Wbrew pozorom spór wokół zakazu handlu w niedzielę nie jest dla liberała – uwierzcie mi! – zagadnieniem tak jednoznacznym czy czarno-białym.
Niemalże powszechnym stało się przekonanie, że liberał musi bronić prawa do nieograniczonej swobody działalności gospodarczej wszelkich podmiotów relacji handlowych, czy to w niedziele czy też każdy inny dzień. Niemalże powszechnym stało się przekonanie, że liberał będzie padał na podłogę gestem Rejtana w obronie wolności autonomicznych jednostek do podejmowania aktywności konsumenckiej w niedzielę właśnie. Sprawa jednakże nie jest tak oczywista, jak to się prima facie zdaje.
Perspektywa 1: Wolność pozytywna
W trakcie ostatnich miesięcy w polskiej debacie publicznej – jeśli chodzi o kwestię wolnych od handlu niedziel – niezwykle często prezentowana była przez publicystów, polityków oraz komentatorów perspektywa wolności pozytywnej. Podnosiły ją przede wszystkim środowiska naukowe, intelektualne oraz polityczne bliskie liberalizmowi gospodarczemu czy też współczesnemu neoliberalizmowi. Kwintesencją tejże wolności pozytywnej miałoby być prawo każdego człowieka do decydowania o tym, jak będzie spędzał niedzielę, a zarazem prawo do spędzania niedzieli w centrach handlowych czy po prostu na zakupach. Zwykle dołączano do niniejszego ujęcia perspektywę liberalizmu ekonomicznego czy też neoliberalizmu, przyjmującą założenie o konieczności zagwarantowania swobody działalności gospodarczej wszystkim podmiotom, a zarazem odpowiednie ograniczenie możliwości ingerencji państwa w działalność podmiotów życia gospodarczego.
Wolność działalności gospodarczej jednak – jak twierdzi Friedrich August von Hayek, odwołując się do spuścizny Adama Smitha – „nie oznaczała (…) braku jakiegokolwiek działania państwa w tej dziedzinie”1. Sama więc zasada nieingerencji państwa nie jest wartością sui generis, „istotny jest raczej charakter niż zasięg działalności państwa”2. Zatem ingerencja byłaby dopuszczalna, gdyby stały za nią uzasadnione – przede wszystkim z perspektywy wolności jednostki – cele. Z drugiej jednak strony handel i konsumpcja to przecież dźwignia nie tylko bogactwa, ale i rozwoju. Bo przecież – jak wykazuje Smith – „kapitał, zastosowany dla osiągnięcia zysku, jest tem, co wprawia w ruch większą część użytecznej pracy w każdem społeczeństwie”3. Z jednej więc strony – wolny handel musimy utożsamiać z motorem postępu, z drugiej zaś – ingerujące w sferę handlu państwo samo w sobie nie musi stanowić przedmiotu krytyki, jeśli charakter tejże ingerencji jest uzasadniony.
Ponadto wziąć trzeba pod uwagę zaprezentowane przez Isaiaha Berlina wskazanie, iż wolność pozytywna zawsze „wynika z pragnień jednostki chcącej być panem swego losu”4. Człowiek wolny – z punktu widzenia wolności pozytywnej – zdaje się mówi: „Chcę być narzędziem swojej, a nie cudzej woli. Chcę być podmiotem, a nie przedmiotem; kierować się własnymi racjami i zamiarami, a nie ulegać czynnikom sprawczym działającym na mnie z zewnątrz”5. Z jednej więc strony, skoro wolna i autonomiczna jednostka pragnie sama decydować o sposobie spędzania przez nią niedzieli, skoro pragnie tego dnia spacerować po centrach handlowych i robić zakupy, dlaczego państwo – ów przytłaczający Lewiatan – miałoby jej w tym przeszkadzać? Z drugiej jednak strony – pamiętać musimy, że siła reklamy i marketingu, sprzedażowa propaganda i manipulowanie człowiekiem przy pomocy socjotechniki oraz narzędzi psychologii społecznej, sprawiają, że nie jesteśmy już tym samym „panem swego losu”, którego wyobrażał sobie Berlin.
Perspektywa 2: Wolność negatywna
Żeby jednak w pełni uchwycić problem z „wolną od handlu niedzielą” czy też z „zakazem handlu w niedzielę”, konieczne jest przyjrzenie się niniejszemu problemowi również z punktu widzenia wolności negatywnej. Tę zaś – wedle słów Berlina – mierzy się „zazwyczaj zakresem, w jakim nikt nie ingeruje w naszą działalność”6. Wolność negatywna, czyli tzw. wolność „od”, chroni człowieka przed zewnętrznymi formami przymusu i zniewolenia, płynącymi zarówno ze strony społeczeństwa, państwa czy też innych podmiotów życia zbiorowego. John Stuart Mill przekonuje, że „ani jedna osoba, ani pewna liczba osób nie ma prawa powiedzieć innej dojrzałej ludzkiej istocie, że nie wolno jej robić ze sobą dla swego własnego dobra, co się jej żywnie podoba”7. Zakaz handlu w niedzielę stanowi więc swoistą formę państwowego zinstytucjonalizowanego przymusu, skoro skierowany jest wobec „dojrzałych ludzkich istot”, które na swój własny sposób mają prawo realizować swoją wizję „własnego dobra”.
Sprawa zdaje się jednak wyglądać nieco inaczej, jeśli spojrzymy na zakaz niedzielnego handlu jako na formę zabezpieczenia ludzkiej wolności indywidualnej przed zakusami wielkich korporacji, w rękach których znajduje się handel wielkopowierzchniowy. Perspektywa wolności negatywnej sprawia, że również liberałowie klasyczni „gotowi byli przykrócić wolność w interesie innych wartości, a w gruncie rzeczy w interesie samej wolności”8, w myśl zasady, iż „swoboda jednych wymaga ograniczenia innych”9. Można jednak słusznie podnosić, że receptą dalece bardziej racjonalną i skuteczniejszą w zabezpieczaniu jednostki przed kapitałowymi gigantami byłaby rzetelna edukacja ekonomiczna oraz kształtowanie przez aparat państwa oraz podmioty niepaństwowe świadomości konsumenckiej. Znacznie bardziej pożądanym byłoby – z liberalnego rzecz jasna punktu widzenia – kształtowanie dojrzałych uczestników życia społecznego, w tym również życia ekonomicznego.
Po trzecie zaś – i bynajmniej nie wolno tego punktu widzenia pominąć – należy na ów zakaz handlu spojrzeć również jako zagwarantowanie autonomicznej jednostce wolności sumienia, wolności religii oraz prawa do swobodnego tych wolności praktykowania, jak również prawa do wypoczynku oraz swobodnego dysponowania własnym czasem. Zakaz ten ogranicza – z czym zgodziłby się Mill – wpływ podmiotów życia gospodarczego na życie pracownika. „Prawodawstwo przeciw gwałceniu dni świątecznych”10 – bo takiego sformułowania używa właśnie Mill – stanowić miało zabezpieczenie przed ewentualnym przymusem, jaki w sposób formalny bądź nieformalny stosować mogą pracodawcy względem pracowników, zmuszając ich – w sposób twardy bądź też miękki – do pracy w niedzielę czy inne dni świąteczne. Jak dowodzi Mill, zakaz taki nie wymusza na nikim podejmowania się określonych praktyk religijnych, ale chroni jednostkę przed wymuszaniem na niej działań niezgodnych z tej jednostki sumieniem czy światopoglądem. Z tej perspektywy więc na zakaz niedzielnego handlu trzeba spojrzeć również jako na zabezpieczenie wolności jednostki przed przymusem pracy.
Konkluzja: Prymarność wolności negatywnej
Tym, dla których niedzielny zakaz handlu stanowi instrument budowania swoistego porządku (społecznego czy też moralnego), przypomnieć należy słowa Hayeka, który podkreślał, że „możemy stworzyć warunki kształtowania jakiegoś porządku w społeczeństwie, lecz nie jesteśmy w stanie wyznaczyć sposobu, w jaki uporządkują się w odpowiednich okolicznościach jego elementy”11. Społeczeństwo kształtuje się samorzutnie, niezależnie od tego, jak wielkiemu naciskowi instytucjonalnemu jest ono poddawane. Zatem zakaz niedzielnego handlu, jeśli miałby stanowić formą miękkiego nacisku skłaniającego wolne jednostki do podejmowania jakichś form ludzkiej aktywności, nie może uzyskać legitymizacji ze strony myślicieli liberalnych. Państwo nie ma wymuszać na jednostce ludzkiej jakichkolwiek aktywności, ma jedynie hamować ją przed działaniami dla innych jednostek niebezpiecznymi, niekorzystnymi bądź w sposób nieuprawniony naruszającymi ich sferę autonomii.
Trzeba również pamiętać, że wolność negatywna – jak wskazuje Berlin – zawsze mieć musi charakter prymarny względem wolności pozytywnej. W pierwszej bowiem kolejności konieczne jest zagwarantowanie jednostce ludzkiej pełnej swobody, czyli zniesienie wszelkich nieuprawnionych i niekoniecznych form przymusu czy też ograniczeń. W drugiej zaś – zapewnienie jednostce wolności pozytywnej poprzez umożliwienie jej podejmowania wszelkich form aktywności, które gotowa jest podjąć. Podobnie trzeba postawić sprawę w kwestii handlu w niedzielę. W pierwszej kolejności zabieg ten należy potraktować jako narzędzie znoszące te formy przymusu, które ograniczałyby swobodę jednostek. Dopiero później uprawnionym będzie rozpatrywanie zakazu handlu w niedzielę w perspektywie wolności pozytywnej (a konkretniej: jako tej wolności naruszanie).
Pytanie zatem zasadnicze, a zarazem finalizujące niniejsze rozważania, dotyczyć musi tego, czy zakaz handlu w niedzielę jest rzeczywiście najlepszą formą zabezpieczenia autonomii jednostki przed nieuprawnionymi formami przymusu ze strony innych podmiotów życia społecznego czy ekonomicznego? Jeśli tak, wówczas zakaz ten będzie uprawnionym. Jeśli nie, wówczas trzeba odmówić mu usprawiedliwienia, a zaproponować inne instrumenty prawne, dzięki którym prawo do wolnej niedzieli (dla pracowników) stanie się faktem, nie zaś deklaratoryjną formułką. Trzeba też rozważyć, czy zakaz ów uczyni nas mniej podatnymi na pokusy konsumpcjonistycznej niewoli.
Sławomir Drelich – politolog i etyk, wykładowca akademicki (UMK w Toruniu) i nauczyciel licealny (I LO w Inowrocławiu), publicysta „Liberté!”
Przypisy: