Czasem historia jest nawet zbyt dobra, aby być prawdziwa.
Tak jest w przypadku ostatnich losów tak zwanej „forsterówki” na Wyspie Sobieszewskiej w Gdańsku. Rozsypująca się siłą rozpędu nieprzerwanie od 1945 roku chata myśliwska, w której rezydował gdański gauleiter NSDAP, zbrodniarz wojenny Albert Forster. Bardzo prawdopodobne, że w jej ścianach zapadały decyzje o niejednej zbrodni, takich jak rozwiązanie obozu w Stutthofie czy eksterminacja ludności polskiej na Pomorzu. Historycy są przekonani, że kreślono tam również plany rozpoczęcia wojny atakiem na Westerplatte.
Po zakończeniu wojny szałas po prostu niszczał, w latach sześćdziesiątych dobudowano do niego kompleks wypoczynkowy, który następnie też niszczał. W katach 1945-89 bardzo wiele obiektów po prostu niszczało i mało kogo to obchodziło. W rzeczywistości III RP było kilka pomysłów dotyczących przyszłości tego owianego złą sławą miejsca. Całkiem poważnie, znawca gdańskiej historii i wielki autorytet na tym polu, prof. Januszajtis, proponował po prostu rozebranie symbolu nazistowskiej okupacji i zaoranie ziemi pod nim. Na pewno w każdym razie lokalne władze nie myślały o tym, żeby tego rodzaju obiekt restaurować i wydawać na to publiczne pieniądze. Szczególnie że leśniczówka nie pasuje do regionalnego stylu, a podobno jest w stylu bawarskim, kojarzonym z filmami o Hitlerze, spędzającym wolny czas w górach.
Przed kilkoma tygodniami jednak w „forsterówce” i przyległych obiektach rozpoczęła się realizacja innego projektu. Projektu zakładającego nie burzenie, a mozolne budowanie, nie zacieranie bolesnych symboli, a trudną próbę zupełnej zmiany ich wymowy. W porozumieniu z miastem, zakon franciszkanów przejął administrowanie nad leśniczówką. Powstanie tam w niedalekiej przyszłości centrum ponadnarodowego porozumienia, spotkań młodzieży polskiej i niemieckiej, ale nie tylko takiej. Prowadzony będzie dialog w duchu tolerancji oraz woli przyjaźni i porozumienia. Symbol wartości dokładnie odwrotnych od tych, które kierowały byłym lokatorem leśniczówki i jego pomagierom. Właściwie, choć nadal w gruzach, „forsterówka” już temu służy, ponieważ projekt jej renowacji i odbudowy realizuje polsko-niemiecka grupa ochotników. Młodzi ludzie, podzieleni parytetowo na dwunarodowe podgrupy, pracują wspólnie.
Ktoś w lokalnych mediach trójmiejskich napisał, że Forster się pewnie w grobie przewraca. To w zasadzie najlepszy komentarz do całej sprawy. Inicjatywa franciszkanów i młodych ludzi pokazuje bowiem, że nadzieja nie tyle co umiera ostatnia. Ona czasami wydaje się nie umierać nigdy.