Religia tak samo jak każdy system wartości jest czymś skrajnie indywidualnym i intymnym. Tak intymnym, że pomimo istnienia masowych, instytucjonalnych wspólnot religijnych każdy z jej członków wyznaje ją inaczej, gra ona w jego życiu inną rolę. W inny sposób się manifestuje.
Jeśli wyznaję daną religię lub system wartości, to nakłada to na mnie zobowiązania wykraczające ponad to, do czego zobowiązuje mnie suche przestrzeganie prawa. Uważam, że powinnam pomagać innym, stronić od używek, dochowywać wierności małżeńskiej lub odżywiać się w określony sposób. Jedyną instancją dyscyplinującą mnie w związku z tym jest własne sumienie.
Jest to w porządku, o ile te dodatkowe (wobec prawa powszechnego i jego odmian w postaci różnych zasad, umów i regulaminów) zasady uważam za obowiązujące tylko wobec mnie. Jeśli inni ludzie się z nimi zgadzają i zamierzają je stosować, to wspaniale. Jednak nie mam żadnego prawa narzucać ich innym. Na przykład egzekwowany prawnie obowiązek jałmużny byłby absurdalny!
Dlaczego? Ponieważ obowiązki i zakazy religijne mają duży związek z życiem prywatnym człowieka, a w zakresie porządku publicznego nie wnoszą niczego, czego by już nie regulowało prawo świeckie. Owszem, przez wiele stuleci te porządki były tożsame lub w najlepszym wypadku mieszały się – odseparowanie obu sfer to jedna z cech nowoczesnego życia społecznego.
Za każdym razem „zeświecczenie” danej sfery życia wiązało się z silnymi protestami strony religijnej, wieszczeniem upadku obyczajów. Jest to tym ciekawsze, że zarazem te same religie, szczególnie wyznania chrześcijańskie, głoszą wolność człowieka. Zarazem jednak chcą, aby człowiek poruszał się w starannie kontrolowanym środowisku, chroniącym go przed niespodziewanym skorzystaniem z tej wolności.
Czyżby nawołujący do wprowadzania zasad religijnych do świeckiego prawa mieli świadomość, że te zasady nie są same w sobie wystarczająco przekonujące? Że autorytety do nich nawołujące są zbyt słabe, że filozofia stojąca za nimi jest zbyt mało atrakcyjna, aby wierni mieli chęć ich przestrzegać bez instytucjonalnego przymusu?
Im mocniejszy nacisk na pomoc państwa w tym zakresie, tym rosnące podejrzenie, że jest to wyraz desperacji i słabnięcia poparcia społecznego, a nie rośnięcia w siłę.
Jeśli chodzi o manifestowanie poglądów religijnych, to nie mam nic przeciwko temu, byle odbywało się to w sposób równy dla wszystkich i z poszanowaniem sfer świeckości. Nauczyciel ma prawo być wierzący, ale nie ma prawa wymagać tego od uczniów. Dziennikarz telewizji publicznej może uważać zmartwychwstanie Jezusa za fakt, ale nie może tak tego przedstawiać na antenie serwisu informacyjnego.
To rozdzielenie nie jest niestety wciąż w naszym kraju rozumiane, może z uwagi na dużą bierność państwa w wyznaczaniu granic tych porządków. Po 1989 roku wszelkie tego próby były odbierane jako zachowania właściwe dla komunistów. Czym zaowocowało posunięcie tej antykomunistycznej fobii do absurdu, obserwujemy obecnie.
Katarzyna Knapik – slawistka, tłumaczka, wiceprzewodnicząca regionu łódzkiego KOD
Od redakcji: powyższy tekst to zapowiedź debaty Klubów Liberalnych, która odbędzie się 24 czerwca o godzinie 17:30 w klubokawiarni 6. Dzielnica przy ul. Piotrkowskiej 102 w Łodzi. Wstęp wolny. Zmiany i skróty w tekście od redakcji.