Argumenty Putina do niektórych jednak trafiają. Są tacy, którzy rozumieją lęki, które go ponoć trawią i zmuszają do prowadzenia wojny, której tak bardzo nienawidzi, że woli ją nazywać operacją wojskową. Do tych, którzy go rozumieją należy Viktor Orbán. Uważa on, że Zachód przycisnął Putina do ściany, systematycznie rozszerzając NATO na wschód. Jeśli teraz Unia Europejska zdaje się ulegać zachodnim aspiracjom Ukrainy, Rosja znajduje się w stanie zagrożenia i zmuszona jest reagować. Ten wielki, według PiS, przyjaciel Polski uważa, że dla uspokojenia Rosji wojska NATO powinny się z naszego kraju wycofać. Wtórują mu niektórzy „pożyteczni idioci” z kręgów zachodniej lewicy, dla których od zawsze nie Rosja, a Stany Zjednoczone czynią na świecie najwięcej zła. Dla nich wojna w Ukrainie to skutek naruszenia przez administrację amerykańską strefy wpływów Rosji na skutek przyjęcia krajów Europy Wschodniej do Sojuszu Północno-Atlantyckiego, w końcu lat 90. Po zakończeniu zimnej wojny NATO zamiast się rozwiązać, otoczył Rosję, która słusznie widzi w tym zagrożenie i domaga się deklaracji, że Ukraina nie stanie się członkiem Sojuszu. To dziwne, że ludzie lewicy, tak często głoszący potrzebę samostanowienia narodów, odmawiają Ukrainie prawa decydowania o sobie.
Tymczasem w bajdurzeniu Putina o poczuciu zagrożenia ze strony NATO nie ma krzty prawdy. Putin nie obawia się inwazji NATO, bo dobrze wie, że nikt nie zamierza atakować Rosji. Nie dąży również do powiększenia jej ogromnego terytorium. Putin boi się demokracji. To przed nią broni się ze wszystkich sił. Demokracja liberalna, a nie jej fałszywe wydmuszki, są jego rzeczywistym wrogiem zdolnym pozbawić go władzy i unicestwić jego wizję wielkiej Rosji. Demokracja jest dla niego zarazą, której wirusy mogą tym łatwiej przenikać do społeczeństwa, im bliżej granic Rosji znajdować się będą państwa o tym ustroju. Dlatego uparcie walczy o dawną sowiecką strefę wpływów, aby otoczyć się państwami wasalnymi z władzą autorytarną. Od dłuższego czasu robi też wszystko, głównie za pomocą internetowych trolli i kontraktów uzależniających Europę Zachodnią od rosyjskich surowców, aby osłabić demokrację w Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych. Sygnałem o zbliżającym się demokratycznym zagrożeniu były dla Putina prodemokratyczne protesty sprzed dwóch lat w Białorusi, niespotykane na taką skalę w kraju autorytarnym. Tam Łukaszenka przy wsparciu Rosji jeszcze sobie poradził. Po prozachodnim rządzie ukraińskim Putin nie może tego oczekiwać. Więc ruszył, żeby go zniszczyć i zastąpić swoimi figurantami. Wtedy Ukraina znów stanie się bezpiecznym – dla jego Rosji – państwem autorytarnym.
W istocie mamy więc do czynienia z wojną o charakterze aksjologicznym. Ukraina i Rosja reprezentują w niej dwa światy, różniące się od siebie zasadniczo w sferze wartości. To te wartości decydują o zawieranych sojuszach, strefach wpływów i wzajemnej niechęci, którą łatwo zamienić we wrogość. Jest to wojna między światem liberalnym, reprezentowanym przez państwa demokratyczne, do których należy Ukraina, a światem państw imperialnych, rządzonych przez autorytarystów, których przedstawicielem jest Rosja. Ten podział nie jest geograficznie jednolity, ani w pełni dychotomiczny. Dobrze jednak oddaje różnice w hierarchii wartości.
Świat liberalny ma tradycje europejskie. Ideologia liberalizmu narodziła się w XVII wieku, jako reakcja na okrucieństwa wojen religijnych. Z epoki Odrodzenia czerpała ona idee humanizmu, a z Oświecenia – racjonalizm i uniwersalizm w podejściu do jednostki ludzkiej bez tożsamościowych kategoryzacji. Charakterystyczny dla tej ideologii sprzeciw wobec przemocy, sprzyjał jej rozkwitowi po I, a zwłaszcza po II wojnie światowej. Liberalizm postuluje odejście od stanu natury w relacjach międzyludzkich, który Thomas Hobbes określił jako „wojnę wszystkich ze wszystkimi”. Liberalna umowa społeczna oparta jest na przekonaniu, że granicą racji jakiegoś człowieka jest inny człowiek. Trzeba więc pozbyć się części swojej wolności, aby uzyskać to samo od innych. Na tej zasadzie funkcjonuje ustrój demokracji liberalnej w większości krajów Europy, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych oraz w pozostałych krajach anglosaskich. W świecie liberalnym, oprócz zasad demokracji, takich jak: parlamentaryzm, wolne wybory i trójpodział władz, szczególne znaczenie przypisuje się praworządności, wolności mediów i przyrodzonym prawom człowieka. O sile państw demokracji liberalnej nie świadczy dziś ich zasięg terytorialny i wpływ polityczny na inne państwa, ale innowacyjność, rozwój gospodarczy i dobrostan społeczny, rozumiany nie tylko jako poziom zamożności obywateli.
Wartości świata imperialnego mają znacznie starsze tradycje. Pochodzą one jeszcze z czasów walk plemiennych i dążenia do poszerzania obszaru dominacji. Sięgają one czasów Cesarstwa Rzymskiego, przekształconego później w Święte Cesarstwo Narodu Niemieckiego. Do jego tradycji, jako Tysiącletniej Rzeszy, nawiązywała III Rzesza Hitlera. Szczególny wkład w te tradycje miała tatarska Wielka Orda, najeżdżająca ziemie litewskie, ruskie, polskie i rosyjskie w okresie XV – XVII wieku. Na styku Azji i Europy rozkwitło Imperium Rosyjskie w latach 1721 – 1917. Jego imperialne tradycje przejął powstały po Rewolucji Październikowej Związek Radziecki, głoszący obłudnie ideały pokoju, wolności i samostanowienia narodów. Te same tradycje kontynuuje Rosja Putina. Europa Zachodnia także od tych tradycji nie była wolna. Świadczą o tym podboje kolonialne Hiszpanii, Portugalii i Francji oraz rozkwit Imperium Brytyjskiego w XIX wieku.
Mentalność imperialna wyrasta z potrzeby dominowania nad ludźmi i terytorium, z apoteozy przemocy, która daje poczucie siły i prestiżu. Istotna jest tu postać wodza, który prowadzi naród do wielkości, jaką jest panowanie nad innymi narodami. Za naturalne uważane są hierarchiczne relacje społeczne. W przeciwieństwie do mentalności liberalnej, hierarchie nie są tymczasowe i podlegające krytyce, aby nikt nie miał poczucia, że jest z urodzenia lepszy od innych, ale są one traktowane jako stałe i dane na zawsze. We współczesnym świecie względnej równowagi sił, mentalność ta służy przede wszystkim umacnianiu władzy autorytarnej wewnątrz danego kraju. Autorytaryzm zawsze opiera się na lęku, który skłania ludzi do posłuszeństwa wobec władzy. Władza w państwie policyjnym jest bowiem wszechmocna. Ludzi nie chronią żadne prawa, bo władza jest ponad prawem. Ale nie tylko opresja i „dokręcanie śruby” jest narzędziem umacniania władzy w państwie autorytarnym. O wiele większe znaczenie przywiązuje się do propagandy i indoktrynacji. Autorytaryści zawsze dążą do podporządkowania sobie mediów, edukacji i instytucji kultury. Chodzi bowiem o ukształtowanie nowego człowieka, który będzie całkowicie oddany swojej władzy, czyli tzw. pierekowkę, jak nazywali to komuniści w Związku Radzieckim.
Bardzo użyteczne w tym celu okazuje się budzenie postaw nacjonalistycznych. Kiedy ludzie zaczynają śnić o potędze swojego kraju, często zapominają o zaspokajaniu innych potrzeb. Świadomość mocarstwowości w społeczeństwie radzieckim w znacznym stopniu tłumiła dolegliwości, których ludzie doświadczali w kraju, w którym dobrostan obywateli znajdował się na dalekim miejscu w hierarchii ważności. Mit narodowej wielkości jest z tego powodu podstawowym elementem propagandy. Często towarzyszy mu także mit wodza, męża opatrznościowego, genialnego stratega, pod którego opieką ludzie mogą czuć się bezpieczni i dumni ze swojego kraju. Na skutek hagiograficznej propagandy taką rolę pełnili w swoich krajach Hitler, Stalin, Mao Tse Tung i wielu innych. Najwyraźniej Putin także zapragnął wejść w rolę ojca narodu. Świadczą o tym zabiegi mające na celu wykreowanie jego postaci jako silnego ludowego bohatera, który wpław pokonuje wiry jeziora Bajkał, dosiada niedźwiedzia i prezentuje umięśniony tors nieustraszonego mężczyzny. Tym wizerunkiem Putin trafia do wyobraźni Rosjan wychowanych w patriarchalnej kulturze. Trafia tym bardziej, że związał się z Cerkwią i przestrzega przed dekadenckim Zachodem, gdzie gender deprawuje dzieci, a homoseksualiści zawierają związki małżeńskie. Na tym tle konserwatywna Rosja jest czysta i zdrowa, co ma być kolejnym powodem do dumy.
W świecie imperialnym terror i indoktrynacja służyć mają zdobywaniu i utrzymywaniu władzy, która jest tam najwyższą wartością. Nie jest przy tym ważne czy robią to ludzie z egoistycznej potrzeby dominacji, czy z przekonania o pełnieniu dziejowej misji służącej ich narodowi. Rezultat jest bowiem taki sam – pogarda dla uniwersalnych praw człowieka i podporządkowanie go służbie ideologii imperialnej. W demokracji liberalnej ludzie pełniący władzę pozbawieni są podstawowych instrumentów sprawczości, którymi dysponują autokraci. Trójpodział władzy ogranicza ich decyzyjność, podobnie jak konieczność przestrzegania prawa, na którego stanowienie mają niewielki wpływ w systemie parlamentarnym. Ponadto, ich działania są przedmiotem kontroli społecznej i krytyki ze strony wolnych mediów. Pełnienie władzy w tych warunkach dla autorytarystów traci wszelki sens. Dlatego demokracja liberalna jest dla nich śmiertelnym zagrożeniem, przed którym, jak Putin, bronić się będą ze wszystkich sił.
Świat liberalny powinien wreszcie zrozumieć, że imperialiści zawsze będą w natarciu. Trzeba zatem umieć się przed nimi bronić. Oznacza to konieczność odejścia od liberalnej postawy w stosunku do państw świata imperialnego. Polegała ona na mylnym przekonaniu, że do utrzymania pokoju i poskromienia imperialnych dążeń wystarczy siła ekonomiczna, handel i miękkie oddziaływanie w postaci upominania krajów autorytarnych o konieczności przestrzegania praw człowieka. Fałszywe okazało się żywione w Europie przekonanie, że najlepszą gwarancją pokoju są międzynarodowe więzi gospodarcze w warunkach globalizacji. Unia Europejska nie może też liczyć wyłącznie na parasol ochronny ze strony siły militarnej Stanów Zjednoczonych i musi zwiększyć własny potencjał militarny, który jest jedynym argumentem powstrzymującym państwa imperialne przed agresją. Drugim, być może jeszcze ważniejszym sposobem obrony, jest solidarność państw świata liberalnego. W zasadniczym sporze o wartości państwa te muszą mówić jednym głosem. Nie ulega bowiem wątpliwości, że wartości liberalne są nieustannie atakowane przez coraz silniejszą reakcję antyoświeceniową. Ta solidarność, nieczęsto wcześniej występująca, wyraźnie się teraz objawiła w reakcji na napad Rosji na Ukrainę. Jest to zjawisko pocieszające i trzeba robić wszystko, aby je utrwalić.
Do jakiego świata należy Polska pod rządami PiS-u? Biorąc pod uwagę tylko ostatnie tygodnie, polski rząd deklaruje jednoznaczną przynależność do świata liberalnego. Ścisła współpraca Dudy i Morawieckiego z przywódcami państw zachodnich dobrze świadczy o solidarności z wartościami tego świata, podobnie jak ofiarność z jaką Polska pomaga uchodźcom z Ukrainy. A jednak, mimo wszystko, trudno uwierzyć w zasadniczy zwrot ideowy Prawa i Sprawiedliwości i Solidarnej Polski. Partie te robiły do tej pory wszystko, aby rozbić jedność Unii Europejskiej i demonstrowały niechęć do jej wartości. Antydemokratyczny zwrot, którego dokonała Zjednoczona Prawica, nagonka na LGBT, odejście od państwa prawa, dążenie do podporządkowania sobie mediów, arogancka i kłamliwa propaganda oraz tłumienie samorządności – to wszystko cechy państwa imperialnego i dokładna kopia tego, co zrobił u siebie Putin. Aby nie było wątpliwości, że rządzący nie zmieniają swoich poglądów, już w czasie wojny w Ukrainie, na wniosek ministra Ziobry Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej orzekł niezgodność z polską konstytucją wyroków ETPC i tym samym unieważnił w Polsce Europejską Konwencję Praw Człowieka, czyli zrobił to samo, co kilka lat wcześniej uczynił Trybunał Konstytucyjny w Rosji.
Jarosław Kaczyński od samego początku swojej politycznej aktywności dawał sygnały niechęci do wartości wolnego świata. Za przejaw patriotyzmu uważano jego tęsknoty za mocarstwową Polską, bo za taką uważał II Rzeczpospolitą z Wilnem i Lwowem czy jeszcze wcześniej – Polskę od morza do morza. Ta wyśniona Polska miała być absolutnie suwerenna, nie związana żadnymi zobowiązaniami międzynarodowymi. O jej sile decydować ma ćwierćmilionowa armia obywatelska, patriotyczne wychowanie oparte na tradycyjnych wartościach i ścisłym związku z Kościołem katolickim. Oczywiście potrzebny jest też wódz pokroju marszałka Piłsudskiego i wzmacniająca patriotyzm celebracja Żołnierzy Wyklętych. Kaczyński udaje człowieka skromnego, ale niedwuznacznie sugeruje, że to właśnie on jest tym wodzem, no bo kim innym może być „emerytowany zbawca narodu”. Dlatego cieszą go okrzyki wielbicieli „Jarosław, Polskę zbaw”. Dla urzeczywistnienia tego planu PiS toczy zaciekłą walkę z liberalizmem. Świadczą o tym wysiłki podporządkowania sobie polskiej szkoły, rynku mediów, narzucania wzorców w sferze kultury i pamięci historycznej oraz zastraszania świata nauki. W tych obszarach podejmowane są najbardziej radykalne decyzje i kierowani są do nich najbardziej brutalni partyjni aparatczycy.
Są więc w Zjednoczonej Prawicy silne wewnętrzne bariery przed zmianą dotychczasowych idei i politycznych emocji. Ci ludzie, dążąc do nierealnej i szkodliwej dla Polski autarkii, w równym stopniu obawiają się wpływów liberalnego Zachodu, jak i zagrożeń ze strony imperialnej Rosji. Z PiS-em jest tak, jak ze skorpionem ze znanego dowcipu, który prosił żabę, aby go przeprawiła przez rzekę. Przysięgał przy tym, że jej nie ukąsi, bo wtedy oboje by utonęli. Niestety, na środku rzeki skorpion ukąsił żabę, tłumacząc się, że taka już jest jego natura. PiS w stanie zagrożenia może współdziałać ze światem liberalnym, ale nigdy nie będzie jego częścią, bo taka już jest natura tej partii. Dopóki będzie ona rządzić, dopóty Polska znajdować się będzie poza granicami wolnego świata.
Autor zdjęcia:Markus Spiske
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl