzystwie Agnieszki Holland, Kayah i mojego wieloletniego przyjaciela, Michaela.
Torwar zapełnił się młodzieżą z całej Polski. Zastanawialiśmy się ze znajomymi, jaki ostatecznie program zaprezentuje nam lider nowo powstałego ugrupowania: czy umiarkowany, czy radykalny. Okazał się radykalny, co ma swoje dobre i złe strony.
Dobra strona jest przykładowo taka, że trudno wobec tego mówić o konkurencji wobec Platformy Obywatelskiej, która jest ugrupowaniem centrowym, o ile nie centroprawicowym. Biedroń nie odbierze zatem elektoratu głównej partii opozycyjnej.
Złą stroną jest pewne ograniczenie ilościowe elektoratu tylko do zdecydowanych na zmianę. Zresztą konwencja nosiła nazwę „Wreszcie zmiana!” Biedroń uczciwie postawił sprawę: to ma być socjaldemokracja bez żadnego udawania i maskowania. Bez zgniłych kompromisów.
Najwięcej żywiołowych braw dostał autor za obietnice antyklerykalne, ale także za szereg innych, a był ich cały katalog. Nikt do tej pory tak jasno i otwarcie nie sprecyzował żądań polskiej lewicy. Postulaty tak oczywiste, jak aborcja na życzenie, kiedy wybrzmiały w wielkiej hali, wydawały się szokujące, co tylko pokazuje, jak zostaliśmy wytresowani jako społeczeństwo przez kilka dekad…
Była wszakże druga grupa obietnic, socjalno-ekonomicznych z konkretnymi cyframi. I tu sprzymierzeńcy Biedronia mogliby zacząć perorować o wizji państwa opiekuńczego, zaś niechętni – o populizmie.
Roberta Biedronia poznałem sto lat temu podczas pikiety blokującej marsz faszystowski. Była tam też wspomniana już Agnieszka Holland, była Paula Sawicka ze Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita, był Seweryn Blumsztajn rozdający gwizdki oraz Halina Bortnowska z białymi różami. Tego marszu, jak wszyscy wiemy, nie udało się nam powstrzymać.
Robert został tego dnia pobity przez policję w policyjnej suce, chodził potem w kołnierzu ortopedycznym. Reprezentował w tamtych latach Kampanię Przeciw Homofobii. Mam do niego spore zaufanie, wiele szacunku i sympatii.
Oczywiście, ta wizja kraju, którą dziś zaprezentował, jest i moją wizją jako niepoprawnego lewaka. Jeśli zatem mam jakiekolwiek wątpliwości, to tylko te, żeby przy okazji próby jej wdrożenia nie pokpić arytmetyki wyborczej. Nie chcę bowiem ryzykować, że w imię słusznej idei przyczyniłbym się do kolejnej wygranej PiS-u.
Stąd pewien dystans i namysł, który jeszcze nie pozwala mi na otwarte i entuzjastyczne wspieranie Wiosny. Wiążę bowiem też wielkie nadzieje z sukcesem wyborczym Koalicji Obywatelskiej, lecz czyż nie można sobie wyobrazić jednoczesnego zwycięstwa obu tych opozycyjnych względem PiS-u formacji?!
I na koniec jeszcze ten wzruszający postulat, żeby skończyć z wojną polsko-polską. Jestem pacyfistą i to pragnienie do mnie przemawia. Być może trzecia siła polityczna w Polsce stworzy szansę i przestrzeń na zażegnanie owej nikczemnej wojny. Jakkolwiek w moim rozumieniu trudno doprawdy porównywać rewolucyjny terror pisowski do naszego biernego oporu.
Drogi Robercie, działaj! Wiosna przyjdzie i tak!
