Przegłosowana ostatnio czternasta emerytura to kolejna salwa w wojnie pokoleń. Wojnie trwającej od pewnego czasu, choć często nieuświadomionej. Wojnie, która już kształtuje nowe linie podziału, choć niewielu już ją dostrzega. Jednak nie sposób inaczej niż wojną pokoleń nazwać transfer ponad 11 mld złotych (kolejny – bo nie zapominajmy -taki sam dokonał się w przypadku trzynastej emerytury) do ludzi posiadających – może niezbyt wysokie, ale pewne i waloryzowane dochody w czasie, kiedy młodzi właśnie tracą pracę, a często dorobek życia. A tracą go właśnie w imię ochrony tychże starych – bo to im zagraża COVID.
Dekady niskiej dzietności doprowadziły do tego do czego doprowadzić musiały – gerontokracji czyli rządów starców. I to gerontokracja wielopoziomowa. Średnia wieku cokolwiek znaczących polityków jest widoczna na pierwszy rzut oka. Mniej osób wie, że 1/3 osób mających prawa wyborcze ma powyżej 60 roku życia, a ponad 45% więcej niż 50 lat. Oni Polską rządzą i rządzić będą. Polska zaś będzie kształtowana pod ich imaginarium i potrzeby. Prawa reprodukcyjne, które dotyczą młodych mogą być swobodnie ograniczane by starsi poczuli ciepełko, że zrobili coś (we własnym mniemaniu) dobrego. I niech sobie młodzi protestują – jest ich za mało by mogli wygrać politycznie. To zresztą zjawisko nie tylko polskie – w Wielkiej Brytanii to starzy tęskniący za imperium zafundowali młodym Brexit, któremu ci drudzy byli przeciwni.
Demokratyczna arytmetyka jest nieubłagana i nie dziwi, że ustawa przeszła prawie jednogłośnie. Tylko 19 osób zdecydowało się na sprzeciw z czego większość to niedobitki Nowoczesnej i Klaudia Jachira a do tego 6 wolnościowców z Konfederacji. To co dziwi to brak na tej liście Lewicy. Rozumiem tradycyjne przywiązanie do analizy społeczeństwa pod kątem podziałów klasowych – tylko ten podział zdezaktualizował się dość dawno temu oraz że rozbudowywanie wydatków socjalnych jest zawsze dobre. Tymczasem zawsze wydawało mi się, że osią lewicowego myślenia jest myślenie o słabszych – a tu stroną zdecydowanie słabszą są właśnie młodzi. Jednak takich „odważnych” nie będzie wielu, skoro głosy wyborców są gdzie indziej.
A co mogą zrobić młodzi? Po pierwsze chyba muszą nabyć „świadomości pokoleniowej”. Ciekawe ilu zorientowało się w tym, że obniżanie wieku emerytalnego, podnoszenie najniższych emerytur, utrzymywanie przywilejów, trzynaste i czternaste emerytury to zamach na przyszłość ich i ich dzieci? Ilu zdaje sobie sprawę, że reakcja na pandemię jest w większości na ich koszt i na korzyść kogoś zupełnie innego? Póki co niejeden przyklaśnie takim rozwiązaniom – pewnie licząc, że kiedy sam dotrwa do emerytury będzie miał się świetnie. Stąd gremialne poparcie dla obniżenia wieku emerytalnego – dobre dla dzisiejszych 55-latków i złe dla całej reszty. Mało kto zdaje sobie dziś sprawę z tego, że nasz system nie utrzyma się tak długo, a właściwie utrzyma się tak długo jak długo młodzi dadzą radę za niego co raz więcej płacić.
Tylko nawet jeśli młodzi wreszcie dostrzegą otaczające ich realia niewiele będą w stanie zrobić w ramach procesu demokratycznego. Pozostaną tylko metody niedemokratyczne – co nie kojarzy się dobrze. Niestety młodym przyjdzie prawdopodobnie zagłosować nogami – zaś wygrają te kraje, które oprą się zakusom by młodych wyzyskać – bo do swojego grona nielicznych młodych dokooptują imigrantów – co pomoże zbilansować ich system emerytalny. Polska idzie w tym zakresie wbrew rozsądkowi (jako jedyna obniżała wiek emerytalny, kiedy w innych, sporo bogatszych krajach go podnoszono) więc pewnie stanie się po raz kolejny dawcą migrantów. Starzy zaś zostaną sami z niskim wiekiem emerytalnym, trzynastymi i czternastymi emeryturami, za które kupią dwie bułki.
Autor zdjęcia: Stéphane Juban