-
Chciałbym jedynie pojąć, jak to jest możliwe, że tylu ludzi, tyle miasteczek, tyle miast, tyle narodów znosi niekiedy pojedynczego tyrana, który ma moc jedynie od tych, którzy mu ją dają.
-
(…) czyż nie jest jasne, że po to, by się umocnić, tyrani usiłują przyzwyczaić lud nie tylko do posłuszeństwa i służalczości, ale też do dewocji?
-
Jest doprawdy czymś zdumiewającym – a przecież tak powszechnym, że wypada raczej zgrzytać zębami niż się dziwić – widzieć milion ludzi haniebnie podporządkowanych, dźwigających jarzmo, nie dlatego, że zmusiła ich do tego jakaś przemożna siła, lecz dlatego, że ulegli fascynacji i oczarowaniu imieniem jednego, którego nie powinni się bać, ponieważ jest sam, ani kochać ponieważ jest wobec nich nieludzki i okrutny. Na tym polega wszakże słabość ludzi: zmuszani do podlegania i kunktatorstwa, tracą ducha.
-
Jednej z dwu rzeczy trzeba bowiem do tego, aby ludzie, o ile są ludźmi dali się zniewolić: przymusu albo oszustwa.
-
Miałbym ochotę zapytać: co wybraliby ludzie, którzy osobliwym trafem nie doświadczyli niewoli ani nie zasmakowali wolności – nie znając nawet miana ni jednej, ni drugiej – gdyby zaproponowano im być poddanymi lub żyć w sposób wolny? Bez wątpienia woleliby podlegać jedynie rozumowi niż służyć jakiejś jednej personie.
-
Nieszczęśnicy, bezrozumni, z uporem trwający przy swej niedoli i ślepi na własne dobro! Pozwalacie, by jawnie pozbawiano was tego, co w waszym dobytku najcenniejsze, by grabiono wasze pola, okradano was, zabierano z domów stare meble przodków! Żyjecie w taki sposób, że nic już do was nie należy. (…) A wszystkie te szkody i niedole, całą tę ruinę zawdzięczacie nie waszym wrogom, ale jednemu wrogowi, temu właśnie, którego sami uczyniliście tym, kim jest, temu, dla którego tak odważnie wyruszacie na wojnę i dla potęgi którego nie odmawiacie wystawiania się na śmierć. (…) Ma przewagę tylko w zakresie środków, jakich mu dostarczacie, aby was niszczył. Skąd bierze on oczy, które was szpiegują jeśli nie od was? Skąd bierze tyle rąk, aby was chwytać jeśli nie od was? A czy stopy, które depczą wasze miasta, nie są waszymi stopami? Czy ma nad wami władze, która nie pochodziłaby od was? (…) Obsiewacie pola, by on mógł je pustoszyć, wyposażacie domy, by miał co grabić (…) Od tych niegodziwości, których nie zniosłoby nawet zwierzę, moglibyście się uwolnić, gdybyście tylko zechcieli spróbować.
-
Pewne jest, że tracąc wolność, tracimy też męstwo.
-
Tyrana nie musimy zwalczać ani zabić. Unicestwi się sam, byleby tylko kraj nie chciał mu dłużej służyć. Nie chodzi o to, by czegoś go pozbawić, ale o to, by niczego mu nie dawać. Nie trzeba, ani kraj zabiegał o coś dla siebie, wystarczy, jeśli nie będzie robił niczego przeciw sobie. Tak więc to same narody pozwalają czy może raczej każą się gnębić, jako że uniknęłyby tego, gdyby nie chciały więcej służyć. Lud sam oddaje się w niewole i podrzyna sobie gardło; mogąc wybrać poddaństwo albo swobodę, odrzuca wolność i przyodziewa jarzmo; przystaje na niedole, czy raczej jej szuka (…) Gdyby bycie wolnym było jakąś fatygą, wówczas nie śmiałbym naciskać; nawet jeśli tym, co lud powinien mieć na względzie, są jego prawa naturalne i, by tak rzecz, powrót od zwierzęcości do ludzkości. Nie oczekuję jednak od niego aż takiej odwagi; wiem, że przekłada on bezpieczne życie w nędzy nad płochą nadzieję na życie zgodne z oczekiwaniami. Jednakże! Jeśli gwoli dysponowania wolnością wystarczy jej pragnąć, jeśli potrzeba do tego jedynie zwykłej chęci, to czy znajdzie się na świecie naród, który sądziłby, że płaci za drogo, nabywając ją tylko za sprawą prostego życzenia.
-
Zawsze istnieją nieliczni, obdarzeni większymi talentami od pozostałych, którzy czują na sobie jarzmo niewoli i nie ustaną w wysiłkach zrzucenia go. Są to ludzie, których nie da się przyzwyczaić do uległości i którzy – jak Odys na lądzie i morzu stale wypatrujący dymu ze swego komina – nie mogą przestać upominać się o swoje naturalne przywileje i wspominać swych przodków i ich zwyczajów. To oni właśnie, będąc jasnego umysłu i silnego ducha, nie godzą się, jak ogłupiałe masy, patrzeć wyłącznie na czubki swoich nosów, chcą spoglądać dalej, za siebie i przed siebie, przywoływać wydarzenia przeszłe po to, by lepiej oceniać te, które dopiero nadejdą, i zarówno jedne, jak drugie zestawiać z aktualnym stanem rzeczy. Ludzie ci, choć nie brakuje im mądrości, wciąż nad sobą pracują, ucząc się i studiując. Jeśliby nawet wolność miała zniknąć z powierzchni ziemi, oni wymyśliliby ją na nowo. Nie potrafią pogodzić się z niewolnictwem, nawet jeśli jest ono dobrze zamaskowane.
-
Niedobrze jest mieć kilku panów, miejmy więc tylko jednego
Niech jeden będzie panem, niech jeden będzie królem.
Tak, według Homera, publicznie ozwał się Ulisses. (…)
Chwila namysłu pozwala jednak ustalić, że jest skrajną niedolą poddaństwo jednemu panu, którego dobroci nie można nigdy być pewnym i któremu władza umożliwia bycie niegodziwym, kiedy tylko zechce. Co do podlegania kilku panom – oznacza to tylko pomnożoną niedolę.
-
Jeśli jednak stu albo i tysiąc znosi opresję jednego, czy powiemy, że nie śmią zwrócić się przeciw niemu lub że tego nie chcą? Chodzi tu o tchórzostwo czy może raczej o pogardę?
A wreszcie, kiedy widzi się nie tysiąc ludzi, ale sto krajów, tysiąc miast, milion ludzi niezdolnych przeciwstawić się temu, kto traktuje ich jako sługi i niewolników, jakże to zakwalifikować? Czy jest to gnuśność? Wszystkie przywary mają przecież granice. Dwóch, a niechby i dziesięciu, może się bać jednego; ale żeby tysiąc, milion, tysiąc miast nie potrafiło oprzeć się jednemu człowiekowi! To nie tchórzostwo. Nie można zabrnąć w nim aż tak daleko.
-
Jest jednak coś, czego ludzie, nie wiem z jakiego powodu, nie mają siły pragnąć: chodzi o wolność, tak przecież wielką i lubą!
-
Postanówcie więcej mu nie służyć, a będziecie wolni. Nie proszę was, abyście go przegnali lub przeciw niemu wystąpili, ale tylko byście go już nie podtrzymywali. A wówczas zobaczycie, jak ów kolos, którego pozbawiono fundamentu, zacznie tracić równowagę, a wreszcie runie.
-
Prawdę mówiąc, całkiem niedorzeczne wydaje się pytanie, czy wolność jest czymś naturalnym, ponieważ nie można nikogo uczynić poddanym, nie wyrządzając mu zarazem szkody: nie ma w świecie niczego bardziej niezgodnego z doskonale rozumną naturą niż niesprawiedliwość.
-
Są trzy rodzaje tyranów. Jedni panują, wybrani przez lud, inni dzięki wsparciu armii, jeszcze inni wskutek sukcesji.
Ci, których wybiera lud, traktują go jak zwierzę do udomowienia, zdobywcy widzą w nim łup, a sukcesorzy – stado niewolników w oczywisty sposób im przynależnych.
-
Ludzie, urodzeni w niewoli, karmieni i wychowywani w poddaństwie, niezdolni patrzeć w przyszłość, zadowalają się życiem w warunkach, w jakich się urodzili, i w ogóle nie myślą o posiadaniu innych dóbr ani innych praw oprócz tych, jakimi dysponują: stan, w jakim się urodzili, uznają za naturalny.
-
Z pomocą swych praw i sztuki politycznej ten Likurg wyedukował Lacedemończyków w taki sposób, że każdy z nich wolałby raczej umrzeć po tysiąckroć, niż poddać się innemu panu aniżeli prawo i rozum.
-
Tylko Spartanie powiedzieli prawdę, ale każdy w tej sprawie wyrażał się stosownie do odebranej edukacji. Równie niemożliwe było bowiem dla Persa żałować wolności, którą nigdy się nie cieszył, jak dla Lacedemończyków, którzy jej smakowali, trwać w niewoli.
-
Do natury człowieka należy wolność i to, że chce być wolny, łatwo jednak nabiera on przyzwyczajenia do czegoś innego, gdy skłania go ku temu edukacja. Powiedzmy więc, że jeśli wszystkie rzeczy okazują się dla człowieka naturalne, kiedy on się do nich przyzwyczaja, to jedynym stałym aspektem jego natury jest pragnienie rzeczy prostych i niezmiennych. Tak więc pierwszą przyczyną dobrowolnej niewoli jest przyzwyczajenie.
-
Wielki Turek słusznie zauważył, że książki i myślenie bardziej niż cokolwiek innego uzbrajają ludzi w godność i nienawiść tyranii.
-
Pierwszą przyczyną, dla której ludzie służą dobrowolnie, jest ta, że rodzą się oni niewolnikami i na takich są wychowywani. Z tej pierwszej przyczyny wywodzi się też następna: pod panowaniem tyranów ludzie łatwo stają się gnuśni i zniewieściali.
-
Jedno jest wszakże pewne: tyran wierzy, że jego władza jest utrwalona, o ile dotarł on do punktu, w którym ma za poddanych tylko ludzi bez wartości.
-
Tyrani wykorzystują naturalną skłonność ciemnego ludu, który zwykle liczniejszy jest w miastach; lud podejrzliwie odnosi się do tych, którzy go kochają, ufa zaś tym, którzy go zwodzą. Czy nie sądzicie, że żaden ptak nie łapie się szybciej na wabik ani żarłoczna ryba na haczyk, niż dają się znęcić wszyscy ci ludzie, którzy przystają na niewolę, gdy tylko zasmakują odrobiny zbytku? Rzecz to zdumiewająca, że dopuszczają się tego w zamian za tak ulotne łaskotki. Teatr, gry, komedie, widowiska, gladiatorzy, dziwne zwierzęta, medale, obrazy i inne odurzające środki były dla starożytnych ludów przynętami poddaństwa, ceną za ich wolność, narzędziami tyranii. Do tych powabnych praktyk i sposobów uciekali się starożytni władcy, by utrzymać w jarzmie swoich poddanych.
-
Ciemny lud zawsze był taki: do rozkoszy, której nie może z dostojeństwem przyjąć, lubieżnie się garnie; od krzywdy i cierpienia, które może szlachetnie znosić, skrzętnie się odwraca.
-
Królowie Asyrii, a po nich królowie Medów, niezwykle rzadko pojawiali się publicznie, aby lud sądził, że uosabiają coś nadludzkiego i mniemał o nich jak o rzeczach, których nie można zobaczyć na własne oczy.
-
Sami tyrani uznawali za dziwne to, że ludzie tolerują złe traktowanie. Dlatego też, pragnąc usankcjonować swą niegodziwość, chętnie okrywali się płaszczem religii i zdobili insygniami boskości.
-
Przechodzę teraz do punktu, który jest, według mnie, siła napędową i tajemnicą panowania, podporą i fundamentem wszelkiej tyranii. (…)
To nie konne oddziały, kompanie piechoty ani armie chronią tyranów, lecz czyni to (z trudem przyjdzie w to uwierzyć, choć taka właśnie jest prawda) czterech czy pięciu ludzi, którzy go podtrzymują i poddają mu cały kraj. Zawsze tak było: pięciu czy sześciu zyskiwało dostęp do jego ucha, zbliżali się do niego sami lub byli przezeń werbowani, by stać się wspólnikami jego okrucieństw, kompanami jego rozkoszy, stręczycielami jego żądz i beneficjentami jego grabieży. Podjudzają szefa, aż staje się on niegodziwcem wobec swojego ludu, czerpiąc nie tylko z niegodziwości własnej, ale i tych, którzy go otaczają. Tych sześciu ma pod sobą sześciuset, których deprawują tak samo, jak wcześniej zdeprawowali tyrana. Sześciuset ma z kolei pod swoją kuratelą sześć tysięcy, których wynieśli do różnych godności. Dają im w zarząd prowincje lub zlecają zawiadywanie pieniędzmi, wpędzając ich w pułapkę chciwości lub okrucieństwa i całkowicie od siebie uzależniając. Kiedy bowiem niegodziwość funkcjonariuszy ściągnie na nich niebezpieczeństwo, u swych protektorów szukać będą pomocy, przed odwetem praw i karą chroniąc się pod ich skrzydłami. Wielka jest liczba tych, którzy za nimi kroczą. I kto zechce rozwinąć sznur, zobaczy, że nie tylko sześć tysięcy, ale sto tysięcy i miliony lgną do tyrana za sprawą tego nieprzerwanego łańcucha, który ich spaja i z nim wiąże.Nasuwa się skojarzenie z Jupiterem, który u Homera chełpi się, że pociągając za łańcuch, sprowadza do siebie wszystkich bogów.
-
Oni chcą jednak służyć, by móc gromadzić dobra: jak gdyby można było cokolwiek zyskać w sytuacji, w której nie sposób nawet powiedzieć, że należy się do siebie.
-
Byłoby lepiej, gdyby faworyci pamiętali nie o tych, którzy dużo zyskali przy tyranie, lecz raczej o tych, którzy trochę się przy nim napasłszy, rychło stracili i majątek, i życie.
-
To pewne, że tyran nigdy nie kocha i nigdy nie jest kochany. Przyjaźń jest uświęconym mianem, rzeczą świętą. Zawiązuje się tylko między ludźmi szlachetnymi.
-
Nie może być przyjaźni tam, gdzie pojawiają się okrucieństwo, nielojalność i niesprawiedliwość. Jeśli łączą się niegodziwcy, jest to spisek, a nie stowarzyszenie.
-
Co za niedola, jakaż udręka, wielki Boże! Nocą i dniem zabiegać o względy jednego człowieka, a zarazem nie ufać mu bardziej niż komukolwiek na świecie! Być wciąż zmuszonym do czujności, by wiedzieć skąd nadejdzie cios, wytropić pułapki, wyczuć zakusy konkurentów, domyślić się zdrady! Uśmiechać się do każdego i strzec się wszystkich, nie mieć ani jawnego wroga, ani pewnego przyjaciela, obnosić się z promienną twarzą, kiedy truchleje serce! Nie móc okazać radości ani ośmielić się być smutnym!
-
Uczmy się więc czynić dobro.
— Étienne de La Boétie (1530-1563), „Rozprawa o dobrowolnej niewoli”