Zmienia rzeczywistość, poddaje w wątpliwość, daje do myślenia – Joanna Hawrot przez uwspółcześnioną formę kimona edukuje. Dzięki jej pracom odrabiamy lekcje odpowiedzialności za cielesność i uczymy się nowej retoryki przyjemności. To kolejny wymiar powtórnego umagicznienia, które pozwala nam na powrót do wspólnoty – nie tylko wyobrażonej, ale i realnej.
Alicja Myśliwiec: Ten cykl zatytułowałam „hokus-pokus”. Gdyby to hasło przyłożyć do tego, co robisz życiowo i zawodowo, jak można je zinterpretować?
Joanna Hawrot: Projektowanie, wybór tej ścieżki życiowej był dość nieoczywisty, można powiedzieć magiczny. Kończyłam prawo, jednocześnie realizowałam swój pierwszy artystyczny projekt. Nigdy nie zapomnę tego uczucia, gdy wszystko wywróciło się do góry nogami. Po raz pierwszy poczułam takie emocje, taką adrenalinę, otwierającą się drogę, o której istnieniu nie miałam pojęcia. Wspominam ten moment jako dość nieoczywisty w moim życiu. Przez wiele, wiele lat nie rozumiałam, dlaczego zajęłam się projektowaniem nie tyle samych ubrań, co pewnych wyobrażeń, zamykaniem w tkaninie emocji, oczekiwań w stosunku do siebie i też do innych, do świata. Chodzi o odczarowanie szarzyzny, ucieczkę od rutyny.
To też wyczarowywanie drogi do siebie. Kolejne tematy, które przywoływałaś w swoich pracach przypominają, że „koszula blisko ciała”. U ciebie cielesność tkanin łączy się jednocześnie z przyjemnością…
Tak. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że ubranie jest najbliżej naszej skóry. Jest pierwszą warstwą, którą mamy przy sobie zawsze. Dla mnie bardzo ważne jest, żeby kontakt z tkaniną, z projektem był emocjonalny. Żebyśmy świadomie nosili rzeczy i zdawali sobie sprawę, co komunikujemy sobie i światu. Jeśli chodzi o kontakt z ciałem, to mój nowy projekt „Cała przyjemność po mojej stronie” koncentruje się wokół kobiecej przyjemności, fantazji erotycznych, bliskości… Miałam na myśli bliskość kobiet między sobą, ze sobą w ogóle, dawanie sobie przyzwolenia na przyjemność, wyzwalanie tego, co najczęściej chowamy pod spód.
Czyli ubrania pozwalają opowiadać historie tego, co zakryte?
Tak. Są „portalem” pomiędzy nami, a tym zewnętrznym światem. Pozwalają przenosić treści, które skrywamy. W sytuacji, kiedy pokazujemy sceny erotyczne, robimy to w sposób bardzo taktowny, czuły, wrażliwy. Ciało nie jest przedmiotem, a podmiotem tej opowieści. To zmienia optykę postrzegania nie tylko rysunków, w tym przypadku Angeliki Markul, z którą współpracowałam przy tym projekcie, ale samej formy ubrania, która jest nastawiona, aby nas otwierać.
Czego się dowiedziałaś o cielesności dzięki ubraniom?
To bardzo ciekawe pytanie. Gdy zapraszałam do współpracy Natalię Miedziak-Skonieczną – fotografkę, która na co dzień fotografuje naturalne kobiety w różnym wieku – chciałam, żeby właśnie takie kobiety zaprosić do naszego projektu, do kampanii. Nie spodziewałam się, że bezpośredni kontakt z kobietami, z ich nagimi ciałami, z różnymi formami cielesności w takiej intensyfikacji, będzie miał tak duży wpływ. Na co dzień nie widujemy kilkunastu nagich kobiet blisko siebie, widząc wszystkie szczegóły, analizując anatomię. To było dla mnie bardzo wyzwalające. Pomogło mi zaakceptować moje własne ciało, do którego zawsze miałam bardzo dużo pretensji i wiele rzeczy mi się w nim nie podobało. Nagle zauważyłam, że kobiety z „normalnymi” ciałami, mają mnóstwo pięknych, ale też normalnych niedoskonałości, mogą się cieszyć własną fizycznością i czują się w niej wyzwolone. Projekt okazał się mocno terapeutyczny. Wszystkie biorące w nim udział kobiety działały bez barier, ograniczeń, które stawia nasze własne ciało. Od dziecka powtarza się nam, czego nie wolno. Ten cały projekt był o tym, że nam właśnie wolno. Chciałam pokazać, co nam wolno, z ogromną czułością i wrażliwością wobec siebie, z szacunkiem dla ciała i emocji.
To co nam wolno?
Okazuje się, że wszystko to, na co mamy ochotę, co nas odżywia. No i teraz pytanie, co nas odżywia? Co nam robi dobrze?
Jaka potrzeba jest głębiej…
To już jest, mam wrażenie, pytanie do każdej z nas. Jako kobiety mamy wspólne pole, które dla nas jest intensywne, ważne i odżywiające, jak siostrzeństwo, plemienność, spotykanie się w grupie. Takie elementy, od których sama przez pół życia uciekałam, bo wydawało mi się to zbyt kobiece i zbyt jakieś takie… small talkowe, niepotrzebne, myślałam, że sama dam sobie świetnie radę. Nie byłam wychowywana w grupie wielu kobiet, gdzie wszystkie razem budowałyśmy społeczność. Mamy córki odseparowane od mam, wnuczki od babć i tak dalej. Okazuje się, że wszystkie relacje, które budujemy w najbliższej rodzinie, między kobietami, mają ogromną moc, i to niby nie jest odkrywcze, a jednak z jakiegoś powodu pomijamy takie relacje, sama je długo pomijałam. Uświadomiłam to sobie, kiedy stałam się mamą. Okazało się, że nie mam w swoim bliskim otoczeniu kobiet, które mogłyby mi pomóc swoim doświadczeniem, radą, bo te rady czy doświadczenie, które słyszałam wtedy, wydawały mi się bardzo sztampowe i mimo wszystko mało uważne na sytuację, w której byłam. Gdy zaczęłam poznawać kręgi kobiet wokół Natalii, fotografki naszego projektu „The pleasure is mine”, nagle okazało się, że wsparcie, które dają nam kobiety dzielące podobne doświadczenia, jest totalnie bezcenne. To niezwykle budujące. To było dla mnie jakieś totalne odkrycie.
Jakie było twoje wejście w kobiecy świat? Mówię „wejście”, bo gdybyśmy używały słowa „powrót”, to należałoby założyć, że intensywność była wcześniej, a mam wrażenie, że, tak jak powiedziałaś, że my tego z założenia, nasze roczniki, nasze pokolenie było tego pozbawione, że nikt nie uważał tego za potrzebne…
To jest spuścizna, w pewnej mierze, emancypacji kobiet. Tak chciałyśmy być niezależne, że stałyśmy się niezależne nawet od tego, co nas zasila. Ze strachu, że ktoś nas skrzywdzi, zdominuje, że męski świat nam znów zabierze wolność, zaczęłyśmy bardzo się chronić i uciekać od siebie samych. Powrót do kobiecych, pierwotnych relacji jest moim odkryciem. Tak bardzo staram się być niezależna i silna, że wybudowałam sobie schron. W sytuacji, kiedy zobaczyłam, że przecież nikt mi nie zagraża, że te wszystkie kobiety są pozytywnie do mnie nastawione, że możemy sobie nawzajem dużo dać i bardzo sobie pomóc w przeżywaniu codzienności, macierzyństwa czy kobiecości, doznałam jakiegoś szoku. Energia kobieca, z którą się spotkałam, była totalnie bezinteresowna. Uruchomiły się instynkty, które u mnie były skrupulatnie schowane. Ściąganie masek przy innych kobietach, dostrzeżenie, że nikt niczego nie udaje, nie musi się starać, jest niesamowite.
Nie trzeba zasłużyć na uwagę.
Super wyzwalające. To, co mnie bardzo poruszyło, uważność i wgląd w drugą osobę. To też nie jest oczywiste w czasach, w których wszyscy mamy tak wiele na głowie i ciężko jest skupić uwagę. To było dla mnie bardzo cenne, byłam pozytywnie zaskoczona, że są jeszcze takie sytuacje, kiedy ktoś z wielką uwagą Ci się przygląda.
I możesz się od niego uczyć.
To nowy wymiar. Jak zaczęłyśmy pracować z Angeliką Markul, chciałyśmy dać kobietom trochę czułości, takiej nienachalnej, która z jednej strony jest powiązana z fantazjami erotycznymi, z naszym swobodnym wyrażaniem erotyki, ale też z przyjaźnią, siostrzeństwem, które jest szczere. W trakcie pracy nad projektem pojawiła się Natalia, która zbudowała razem z nami koncept modowo-fotograficznego projektu „Cała przyjemność po mojej stronie”. Zgromadził się więc zespół kobiet, które tworzą dla innych kobiet, ale otwierają się też na dialog z mężczyznami. Zaprosiłyśmy ich do kontaktu, dialogu. Komunikujemy, że są dla nas ważni, nie udajemy, że jesteśmy samowystarczalne. Chciałam pokazać wrażliwą stronę męskości, zobaczyć i poczuć ich perspektywę.
To była też Twoja pierwsza kolekcja dla facetów. Debiut!
Wcześniej nie czułam ich „wizualnie”. To też było otwieranie się na nową przyjemność z projektowania, odkrywania nowych rejonów.
Do czego można to porównać?
Jakby brałam na wokandę nowe doznania, uczucia. Myślę, że w tym przypadku, przyjemność była po obu stronach.
Kiedy kampania wydostała się spoza tego kręgu, w którym była tworzona, co pojawiało się z tyłu głowy?
Bałam się strasznie, że dostanę po tyłku, że spłynie na mnie fala hejtu. Te pierwsze obawy były bardzo powierzchowne. Bałam się, że moja kolekcja i nasze kreacje zostaną zrozumiane na opak, a całość zostanie odebrana jako zbyt erotyczna. Bałam się oskarżeń o wulgarność, do której jest mi bardzo daleko. Ciekawiło mnie, czy subtelność, nad którą tak bardzo pracowałyśmy z Natalią i Angeliką, zostanie zauważona, czy ten komunikat, który tak skrupulatnie budowałyśmy, zostanie właściwie odebrany. Nie wyobrażasz sobie, jakie było moje zaskoczenie…
Kiedy okazało się, że strach miał wielkie oczy…
Dokładnie. Nie spłynęła na nas ani jedna negatywna opinia. Byłam w szoku. Pamiętam, jak Natalia do mnie dzwoniła i pytała: no już? Już ten hejt spłynął? Do tej pory mam coś takiego z tyłu głowy, że się zastanawiam, że może to jest odwleczona egzekucja, że to jeszcze przyjdzie z nowym sezonem. Wczoraj miałam taką sytuację, à propos tego komentarza, że przyszedł Pan i powiedział, że jego kobieta zastanawia się nad kupnem spodenek w brzydkie obrazki. I tak sobie pomyślałam o tych „brzydkich obrazkach”. Wynika z tego, że sceny kobiet, które dają sobie uczucie, miłość i przyjemność, są wciąż odbierane jako brzydkie. Zastanowił mnie ten męski komentarz. Jeszcze dużo mamy do zrobienia i ta lekcja nie została do końca odrobiona. Erotyka, seks, to wciąż guilty pleasure. To jest dla mnie wciąż zaskakujące, że jeszcze teraz, w dwudziestym pierwszym wieku, jest nam ciężko zrozumieć, że to jest podstawowe uczucie i podstawowa potrzeba, która jest nam niezbędna do życia i ona wcale nie musi być unurzana w brudzie i grzechu. Wiele rzeczy w tym projekcie mnie zastanawia.
Myślę, że jeszcze wiele rzeczy będzie pracowało, ale to też ciekawe, że wy jako artyści odrabiacie pewną lekcję z edukacji społeczno-kulturalnej. Taką lekcję odrabiacie wy ze swoimi odbiorcami, za jaką nigdy nie brał odpowiedzialności system edukacyjny. Ta przepaść jeszcze bardziej się powiększa. Minister Czarnek mówiący otwarcie o cnotach niewieścich, edukacja seksualna w szkołach, która jest tematem tabu, Anja Rubik z sexed.pl robiąca więcej niż ministerstwo edukacji i ministerstwo zdrowia.
Wiesz, z jednej strony ja sobie nie wyobrażam zabierania głosu swoimi pracami, jeżeli ten głos nie jest choć trochę ważny dla mnie bądź dla innych osób. To byłoby niepotrzebne zajmowanie sobie i innym czasu. Wszystkiego jest za dużo. Szkodzimy środowisku i sobie. Jeżeli już coś robimy, decydujemy się zmaterializować pomysły, to niech one będą po coś i będą ważne, niech będą odżywcze. Gdy po raz pierwszy zrobiłam kolekcję inspirowaną erotycznymi drzeworytami japońskimi SHUNGA, zaczęłam uświadamiać sobie, jak temat seksualności jest nadal nieprzepracowany, także dla mnie. Kobiecość, erotyka, siostrzeństwo, to były tematy mi obce. Czułam, że chcę je przepracować dla siebie.
Twoje prace to zapis indywidualnych poszukiwań, do których, jak się okazało, przyłączyły się inne kobiety. Co jeszcze z nich wynika?
Emocjonalność zapisów. Wychodzimy od intymnych, prywatnych procesów, które przerabiamy przez projektowanie i tworzenie prac, poprzez uniwersalne przekazy, wypuszczamy to dalej, każdy teraz może sobie z tego wziąć to, co mu w tym momencie jest potrzebne. Zaczęłyśmy od pierwszej wspólnej kolekcji „ Nów”, w której pracowałyśmy z atramentowymi plamami Rorschacha. Było to bardzo abstrakcyjne, akwarelowe bawienie się plamą, która w naszej kulturze kojarzy się ze wstydem. W drugiej, najnowszej kolekcji odnosimy się do określonych stanów: płaczu, miłości, erotyki, relacyjności, siostrzeństwa. Tworzymy mitologię kobiecych doznań, które mają różne formy przeżywania ekstazy, rozpaczy, miłości, zranienia, rozczarowania, cielesności. Są więc łzy, dłonie splecione w miłosnej ekstazie, całujące się usta, przebite serce, włosy. Rysunki powstawały przez sześć miesięcy, od takich pojedynczych prac, po takie, które powstawały z takiego jednego gestu, malowane, rysowane jednego dnia w jednym stanie emocjonalnym. To szalenie ciekawe.
Kiedy teraz patrzysz na ten przedział od 2016 roku, mamy 2021 – w jakim kierunku idzie Twoja uwaga?
Coraz mniej chcę się przypodobać odbiorcy i temu, co jest na zewnątrz. Uwagę coraz bardziej kieruję do środka. Mam wrażenie, że z jednej strony te prace mają coraz większe zakresy, towarzyszy im pewien rozmach w realizacji, natomiast tematycznie są bardzo intuicyjne, pierwotne.
A gdzie dzisiaj jest to „hokus-pokus”?
To historia zachwytów. Cieszą mnie teraz małe rzeczy. Ta największa magia wytwarza się w środowisku rodzinno-przyjacielskim. Dla mnie to jest wielka przyjemność realizować osobiste fascynacje w gronie ludzi, których lubię i podziwiam. Staram się, by wszystkie moje zachwyty były blisko mnie.
W takim stosunku jak ubranie do ciała?
W pewnym sensie. Do tematu ciała planuję wracać. Przygotowuję się do tego. Tak naprawdę jestem trochę strachliwa, dlatego realizuję odważne projekty. Mówię o tym na głos.
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi w dniach 10 – 12.09.2021.
Dowiedz się więcej na stronie: https://igrzyskawolnosci.pl/
Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.