Wolność dobrowolnych umów między dorosłymi ludźmi
UE każe nam wliczać prostytucję do PKB. Jest to trik księgowy, który zmniejszy relację długu publicznego do PKB w krajach Unii. Ale pośredni wynik tej operacji może się wielce przyczynić dla sprawy wolności. Wliczanie prostytucji do PKB ma pewien wymiar symboliczny. Mianowicie jest to cios wymierzony w hipokryzję, jakoby obywatele nie chodzili do burdeli.
Zakaz prostytucji, jako dobrowolnej umowy między dorosłymi ludźmi, jest pogwałceniem zasady wolności umów. Umoralnianie społeczeństwa za pomocą urzędów, przymusu i opodatkowania nie to, że jest przeciwskuteczne, to – co gorsza – jest pogwałceniem wolności osobistej tych, którzy umoralniać się nie mają ochoty (oraz tych, którzy całą tę machinę umoralniania finansują). Dodatkowo państwo poważnie tych zakazów nie traktuje – potępienie ma wymiar czysto symboliczny – co jeszcze bardziej obniża rangę prawa. Po co nam prawo, którego nikt nie przestrzega – włączając w to nawet tych, którzy sami je uchwalili?
Zwalczać powinniśmy jedynie te patologie związane z prostytucją, które są zaprzeczeniem dobrowolnych relacji. Najlepiej zacząć, od tego, żeby prostytutki miały prawo odstrzelić łeb tym podłym bydlakom, którzy je wykorzystują wbrew ich woli. Święte i odwieczne prawo do obrony oraz ukarania zbrodniarza za wyrządzenie niesprawiedliwości (polecam w tej sprawie roz. II, ustępy 7-12, w „Drugim traktacie o rządzie” Johna Locke’a) jest jedną z tych rzeczy, które może uzdrowić to środowisko z przemocy. Kolejną rzeczą jest aktywne i świadome społeczeństwo obywatelskie, które nie będzie zamykało oczy na niesprawiedliwość.
Jest to dobra wiadomość dla zwolenników wolności i tych konserwatystów, którzy chcą nawracać ludzi przemawiając im do rozsądku, a nie wysyłając do nich policję na koszt nas wszystkich. Jest to dobra wiadomość dla wszystkich przeciwników hipokryzji.
PS. Analogicznie sprawa ma się z narkotykami i przemytem.