Olga Brzezińska: Od wielu lat uczestniczymy w igrzyskach, w których stawką są kwestie najważniejsze, między innymi wolność – ta indywidualna, jak i ta zbiorowa. O nią chciałabym najpierw Panią zapytać – czym ona jest dla Pani? Jak rozumie Pani “wolność”.
Maria Peszek: To coś najważniejszego, dla mnie zarówno jako człowieka jak i artysty. Przede wszystkim myślę, że wolność to odpowiedzialność wyborów jakich się dokonuje i najbardziej fantastyczne jest to, że można tych wyborów dokonać. A ta odpowiedzialność jest czymś wyzwalającym, bo sprawia, że mamy poczucie sprawczości, że to właśnie od nas zależy jak się czujemy, jakich wyborów dokonujemy, jakimi drogami idziemy przez życie. I tak bym powiedziała, że ta odpowiedzialności jest czymś najsłodszym, co można sobie wymarzyć. I to jest coś co sprawia, że jesteśmy kim jesteśmy.
Olga Brzezińska: I to piękne powtórzenie nam się tutaj pojawia – właściwie słowo – które przewija się przez cały dzisiejszy dzień: “wolność”, ale również w połączeniu ze słowem: “odpowiedzialność”. I pięknie Pani mówi, że to jest właśnie ten najsłodszy ciężar, odpowiedzialność, którą niesiemy w imię wolności. Dla artysty wolność jest warunkiem niezbędnym, koniecznym, kluczowym dla tworzenia i dla ekspresji. Jednocześnie trzeba pamiętać, że artysta nie tworzy w próżni, to wszystko co dzieje się dookoła dotyka artystów tak samo jak każdych innych członków wspólnoty, zbiorowości, bo nie jesteśmy, ani artyści nie są, oderwani od tych kwestii, z którymi dzisiaj się zmagamy. Kryzys demokracji i fundamentalizmy, podziały, mowa nienawiści, wreszcie też pandemia, która przyniosła ze sobą szereg zupełnie nowych dla nas problemów, włącznie z wyzwaniami ekonomicznymi. Chciałabym zapytać Panią o rolę artysty/ artystki we współczesnym świecie. Nie oczekuję tutaj manifestu, ale jestem ciekawa jak Pani widzi swoje funkcjonowanie jako artystki w obliczu takich wyzwań i takich problemów.
Maria Peszek: Ja lubię myśleć o sobie, że moja rola podstawowa jako artysty to bycie katalizatorem zmiany. Rozumiem to w taki sposób, że natura obdarzyła mnie, słuchem i wrażliwością, które pozwalają mi zawczasu wychwytywać rzeczy, które dla większości są do przeoczenia. I moim obowiązkiem jest zrobić z tej wrażliwości użytek, zawierać te przeczucia nadchodzących zmian w piosenkach, w wypowiedziach i starać się ostrzegać przed nadchodzącymi kataklizmami, nadchodzącymi katastrofami. Wierzę w to, że są potrzebne także słowa nadziei, są potrzebne słowa jasności, jest potrzebne światło. I zawsze w takich momentach kryzysowych czy też przełomowych lubię myśleć, że moja społeczna przydatność jest szczególna w takich momentach. Ale nie lubię myśleć o sobie, że moim obowiązkiem jest czynne uczestniczenie tam gdzie dzieje się przewrót, gdzie dokonuje się rewolucja. I mam nadzieję, że nie będzie to zrozumiane jako unik, tylko bardzo świadoma decyzja, bardzo świadomy wybór funkcjonowania w jakimś sensie na aucie, na offie i przygotowania podglebia do tego co będzie potrzebne jak ta rewolucja, która teraz się dokonuje, się przewali. Tak rozumiem swoją rolę, ale bardzo podziwiam takich artystów, którzy potrafią i robią użytek natychmiastowy z drżeń, które się dzieją w danym momencie, czyli w publicystyczny sposób komentują to co się dzieje tu i teraz. Ja nie umiem tego robić, i nie lubię tego robić. Moją rolą jest albo przeczuwanie tego co się wydarzy albo, tak jak teraz, przygotowywanie tego, co wydaje mi się, że może być potrzebne ludziom za chwilę.
Olga Brzezińska: To ja zapytam o te przeczucia, dlatego że kiedy w styczniu 2020 roku rozpoczynaliście z zespołem trasę koncertową “Sorry Polsko Super Tour” napisała Pani w zapowiedzi do tej trasy, że to będzie dobry rok, że będziemy śpiewać i tańczyć i będziemy robić to co umiemy najlepiej, czyli krzyczeć. I nie będę cytować dalej, zostawię to Pani, bo o te przeczucia chciałam spytać, zwłaszcza jeszcze w kontekście jednej rzeczy: obwieszcza Pani, że “nie ma nowych piosenek, są nowe aranże”. Nie ma nowych piosenek, dlatego że niestety piosenki z poprzedniej płyty są w dalszym ciągu boleśnie aktualne i tak potrzebne słuchaczom, jak i samej Pani. Do tego chciałabym nawiązać.
Maria Peszek: Uważam że odezwa – bo tak trzeba nazwać te słowa, które Pani przytoczyła – rozpoczynająca trasę, okazała się jak najbardziej adekwatna. Tam jeszcze było zdanie o tym, że będziemy robić to co umiemy robić najlepiej: być razem i głośno krzyczeć. Im ciemniej, tym głośniej, bo ciemność, która w tym roku jest przerwana, gęstniała od szeregu miesięcy. Przecież nie jest tak że wszystko było fantastyczne, było coraz mniej powietrza, zaczynało być coraz bardziej duszno, coraz bardziej niebezpiecznie, coraz więcej naszych obywatelskich praw było ograniczanych, miało miejsce coraz więcej napięć, lęków i prowokacji. To poczucie gęstnienia, niepokoju, lęków i strachu było jak najbardziej wyczuwalne. Mogę tylko powiedzieć tyle, że sam początek odezwy, czyli: “Sorry Polsko, ale to będzie dobry rok” – to za mało, ten rok uważam za rok fantastyczny! Jestem ogromnie szczęśliwa jako Polka, jako obywatelka mojej ojczyzny Polski, jako artystka, że dokonuje się to o czym marzyłam od bardzo wielu lat, o czym pisałam piosenki, do tego do czego zagrzewałam na tyle na ile potrafię swoimi metaforami. Dokonuje się rewolucja, która jest niezbędnie potrzebna. W związku z czym ten rok jest dla mnie rokiem fantastycznym.
Olga Brzezińska: To jest chyba jedno z tych słów nadziei i to światełko, o którym mówiła Pani wcześniej, że nie tylko chce Pani wskazywać gdzie boli, gdzie jest ciemno, gdzie jest gęsto, ale też dawać jakąś nadzieję. I to co teraz Pani mówi pozwala nam z tego chaosu i z tego obecnego trudu wyłowić takie światełko. Mówi Pani, że zagrzewała Pani do rewolucji na takie sposoby jakie Pani uznała za słuszne, za pomocą swojej sztuki. Ale do czego konkretnie Pani zagrzewała, czyli o jakiej rewolucji marzy Pani w Polsce?
Maria Peszek: Marzę o rewolucji światopoglądowej, marzę o rozdziale Kościoła od państwa, marzę o tym, aby moi bracia i siostry – współobywatele Polacy – w olbrzymiej ilości zrozumieli, że nie jest nam potrzebny do naszego osobistego szczęścia ani pan ksiądz, ani pan prezes, ani Pan Bóg, ani żaden inny pośrednik. Bo jak mówiłyśmy na samym początku tej rozmowy: wolność to odpowiedzialność i wybór. Wolność jest najbardziej wyzwalającą konstatacją i sprawczym narzędziem jakie jako ludzie możemy sobie wyobrazić. Głęboko wierzę w to, że wszystko to mamy i marzę o tej rewolucji, która dokona się w każdym z nas. Przede wszystkim, jeśli mam już mówić bardzo konkretnie, marzyłabym o tym, by Polacy masowo dokonali apostazji. Chodzi mi o tych, którzy od bardzo dawna nie mają już zbyt wiele wspólnego z Kościołem katolickim, a zachowują szczątkowe uprzejmościowe związki, czy to z powodu resztek tradycji, albo jakiś dobrosąsiedzkich stosunków czy z przyzwyczajenia. Mam tutaj na myśli takie drobiazgi jak przyjmowanie księdza po kolędzie, albo wysyłanie dzieciaków na religię, bo trzeba jednak tą pierwszą komunię. Tak naprawdę nie ma w tym żadnej głębokiej wiary, jest jakieś przyzwyczajenie. Moim marzeniem jest, żebyśmy wzięli odpowiedzialność także za to. Powinniśmy zaprzestać tego robić, żeby wytrącić urzędnikom Kościoła katolickiego z rąk narzędzia i poczucie, że oni mają jakiekolwiek prawo do nas. To jest najbardziej podstawowe moje marzenie, o którym śpiewałam choćby w piosence “Pan nie jest moim pasterzem a niczego mi nie brak”. To jest coś co moim zdaniem jest absolutnie kluczowe i wierzę, że ta rewolucja, która się zaczęła, do tego doprowadzi. Wierzę, że jest to niezbędne, żebyśmy stali się społeczeństwem obywatelskim i marzę o tym. Rzeczą bardzo ściśle z tym powiązaną jest rewolucja, która ma na celu rozwinięcie w nas poczucia obowiązku obywatelskiego, ale właśnie na zasadzie społeczeństwa obywatelskiego, a nie takiego patriotyzmu umęczonego, jaki od bardzo dawna narzucają nam choćby politycy partii rządzącej, czyli tego patriotyzmu katolicko-nacjonalistycznego, patriarchalnego. Marzę o tym, że ten przewrót się dokona także w rozumieniu słowa patriotyzm. Tak naprawdę mam w sobie olbrzymi spokój, że to co się zaczęło do tego doprowadzi, ponieważ tę rewolucję rozpoczęli młodzi ludzie – przede wszystkim kobiety – co jest bardzo ważne w kontekście tego, o czym mówię, o tym że Kościół musi przestać pełnić tak ważną rolę w naszym państwie. Moim zdaniem to nic dziwnego, że kobiety rozpoczęły tę rewolucję w kontrze do Kościoła, bo kobieta pełni w nim rolę prokreacyjną i przez tysiące lat była przez Kościół katolicki wyciszana, wykluczana, upokarzana, gwałcona, wykorzystywana. Dlatego nie dziwi mnie wcale fakt, że to właśnie kobiety rozpoczęły ten święty gniew i w związku z czym ta eksplozja jest tak czysta. Wspaniałe jest jeszcze to, że język tej rewolucji jest zachwycający.
Olga Brzezińska: Do tego chciałabym nawiązać, dlatego że w swoich tekstach Pani jest bezkompromisowa, i też zupełnie dosadna, konkretna, nie waha się przed używaniem ani bardzo obrazoburczych metafor, ani bardzo dosadnych słów. I tak samo jest z obecnie trwającą rewolucją, która chyba też nie przez przypadek jest kobietą. Tak jak w Pani tekstach znajdujemy odrapywanie z tych wszystkich zasłon, pod którymi się to ukryło: tradycyjne role społeczne, przywiązanie do jednego słusznego rozumienia polskości, religijności. Tak samo w tej chwili – w trakcie tej rewolucji – która się dokonuje na ulicach znajdujemy dokładnie to samo i też bardzo dosadny język. Porozmawiajmy o tym języku, bo on jest dowodem jakiejś zmiany, która się dokonała. To już nie jest wyściełana aksamitem rewolucja, w której zasiadamy i grzecznie negocjujemy, to jest rewolucja, która jest krzykiem i buntem, i nie dotyczy tylko jednego wąskiego pola, które rozgorzało w momencie, kiedy został ogłoszony ten wyrok Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej.
Maria Peszek: Są dwie kwestie, które mnie zachwycają, jeśli chodzi o język rewolucji, którą właśnie obserwuję. Pierwsza to – jak to nazywam – „wybuch świętego gniewu” rozpoczęty fantastycznie brzmiącym hasłem “Wypierdalać!”, które jest niezbędnie. Pomijając fakt, że fonetycznie jest wymarzonym wezwaniem do boju, ponieważ ma rolujące “r”, jest tam w zasadzie wszystko to, co musi się w wezwaniu do boju znaleźć. Jest bezpardonowe, a dla mnie jest także święte, i być może nadużywam tego słowa, ale ten święty gniew, który gromadził się w kobietach przez te tysiące lat upokorzeń, paleń na stosie, topienia, przede wszystkim uciszania, trzeba mu dać wybrzmieć. Mnie to absolutnie zachwyca. To jest święte i nikt nie powinien z tym w ogóle dyskutować. To jest fenomenalne. Natomiast drugi aspekt języka rewolucji, który mnie również zachwyca to język ulicy, język transparentów, język haseł. Kolor tej rewolucji jest jasny. A kolor tego patriotyzmu – o którym marzę – także jest jasny. Ci ludzie, których obserwuję na ulicach są prowokacyjnie entuzjastyczni. To jest coś nieobecnego – w moim odczuciu – przez ostatnie wieki w Polsce i również na świecie. Dlatego śmiem twierdzić, że oprócz tego, że dokonuje się rewolucja światopoglądowa, to wydaje mi się, że także ma miejsce zmiana generacyjna. Wszystkie symbole, które – moim zdaniem – zostały ostatecznie zużyte, odchodzą i trzeba tworzyć nowe znaki. Właśnie Ci fantastyczni, przede wszystkim młodzi, ludzie tego dokonują. Język patriotyzmu, który do tej pory obowiązywał: anarchiczny, kojarzony z cierpieniem, wzywający do przelewania i oddawania krwi za ojczyznę – nie ma czegoś takiego. Te teksty są pełne humoru, aktywności, dowcipu, entuzjazmu – to jest fantastyczna sprawa, dlatego jestem pełna optymizmu, że to się powiedzie, i że ta rewolucja, ten przewrót, będzie się odbywał na bardzo wielu płaszczyznach, że to nie jest tylko kwestia separacji z kościołem, to nie jest tylko kwestia dojrzewania do bycia społeczeństwem obywatelskim, ale także jest to przewrót estetyczny, co mi jako artyście jest niezmiernie bliskie. Tamta władza, tamten system promował przede wszystkim miernotę estetyczną. A rewolucja domaga się inteligencji, fantastycznie skomplikowanych metafor, dowcipu, humoru, to jest mi bliskie i ja na to ogromnie czekam. Nie jest też dla mnie niczym dziwnym, że władza zawsze się boi artystów i zawsze drży, co może z ich strony ich spotkać, a władza autorytarna – a wydaje mi się, że obecna jest coraz bliższa tego określenia – to w ogóle jest przerażona i trzęsie gaciami przed artystami. Wydaje mi się, że ta rewolucja, którą widzimy na ulicach, ten język, którym posługują się ludzie teraz na ulicach, zachwyca mnie właśnie dlatego, że ten język jest bardzo bliski artystycznej formie, zatem jestem szczęśliwa.
Olga Brzezińska: Jeszcze zauważam jedną rzecz w Pani wypowiedzi, która mam nadzieję stanie się prorocza – tak jak teksty wielu Pani piosenek, które wracają po latach i nie tracą nic ze swojej aktualności, wręcz przeciwnie, są dotkliwie, boleśnie wręcz aktualne. Użyła Pani określenia “tamten system”, mówiąc o rewolucji, która dokonuje się na ulicach. To tak, jakbyśmy tworzyli już przyszłość, że to co teraz odchodzi, bo ta rewolucja już jest faktem. Chciałabym wrócić jeszcze do kwestii w ogóle charakteru rewolucji, ponieważ jest ona i tańczona, i śpiewana, jest ona w wielu momentach zrobiona z przymrużeniem oka. To co widzimy na transparentach to jest absolutne mistrzostwo, genialnie, erudycyjnie, inteligentnie łączące różne porządki, kody kultury, sięgające do klasyki, dzieł literatury, do najnowszych artystycznych dokonań, a postulaty są poważne. Pojawiają się też takie zarzuty, że przez to, że ta rewolucja jest wesoła, tańczona, barwna i jasna rozmywa powagę postulatów, z którymi jednak idziemy na sztandarach. Co Pani uważa na ten temat?
Maria Peszek: Mam pełen spokój, mam przede wszystkim absolutne zaufanie do dwóch kobiet: Klementyny Suchanow i Marty Lempart, które rozpoczęły tę rewolucję – czyli Strajk Kobiet. Ja wiem, że to są mózgi. Poza tym, że mają charyzmę i były zapłonami tego ognia, który teraz płonie, to ja wiem, że tam jest bardzo precyzyjnie przygotowany plan, świadomość tego, otwartość, umiejętność przyznawania się do błędów. Przecież zdarzały się też takie rzeczy już w trakcie rewolucji i przywódczynie reagowały fantastycznie. Zachwyca mnie też w tej rewolucji – mówię teraz akurat o Strajku Kobiet – to, że nie uzurpują sobie przywódczynie tego strajku prawa do decydowania, do przekształceń, do wprowadzania postulatów. To jest strasznie dojrzałe i to jest też coś bardzo charakterystycznego myślę dla działania kobiet. Nie będę tego rozwijać, bo wydaje mi się to po prostu godne zauważenia i tyle. Ja mam spokój, mam też taki być może apel albo chciałabym o tym powiedzieć, żeby dać wytańczyć się, wykrzyczeć, wyhasać się, wybuchnąć wszystkim tym emocjom, które nagromadziły się przez lata mroku, przez lata uciszania, i nie mówię teraz tylko o kobietach, ale przecież ta rewolucja dotyczy także bardzo wielu innych, wykluczonych grup. Przede wszystkim niezmiernie bliskiej mi grupie, którą kocham, LGBT. Ci ludzie potrzebują, i my wszyscy potrzebujemy eksplozji i szansy na katharsis. I te krzyki, te wrzaski to jest coś moim zdaniem bardzo naturalnego, niezbędnego. Patrzę na to jako na plemienny rytuał. Nie przerywałabym tego i nie wymądrzałabym się, że może właśnie za głośno, albo tak, albo siak, niech się to dzieje. Jest coś takiego jak instynkt, jak mądrość ludzi, kobiet, niech się to wydarzy, niech się te plemienne tańce odbędą, a potem, jestem przekonana, że będziemy w stanie siąść w kręgu i dojść do porozumienia, które zaprowadzi nas do całkiem nowej Polski.
Olga Brzezińska: Może to jest właśnie taki specyficzny czas, w którym, wreszcie, po raz pierwszy w Polsce można powiedzieć: “emocje są dobre”. Czy to jest wściekłość, czy to jest gniew, czy to jest radość, że mogę być z innymi na ulicy i tańczyć, że to jest w porządku. Rzeczywiście piękną rzecz Pani mówi, nie pouczać, nie wymądrzać się, widzieliśmy latem jak wielu ex cathedra próbowało pouczać Margot, że jest niegrzeczna i że powinna być bardziej kulturalna i się uspokoić. Myślę, że teraz te głosy ucichły, bo setek tysięcy ludzi w całej Polsce nie da się tak łatwo pouczyć, zgrabiałym palcem im kiwając. Powoli dobijamy do brzegu, ale jeszcze jest jedna rzecz, o którą chciałabym Panią zapytać. To jest w ogóle temat bardzo szeroki – kultura, sektor Pani najbliższy w tej chwili. To jest też sektor, który najdotkliwiej został dotknięty przez pandemię, przez jej efekty. Dotyczy to samego sektora systemowo, ale również artystów i ludzi kultury różnej maści, menedżerów kultury, animatorów kultury, chociażby bibliotekarek, księgarek itd.. Ta sytuacja jest dramatyczna, środowiska apelują o pomoc. Czy być może jest to też taki czas, w którym powinna się jakaś przełomowa zmiana w myśleniu dokonać, że bez kultury sobie nie poradzimy i nie przeżyjemy, bo przecież nawet rewolucji, jak się okazuje, nie da się bez kultury zrobić, bo co byśmy na tych kartonach pisali.
Maria Peszek: Rzecz jasna temat jest olbrzymi i bardzo bolesny, trudny. Ja mam podstawowe zadanie, które widzę dla nas artystów na czas rewolucji – musimy przetrwać, ochraniając własną wrażliwość. W związku z czym apeluję, po raz kolejny podczas naszej rozmowy, żeby zrozumieć bardzo różne postawy nasze teraz. Bo na przykład można być przydatnym społecznie nie tylko krocząc na przedzie demonstracji. Uważam, że musimy przetrwać wbrew wszystkim trudnościom: finansowym, emocjonalnym, poczucia bycia i stania się kimś w ogóle niepotrzebnym, pogardzanym przez władzę. Musimy przetrwać i za wszelką cenę ochronić naszą wrażliwość, nie stracić sprawczości, bo jak rewolucja się przetoczy, będą potrzebne nowe znaki, nowe symbole. Bo również elementem tej rewolucji – jak każdej rewolucji – jest dewaluowanie języka, którego do tej pory w sztuce używaliśmy. Widzimy, że to się dokładnie na ulicach wydarza, to o czym Pani wspomniała przed chwilą. Pewne symbole odchodzą w niepamięć, język się zmienia i świat po rewolucji. Polska po rewolucji będzie dramatycznie potrzebowała wspaniałych nowych piosenek, wierszy, książek, rapów, oper, spektakli, sztuk, bo ten język, którym operowaliśmy do tej pory – w moim odczuciu i ja to czuję bardzo silnie – przestaje być wystarczający. Zatem drodzy przyjaciele artyści, róbcie wszystko, co jest wam do tego niezbędne, żeby przetrwać i nie dajcie sobie wmówić, że macie robić cokolwiek innego. Chrońcie się, zachowujcie to światło, którego będziemy niebawem bardzo potrzebować. Pracujmy nad nowym językiem, nad nowymi symbolami, nad nowymi znakami, bo nowe już przyszło tak naprawdę i trzeba się z nim zmierzyć również w sztuce.
Olga Brzezińska: Wspaniały akcent na koniec, bardzo dziękuję za to.
Rozmowa odbyła się podczas Igrzysk Wolności 2020 „Świat po pandemii”.
Autor zdjęcia: Grzegorz Chorus