Widząc bardzo niejednorodną programowo opozycję, która mogłaby w najlepszym razie stworzyć chybotliwą i targaną destabilizującymi konfliktami koalicję, ludzie wybrali jedyną dostępną ekipę politycznie zwartą, dającą pewne nadzieje na możliwość nieinteresowania się polityką na co dzień.
Wybory parlamentarne AD 2019 nie za wiele zmieniły w sytuacji politycznej Polski. Gdy zatem pada pytanie „Co dalej?”, ta pierwsza, niezbyt ekscytująca konstatacja narzuca się sama przez się. To swoisty paradoks, gdy wrócimy pamięcią kilka tygodni wstecz i przywołamy kampanijne wezwanie opozycji do udziału w „najważniejszych wyborach od 1989 roku”. Wybory przetoczyły się, wielkie emocje wybrzmiały, wiekopomne deklaracje padły, a Polki i Polacy wydali werdykt na rzecz trwania. Co prawda odebrali partii władzy Senat, ale wynikiem świadczącym raczej o przypadkowości, niż o zamyśle. Można nawet pokusić się o hipotezę, że dokonali wyboru racjonalnego. Widząc bardzo niejednorodną programowo opozycję, która mogłaby w najlepszym razie stworzyć chybotliwą i targaną destabilizującymi konfliktami koalicję, wybrali jedyną dostępną ekipę politycznie zwartą, dającą pewne nadzieje na możliwość nieinteresowania się polityką na co dzień. Równocześnie dali tej ekipie czytelną żółtą kartkę, nie powiększając jej przewagi w Sejmie, dając co najwyżej remis w Senacie i to pomimo powszechnie radujących naród transferów socjalnych i wielomiliardowego zaangażowania mediów państwowych i takowych spółek we wspieranie politycznej kampanii PiS. Eliminacja przez elektorat PiS twarzy zamachu ustrojowego na wymiar sprawiedliwości, Stanisława Piotrowicza, z pocztu posłów RP jest symbolem tych wyborów – wielu wyborców PiS ma dość radykalnego kursu i nieustannej awantury. Zaś ich najbardziej doniosłym skutkiem będzie zachowanie rządowej odpowiedzialności w latach dekoniunktury przez to samo ugrupowanie, które zawiadywało finansami naszego państwa w „tłustych” latach 2015-19. W efekcie w roku 2023 wyborca będzie miał więcej danych, aby trafniej ocenić zdatność tych polityków do trzymania w dłoniach sterów państwa. Dopiero wówczas bilans „dobrej zmiany” ujawni się w pełni.
Wizja – czyli po co rządzić?
Jakie wnioski z wyniku wyborów może wyciągnąć opozycja? Lewica i zmieniające się z partii agrarnej w chadecką PSL mogą wyciągnąć wniosek dość prosty: mają one trwałe miejsce na polskiej scenie politycznej i są polskim wyborcom potrzebne, jako ugrupowania małe lub średnie, które w przyszłości gotowe są pełnić funkcje mniejszych koalicjantów. Potencjalnie. Główna siła polskiej opozycji jednak, od której w największym stopniu zależeć będzie osiągnięcie zmiany politycznej, o ile zechce wyjść poza good-feel narrację spod znaku „sukcesy są zasługą Schetyny/porażki powodują różni Jażdżewscy”, będzie musiała przyznać, że jest w przysłowiowym polu i bez radykalnej zmiany logiki działania nie będzie zdolna zbudować alternatywnej koncepcji rządzenia krajem nawet w przypadku klęski PiS w najbliższych 4 latach. Owszem, władza może czołówce PO po prostu wpaść w ręce, ale gdyby stało się to w obecnym układzie politycznych wpływów wewnątrz tej partii, to jej rządy stanęłyby pod znakiem restauracji i dryfu. Jest jasne, że celem numer 1 potencjalnych rządów KO i partnerów byłaby restauracja ładu ustrojowego opartego na konstytucji oraz cofnięcie skutków nielegalnych działań, zwłaszcza w sferze wymiaru sprawiedliwości. Podjęto by zapewne próbę (pytanie na ile udaną) naprawy najbardziej drastycznych zaniedbań w oświacie i ochronie zdrowia. Poza tym trudno jednak dostrzec zarys centrowo-liberalnej wizji Polski przyszłości. Istnieje obawa, że tym pomysłem jest 4-, 8-, czy nawet 12-letnie administrowanie Polską o kształcie z roku 2015, z jedną jedyną korektą w zakresie polityki socjalnej, opartą na deklaracji „nic, co zostało dane, nie będzie odebrane”.
To jednak o wiele za mało, aby uzasadnić pretensje KO do sprawowania władzy. Tak przynajmniej ocenia to statystyczny wyborca, który nie podziela poglądu jej liderów o doniosłości zagrożeń, związanych z destabilizacją państwa prawnego przez PiS. Centrowa opozycja stoi przed trudnym, podwójnym wyzwaniem. Po pierwsze, musi przemyśleć po co (oprócz restauracji ustrojowej) chce przejmować władzę. Spojrzeć na to nie po prostu według logiki „jesteśmy partią polityczną i naszym naturalnym zadaniem jest dążyć do przejęcia władzy”. To jasne, ale wymagania są wyższe. Potrzeba nakreślić wizję Polski 2030 roku. Dokonać kilku fundamentalnych wyborów, których nie można bez końca odkładać. Czy polskie społeczeństwo ma być liberalne obyczajowo, jak inne w Europie zachodniej, czy przyjmujemy inny model, łączący konserwatyzm moralny z nowoczesnością technologiczną? Czy polskie społeczeństwo ma być wielokulturowe, czy usilnie walczymy o zachowanie możliwej homogeniczności etniczno-kulturowej? Jaką strategię przyjmujemy wobec wyzwań demograficznych? Jak głęboko angażujemy się w kolejne fazy integracji europejskiej i z jaką agendą włączamy się w debatę na ten temat? Jakie geopolityczne decyzje przyjmujemy w odniesieniu do polityki bezpieczeństwa naszego kraju w obliczu potencjalnej deterioryzacji współpracy atlantyckiej? Jak balansujemy pomiędzy celami racjonalnej polityki gospodarczej a potrzebami obywateli w zakresie polityki socjalnej? Jak wspieramy polski kapitał ludzki w przeniesieniu polskiej gospodarki na wyższy poziom rozwoju i jak osiągamy cel wyższego poziomu płac przy niższym nakładzie pracy? Jak przygotowujemy się do zaspokojenia potrzeb coraz liczniejszych pokoleń seniorów? Jak zmieniamy polską debatę publiczną i usiłujemy przywrócić zdolność liderów politycznych do skutecznego przekonywania obywateli do konieczności choć niektórych trudnych reform? W jaki sposób poszukujemy płaszczyzny dialogu i szans na załagodzenie ostrego konfliktu politycznego z naszymi rodakami popierającymi PiS? To tylko próbny wycinek wyzwań i problemów.
Elektorat – czyli dla kogo rządzić?
Zadanie centrowej opozycji jest trudne, ponieważ nie wystarczy jej tylko nakreślić atrakcyjnej wizji Polski niedalekiej przyszłości i zbudować wiarygodny program realizacji tych celów. To zadanie, jak powiedziano, podwójne, ponieważ jego elementem będzie przekonanie własnego elektoratu do tego, że są to cele nie abstrakcyjne, nie drugorzędne w stosunku do celu pokonania Kaczyńskiego, a fundamentalne. Że Kaczyńskiego pokonać trzeba nie po to, aby jemu i jego ludziom zrobić przykrość i się na nich odegrać, nie tylko po to (acz również po to), aby przywrócić państwo prawne, ale dlatego, że cele rozwojowe Polski to klucz do dobrobytu naszych dzieci, a PiS nie jest partią, która tak zakrojone cele chce realizować. To właśnie dlatego opozycja musi odsunąć PiS od władzy, to musi ją od PiS odróżniać i to do tak pojętej misji polityki trzeba przekonać większość wyborców.
Będzie to niestety arcytrudne. Nie generalizując – ponieważ oczywiście elektorat KO jest bardzo zróżnicowany, zarówno pod względem pokoleniowym, jak i poziomu życia – ale zbyt wielka jego część nie dostrzega powodów podejmowania przez rządy Polski żadnych większych wyzwań. Nadal zbyt duże wpływy ma sposób myślenia pokolenia przełomu 1989 r. Według tej logiki Polska już dokonała dość dużo. Obaliła komunizm w Europie, uratowała gospodarkę ze stanu całkowitej zapaści, zbudowała nowoczesne państwo liberalno-demokratyczne, które – przynajmniej od strony formalnych struktur – wypełnia europejskie standardy, wstąpiła do NATO i Unii Europejskiej. To wystarczy, żadne wielkie wyzwania już przed nami nie stoją, możemy spocząć na tych wspaniałych laurach i korzystać z wypracowanych dóbr, zwłaszcza, że należymy raczej do tych, którzy w III RP sobie poradzili. Oczywistą konsekwencją tych doświadczeń i tego spojrzenia na rzeczywistość jest przyjęcie z radością tezy, że następnym etapem jest wyłącznie epoka „ciepłej wody w kranie”, korzystania z funduszy europejskich, życia wygodnego, spokojnego, zorientowanego na sprawy prywatne.
Nawet teraz, po doświadczeniu ostatnich 4 lat, bardzo wielu wyborców liberalnych w Polsce tak myśli. Oczywiście zamach PiS na państwo prawa zmienił tą optykę w tym sensie, że przywrócenie ładu ustrojowego liberalnej demokracji jest koniecznym do wykonania zadaniem i będzie to właśnie takie trudne i przełomowe zadanie, co do których do 2015 roku myślano, że przeszły do historii. Jednak jest to postrzegane jako swoisty wyjątek. Anomalia, która jest skutkiem skandalicznej polityki rządu PiS. Musimy to zrobić, jako korektę. Gdyby jednak udało się jej dokonać, to powrót „ciepłej wody w kranie” byłby pożądany i oczywisty. Nic więcej nie trzeba robić, tylko trwać. Emocji centrowego elektoratu w Polsce nie rozpala ani przyjęcie euro, ani debata o przyszłości UE, ani strategie na rzecz innowacyjnej gospodarki, ani wyzwania klimatyczne. Ani w zasadzie nic innego. Tylko Kaczyński. Odsunięcie Kaczyńskiego, posprzątanie po nim, a następnie niedopuszczanie go z powrotem do władzy, to miałyby być zasadnicze trzy cele rządów KO zdaniem wielu jej wyborców. Taki elektorat ukształtowała praktyka 8 lat rządów PO-PSL, a następnie doskonale podsycały to nastawienie rządy Grzegorza Schetyny w PO. Tak niemrawy wyborca zaakceptuje więc nawet teraz zachowanie przez Schetynę przywództwa w partii po klęsce wyborczej 2019 roku.
W demokracji narzekanie na wyborców jest tabu. To nonsens. Zasługują oni na krytykę, tak jak wszyscy inni aktorzy życia publicznego w naszym kraju. Wyborcy PiS często są ostro krytykowani, jako intelektualnie słabi, podatni na prymitywną manipulację w stylu TVP, skłonni „sprzedać” wartości za transfery socjalne, bezkrytycznie stojący na każdy rozkaz proboszcza i biskupów, groteskowo wsteczni, bojący się świata i wszystkiego, co nowe i nieznane. Te zarzuty pod ich adresem często formułują ci sami wyborcy opozycji, których sposób myślenia nakreśla poprzedni akapit. Tymczasem sami mają swoje wady. Lenistwo obywatelskie, marazm, niechęć wobec angażowania się w życie publiczne. Do porzucenia tego „słodkiego, miłego życia” zmusił ich dopiero po jesieni 2015 Kaczyński i chyba tego najbardziej nie mogą mu wybaczyć. Chcieli wierzyć, że utopia Fukuyamy spełniła się w III RP 2015. Koniec polskiej historii. Nie chcieli wierzyć, że świat się radykalnie zmieni w XXI wieku i przed Polską stoją trudne czasy, fundamentalne decyzje, których konsekwencje wpłyną na jakość życia kolejnych dwóch, trzech pokoleń. Tymczasem wystarczyło 235 posłów PiS, aby pogrzebać cały ich świat.
Aby w przyszłości nie spełniła się wizja Polski autorstwa PiS, trzeba raz na zawsze odrzucić filozofię „ciepłej wody w kranie”. Potrzebny jest liberalny „backlash”, który przesunie wahadło w tak od wizji PiS odległe przestrzenie, aby ewentualny powrót tej partii do władzy – jeśli już miałby nastąpić – był dla prawicy czasem nadrabiania niepowetowanych strat, zadanych ich wizji Polski przez rządy liberalno-lewicowe. A nie wygodnym powrotem do realizacji co prawda przerwanej agendy, ale jednak na bazie wcześniejszych osiągnięć, które najzwyczajniej przetrwały okres nieposiadania władzy. Błędy w rodzaju utrzymania naboru z czasów PiS na newralgicznych stanowiskach w służbach specjalnych, w prokuraturze, w mediach, nie mogą mieć miejsca. Rządy opozycji muszą wykorzystać istny impet zmian poglądów młodych Polaków na wiele spraw obyczajowych w kierunku poglądów liberalnych i dać temu trendowi wyraz w ustawach. Wprowadzić małżeństwo dla wszystkich; wprowadzić ustawę antyaborcyjną wzorowaną na ustawach wszystkich innych państw UE (poza Maltą); wprowadzić obowiązkowe lekcje etyki; kontrolować treści nauczane na katechezie katolickiej pod kątem szerzenia nienawiści wobec grup społecznych; ograniczyć przywileje hierarchów Kościoła i prowadzić realne działania policji i prokuratury przeciwko domniemanym przestępstwom osób stanu duchownego; wprowadzić obowiązkowe kształtowanie postaw młodych Polek i Polaków w duchu krzewienia tolerancji wobec osób innych ras, religii, światopoglądów, orientacji seksualnych; podjąć stanowcze działania wobec środowisk skrajnej prawicy i rozbijać środowiska, pielęgnujące myśl polityczną totalitaryzmu.
Przywództwo – czyli jakimi kadrami rządzić?
Środowiska szeroko pojętej polskiej centroprawicy-centrum-centrolewicy zaniedbały przez 25 lat funkcjonowania III RP przede wszystkim jedną rzecz – budowę etosu własnego państwa, poczucia przywiązania obywateli nie tylko do symboli narodowych i dawnej, zwykle martyrologicznej historii, ale do historii najnowszej, okresu założycielskiego III RP. Z wartościami ruchu Solidarności: pokojową walką; nienaruszalnością godności ludzkiej; orientacją na dialog i kompromis (nawet w sytuacji posiadania po swojej stronie moralnej przewagi); przywiązaniem do idei wolności człowieka; odrzuceniem totalitaryzmu i paternalizmu; postawą „jeden drugiego brzemiona noście”. W Gdańsku codziennie widzimy, jak ludzie z całego świata zachwycają się postawą Polek i Polaków w tamtych pięknych, gwiezdnych momentach naszej historii. A my zamiast uczyć tego nasze dzieci, powiązać je z tym emocjonalnie, trwale i na całe życie, uczyliśmy je o rozbiciu dzielnicowym, kontrreformacji i powstaniu styczniowym. Wszystko, co mój 12-letni dziś syn wie o Solidarności i upadku PRL, wie ode mnie. Serio, Polsko?
Skoro jednak przespaliśmy moment, w którym dzieje lat 1980-89 nadawały się na materiał do budowy etosu państwa w sercach i duszach obywateli, to dzisiaj trzeba ze smutkiem zauważyć, że za późno jest, aby młodych ludzi zmobilizować do stanięcia po stronie wolności i liberalnej demokracji, przywołując spuściznę Solidarności. Należy to oczywiście mimo to robić, nadrabiać zaległości, za 20 lat to może przynieść jeszcze jednak odpowiednie owoce. Współczesne pokolenie poniżej lat 40 w większości obojętnie i bez emocji reaguje na te nawiązania. To oznacza, że pokolenie obecne w polityce od roku 1989. musi pogodzić się z tym, że sam jego dorobek i jego życiowe osiągnięcia, nie są już wygrywającym argumentem w politycznych sporach. Są kojarzeni z nieco inną epoką, bardziej konserwatywną, gdy nawet liberalni politycy akceptowali ochoczo aktywną rolę Kościoła w polityce. Dzisiaj wyborcy nie-PiS, którzy mają takie oczekiwania, są w stanie zaniku. Jeśli ktoś jest w polityce nieprzerwanie od 1989 roku i chce być w przyszłości politykiem znaczącym po stronie liberalnej, to wymaga to daleko idących przewartościowań w światopoglądzie. Nie wszyscy liderzy KO tą pracę wykonali. Żywym dowodem do tej tezy jest koncepcja „kotwicy konserwatywnej” i sytuacja, w której liderzy centrowego obozu politycznego mają bardziej konserwatywne poglądy od jego wyborców. Z roku na rok ta sytuacja staje się coraz bardziej anachroniczna i nie może być dużo dłużej podtrzymywana.
Praca nad centrowo-liberalną wizją Polski 2030 to zadanie długofalowe. Pierwszym, krótkofalowym krokiem otwierającym tą nową epokę w dziejach politycznego centrum powinna być jednak zmiana pokoleniowa na szczytach KO. Czasy Grzegorza Schetyny i jego zauszników powinny się najpóźniej w przyszłym roku zakończyć. Aby zainspirować centrowy i liberalny elektorat ekscytującą wizją nowych wyzwań na miarę XXI w. potrzebni są przywódcy, którzy uosabiają ducha tych czasów, którzy mogą być twarzą przemian w dziedzinie troski o klimat i środowisko naturalne, nowego podejścia do usług publicznych na miarę coraz większych oczekiwań obywateli, nowoczesnego państwa, polityki sieci, wolności jednostki w zachodnioeuropejskim stylu, równości płci, ochrony sfery życia prywatnego, aspiracji ludzi młodych, urodzonych grubo po roku 1989. Nie jest trafnym argumentem na rzecz przedłużania mandatu dla drużyny Schetyny przykład Kaczyńskiego, jeszcze starszego i mniej nowoczesnego lidera konkurencyjnego obozu politycznego. Wyborcy PiS mają zupełnie inne oczekiwania i inne wyobrażenia na temat odpowiedniego stylu i treści przywództwa. Pomijając już fakt, że elektorat prawicy jest średnio wyraźnie starszy niż wyborcy centrum, to Kaczyński, nawet jeśli postrzegany jako dinozaur, jest w tamtym świecie traktowany jako powszechnie uwielbiany i podziwiany dinozaur. Schetyna w oczach wyborców liberalnych jest jedynie dinozaurem irytującym, nad którym coraz częściej przychodzi załamywać ręce.
Wizja Polski. Przemiana elektoratu. Zmiana przywództwa. Oto trzy wielkie zadania przed reprezentacją liberalnego centrum w polskiej polityce. Arcytrudne, najtrudniejsze z wyzwań. Od tego, w jakim stopniu uda się je skutecznie podjąć, zależy nie tylko to, jak długo przyjdzie poczekać na odsunięcie PiS od władzy. W jeszcze większym stopniu zależy od tego jakość przyszłych rządów KO wraz z koalicyjnymi partnerami. A od tego z kolei los Polski za 10, 20 lat.