Cywilizacja i etyka: wspólne korzenie, obiektywne wartości
Relacja między Kościołem a państwem utrwalona jest wielowiekową tradycją kraju katolickiego. Bez wątpienia jednym z wyznaczników tożsamości Polaków jako narodu jest przynależność do Kościoła katolickiego. Dzieje tych dwóch instytucji, Kościoła i państwa, wiążą się ze sobą, tworząc w historii Polski splot czerwono-białych nici zabarwionych kolorem „biskupim”.
Splot ten, od kiedy został zawiązany, stoi za tworzeniem się wspólnoty symboli i wartości typowych dla naszego społeczeństwa. W różnym stopniu te symbole i wartości scalają wszystkie inne państwa zbudowane na filarach cywilizacji europejskiej. Trudno o tym cały czas pamiętać, ale każdy z nas, niezależnie od poglądów politycznych, wieku, osobowości czy wykształcenia, jest tworem tej właśnie cywilizacji. Znacznie łatwiej kontrastuje się ludzi, wskazując powierzchowne różnice między nimi, niż podkreśla łączącą ich więź cywilizacyjno-etyczną, która potocznie uważana jest (mylnie) za „naturę” człowieka. Determinizm kulturowy, filozoficzna konsekwencja płynąca z tego spostrzeżenia, jest znacząca i istotna dla odpowiedzi na pytanie o przyszłą współpracę Kościoła i instytucji państwowych. Przyjrzyjmy się więc temu zagadnieniu z filozoficznego punktu widzenia.
Cywilizacja europejska wyznacza wspólne korzenie wartości etycznych, prawnych i intelektualnych, które działać powinny jak znak wskazujący nieznaną nam jeszcze, lecz słuszną (gdyż wynikającą z logiki praw rozwoju kultury) przyszłość społeczeństwa. Znak ten umocowany został na trzech filarach kultury europejskiej: chrześcijańskim rozumieniu dobra, rzymskim prawie i arystotelesowskim rozumieniu prawdy (obiektywnej). Te trzy filary są kośćcem wszystkiego, co w Europie uważane jest za ważne, cenne i trwałe1.
(Z niedowierzaniem) o współpracy Kościoła i państwa na rzecz rozwoju społeczeństwa obywatelskiego mówi się dzisiaj przede wszystkim w perspektywie politycznej lub światopoglądowej w odniesieniu do przepychanek medialno-ustawowych dziennikarzy i polityków. Zagadnienie to ma jednak przede wszystkim istotę filozoficzną i historyczną, dlatego nie trzeba poruszanych tu problemów łączyć z jakąkolwiek agitacją partyjną lub moralizatorstwem. Proponowany przez nas punkt widzenia stanowi próbę rzetelnej odpowiedzi na pytanie, co tworzy naszą narodową i jednostkową tożsamość. Nawet mniej – jest próbą przygotowania założeń dla odpowiedzi na pytanie o przyszłą współpracę Kościoła i państwa: „filozofia nie myśli świata zmieniać […]. Usiłuje jedynie zrozumieć, dokąd on się toczy”2. Zainspirowani tymi słowami zwracamy uwagę na strukturę naszej cywilizacji, która od wieków daje możliwość porozumienia nawet najbardziej skrajnym światopoglądom, umożliwiając rewizję znaczenia pojęć i sensów, a co za tym idzie – konstruktywną komunikację.
Komponenty cywilizacyjne w postaci założenia o obiektywnym istnieniu wartości (antyrelatywizm!) dobra, obowiązku wobec prawa i prawdy to komponenty dziś systematycznie osłabiane i usuwane z życia publicznego, podważane przez praktyki medialne i przekaz masowy (np. kolejne skandale, afery i nadużycia, których bohaterowie spotykają się z publicznym uznaniem, a nie powszechnym ostracyzmem). Puste znaczeniowo, a pięknie brzmiące słowa takie jak dobro i prawda, nachalnie powtarzane w polityce i mediach, na skutek agresywnie praktykowanego chaosu semantycznego gubią swój źródłowy sens i przedmiot, do którego się odnoszą. A jednak, choć stale osłabiane, nadal tkwią u podstaw ideowych budowanego z trudem społeczeństwa obywatelskiego. Dlaczego? Ponieważ nie istnieje dla nich żadna alternatywa!
Dla jasności dyskusji o wartościach trzeba też koniecznie wskazać, czym jest sama etyka. Wprowadzamy tu ważne założenie, że etyka nie jest (mimo pozornej bliskości z subiektywnym „światopoglądem” lub „charakterem”) zbiorem zasad wypływających „z serca”, lecz jednoznacznym, precyzyjnym i obiektywnym systemem wartości i norm zachowania, które są dla członków społeczeństwa restrykcyjne. Nie służą one bezpośrednio wolności jednostki (którą powinno gwarantować prawo3), lecz, tworząc obszar sacrum, chronią takie instytucje jak małżeństwo, rodzina, kobieta, dziecko itd. Etyka, podobnie jak religia, nie jest praktykowana poza relacjami społecznymi i wymaga utrwalonych struktur, by mogła stanowić budulec tkanki społecznej. Etyka jest prawem niepisanym, które w praktyce służy za drogowskaz nie tylko wierzącym, lecz także niewierzącym.
Współczesna kultura pozornie wyzwalającego relatywizmu uszkadza delikatną tkankę związków społecznych, naruszając to, co dla jego struktury najważniejsze: zasady myślenia, uzasadniania i obiektywne rozumienie prawdy. Zwracamy uwagę, że o kategorie takie jak dobro, obowiązek i prawda powinny zabiegać jednostki wszelkich (przede wszystkim odmiennych) zapatrywań, poglądów i celów, dla których ich własne prawo i ich wolność stanowią zasadę współżycia w ramach społeczeństwa obywatelskiego. Takie zadanie stawiamy także przed Kościołem i państwem. Nie wolno mylić relatywizmu z wolnością i odwrotnie: wolności obywatelskiej nie sposób bronić w duchu relatywizmu, lecz ma ona – podkreślmy to: w stosunku do wszelkich aspektów wolności osobistej – swój najsilniejszy oręż w tradycyjnych wartościach cywilizacji europejskiej.
Co dzisiejsi liberałowie, „wolnościowcy”, genderowcy, a nawet ateiści mają wspólnego z chrześcijaństwem? Bardzo wiele, zaryzykujmy nawet twierdzenie, że mniej więcej tyle, ile sam Kościół. Chodzi tu o abstrakcyjnie i filozoficznie rozumiane wartości. Wszyscy w gruncie rzeczy, poza medialnymi awanturami, podobnie rozumiemy wolność, obowiązek i prawdę, wszyscy ponosimy konsekwencje i mamy świadomość czynów niezgodnych z klasycznym rozumieniem tych pojęć. W tym sensie „rezygnacja” z wartości chrześcijańskich jest rezygnacją i zacieraniem własnej tożsamości, która została nam wdrukowana przez kulturę wraz z prawidłami myślenia oraz ideami prawdy i dobra. W tym znaczeniu relatywizmowi i szerzeniu chaosu semantycznego sprzyja niedouczone, stechnicyzowane, konsumpcyjne społeczeństwo, w którym zmienia się cele i wartości ludzkiego życia, pozbawiając je oparcia w obiektywnym systemie aksjologicznym. Zarówno przedstawiciele Kościoła, jak i państwa wiedzą, że człowiek pozbawiony tożsamości jest podatny na indoktrynację (na usuwanie pojęcia prawdy), sterowanie (na usuwanie pojęcia powinności i wewnętrznego imperatywu moralnego) i manipulacje emocjonalną (na usuwanie i relatywizowanie pojęcia dobra). Nie wolno z tych słabości korzystać, lecz koniecznie trzeba podjąć walkę o wolność.
Problemy z ochroną wartości pojawiają się, gdy w sposób sztuczny (np. podyktowany intencją kształtowania opinii publicznej lub sterowanym zmianom nastrojów politycznych) rozszerzamy, zawężamy lub zmieniamy obszar znaczeniowy wybranego pojęcia. Przykładem takich pojęć są: tolerancja, akceptacja, równość (inna niż wobec prawa), sprawiedliwość (społeczna), prawo i przywilej. Do pojęć ukształtowanych kulturowo, których nie da się wywieść logicznie, należy np. pojęcie rodzica, rodziny lub małżeństwa, które mają odzwierciedlenie w literze prawa. I tak tradycyjnie to ostatnie pojęcie oznacza związek dwóch osób odmiennej płci zawierany w celu posiadania potomstwa. Państwo udziela przywilejów (nie prawa!) małżeństwom, by wspierać prokreację. Dyskryminująca potrzeby osobiste konieczność wstąpienia w związek z osobą odmiennej płci w celu zawarcia małżeństwa dotyczy każdego: człowieka heteroseksualnego, homoseksualnego, fetyszystę, emeryta, osobą transseksualną itd. W związku z tym jest dyskryminująca (a raczej po prostu ograniczająca) dla potrzeb każdego człowieka, nawet dla osoby heteroseksualnej, która ślubuje przecież wierność małżeńską. Ten przykład pokazuje, na czym polega restrykcyjność etyki, która z założenia dotyka wszystkich członków wspólnoty.
Pojawiło się jeszcze istotne rozróżnienie pomiędzy prawem a przywilejem. Brak jednoznaczności i kategoryczności w definiowaniu pojęć sprawia, że (zgodnie z wyuczoną postawą roszczeniową większości członków społeczeństwa) przywileje zamieniają się w prawa, a niemal nigdy nie dzieje się odwrotnie. Zjawisku temu sprzyjają postawy zarówno współczesnego państwa opiekuńczego, jak i Kościoła wynoszącego emocje nad rozsądek w kształtowaniu postaw społecznych.
Społeczeństwo obywatelskie: świat się zmienia, Kościół nie nadąża?
Pojęcie społeczeństwa obywatelskiego nie jest jednoznaczne, często zależy bowiem od stronnictwa politycznego i światopoglądowego, które po nie sięga; czasem społeczeństwo obywatelskie traktuje się w podobnym rozumieniu, co Popperowskie społeczeństwo otwarte. Tutaj, biorąc pod uwagę naczelną wartość cywilizacji europejskiej oraz niejako etymologię, określmy społeczeństwo obywatelskie jako wspólnotę jednostek mających świadomość praw przysługujących im na mocy uczestnictwa we wspólnocie kultury europejskiej, korzystających z wolności, jaką prawo tej wspólnoty im daje.
Korzystając z takiej definicji, pozostawiamy częściowo otwartą kwestię ustroju politycznego, który posiada wspólnota (może to być monarchia, republika i demokracja, byle istniały w niej prawa obywatelskie), jednak preferujemy te ustroje, w których wolność jest wartością pryncypialną. Ustrojem tym wcale nie musi być demokracja, szczególnie, że połączona z tendencjami socjalistycznymi daje ustrój niszczący wolności, nazwany przez von Hayeka „totalitarną demokracją”4. Zagrożenie płynące z tego totalitarnego ustroju Hayek komentuje następująco: „Ta wiara w indywidualną odpowiedzialność, która zawsze była silna, gdy ludzie mocno wierzyli w indywidualną wolność, wyraźnie osłabła wraz z szacunkiem dla wolności. Odpowiedzialność stała się niepopularnym pojęciem, słowem, którego doświadczeni mówcy lub pisarze unikają, bo przyjmowane jest ze znudzeniem czy niechęcią przez pokolenie, które nie lubi wszelkiego moralizatorstwa. Wywołuje ono często otwartą wrogość ludzi, których nauczono, że ich pozycję w życiu i nawet ich czyny określają tylko i wyłącznie okoliczności, nad którymi nie mają żadnej kontroli. To odrzucenie odpowiedzialności jest jednak pospolicie wywołane strachem przed nią, który w konsekwencji staje się także lękiem przed wolnością. Wielu ludzi obawia się wolności niewątpliwie dlatego, że możliwość budowania własnego życia jest zarazem nieustającym zadaniem…”5.
Wymagania, jakie stawiamy przed państwem i Kościołem, to współpraca zmierzająca do budowy społeczeństwa obywatelskiego, którego członków będzie cechowało pragnienie prawa, wolności i odpowiedzialności. Współpraca ta zmierzać ma również do wzajemnego ograniczania zakusów czy to ze strony polityki, czy religii, by wartości takie jak prawo, wolność i odpowiedzialność ograniczać.
Istotnie nasze społeczeństwo się zmienia. Wymaga ono od Kościoła, by zrównał swój krok i sprostał problemom, które stoją nie tylko przed wiernymi, lecz także przed całymi społecznościami. Postulaty takie są słuszne, o ile nie żądają od Kościoła zrzeczenia się własnej tożsamości i przyjęcia relatywizmu. To, że społeczeństwo się zmienia, widać najwyraźniej w technologii, której rozwój mierzalny jest dziś w postępie geometrycznym. Jeśli jednak z tego powodu żądamy zmian w idei Kościoła, to warto jednocześnie przypomnieć, że nigdy nie udało się udowodnić istnienia postępu w dziedzinie etyki. Nikt nigdy nie wykazał, że wartości moralne ewoluują, że ewoluuje nasze rozumienie dobra, że stajemy się – na przykład dzięki rozwojowi technologii – choć trochę lepsi. Jeśli więc Kościół ma bronić wartości moralnych i cywilizacji, a nie wspierać nowe technologie komputerowe, to być może jest to powód, by zaprzestał jakichkolwiek zmian.
Chrześcijaństwo i jego wartości
Jednostronnie rozumiane wartości chrześcijańskie powodują błędne postrzeganie etosu chrześcijanina. Wcześniej wspomnieliśmy o tym, że społeczeństwo pozbawione narzędzi krytycznego myślenia jest skłonne ulegać propagandzie emocjonalnej. Współcześnie większość postulatów odnoszących się do etosu życia chrześcijańskiego ma charakter właśnie emocjonalny (opiera się na reakcjach na estetyczne wzruszenia obrazów biedy i krzywdy, o których nasz rozum dobrze wie, ale – w przeciwieństwie do „rozemocjonowanego i zdziecinniałego serca” – wstrzymuje się od nieracjonalnych zachowań powodowanych tymi obrazami).
Współcześnie kładzie się ogromny nacisk na obdarowanie i pomoc, które w naszym emocjonalnym „myśleniu” ma uzasadnić i usprawiedliwić opiekuńczą działalność państwa socjalistycznego. Zbyt często zapomina się, że owa jałmużna musi być darem serca i jednostki6, a nie państwa, które, by rozdać jałmużnę, musi ją odebrać siłą od pracujących obywateli. Taka działalność państwa, usprawiedliwiana etycznie przez Kościół, powoduje upadek moralny społeczeństwa oparty na przekonaniu, po pierwsze, że nie opłaca się pracować, i po drugie, że postawa roszczeniowa jest opłacalna, a materialne wsparcie ze strony państwa (czytaj: współobywateli) jest należne. Postawa roszczeniowa budzi słabość, zależność i niewolę. Wolny człowiek, którym ma się stać chrześcijanin, musi być wyzwolony zarówno etycznie, jak i finansowo (życiowo) od innych ludzi, a jeśli wybiera drogę ubogiego sługi bożego, nie może się oburzać, że takim pozostanie. W tym kontekście współczesne społeczeństwo socjalne państwa opiekuńczego cechuje się chyba największą w dziejach ludzkości liczbą członków rozproszonych zakonów żebraczych, dla których sens przypowieści o pomnażaniu talentów odszedł już dawno do lamusa.
Nie jest to ideał chrześcijanina, jak słusznie, choć bardzo kategorycznie, przypominał Friedrich Nietzsche. Nie czytamy dziś często o etosie pracy, choć idea ciężkiej pracy i samodzielnego życia zawsze była biska całemu chrześcijaństwu. Nie słychać też nawoływań do podniesienia swego własnego krzyża i przebudzenia się do życia w podmiotowości etycznej. Dziś lekki słomiany (niczym zapał) krzyż niesie za swymi obywatelami „państwo opiekuńcze”, które nie pozwala, byśmy wolni i odpowiedzialni stali się wreszcie tym samym etyczni. Obywatele państwa socjalistycznego i opiekuńczego nie są podmiotami etycznymi!
Uważamy, że w środowisku Kościoła kategorycznie, ale jednocześnie słusznie na ten problem uwagę zwraca ks. Jacek Stryczek. Między innymi w wywiadzie opublikowanym na portalu <money.pl>7 mówi, że „żyjemy w […] katomarksistowskim kraju, w którym ciągle powtarza się, że Jezus mówił, że trzeba kochać ubogich, a Marks, że należy nienawidzić bogatych”8. Ta gloryfikacja słabości i bezczynności, a także biernej postawy wobec własnego życia sprzeciwia się idei chrześcijaństwa. Nie ma również nic wspólnego z nauczaniem Chrystusa, który nigdy nie nakazywał bogatym dzielić się z biednymi, a nauczał w czasach, gdy o jakiejkolwiek pomocy socjalnej nie było mowy – każdy pracował na siebie i to było oczywiste. Ogólne poglądy etyczne ks. Jacka Stryczka odnoszą się nie tylko do myśli ekonomicznej Miltona Friedmana, do którego sam się odwołuje, lecz także do kategorycznego obiektywizmu w ujęciu Ayn Rand; dlatego do tej literatury warto powracać, by przypomnieć sobie, czym jest wolność.
W stronę wolności: ku jasności pojęć
Porzucenie idei państwa opiekuńczego i zrelatywizowanego Kościoła może się stać gruntem dla pomyślnego rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Drogą do współpracy budującej jest przywrócenie jasności i jednoznaczności pojęć abstrakcyjnych, takich jak dobro, prawda i powinność (prawo). Pojęcia te staną się pomocne, gdy zauważymy wreszcie upragniony odwrót i walka jednostek o odzyskanie wolności zacznie przynosić realne rezultaty. W wolnym państwie przekonamy się, że ludzie z natury i dla własnej korzyści (słusznie) wchodzą ze sobą w relacje etyczne i rynkowe, które – jako nośniki wartości społecznych – będą kształtowały i umacniały społeczeństwo obywatelskie. Ludzie z natury są podmiotami etycznymi, społeczeństwo obywatelskie to zaś z istoty związki ludzi wolnych i etycznych.
Idea duszpasterska i edukacyjna Kościoła powinna uciekać od relatywizmu i subiektywizmu aksjologicznego, rozwijać w ludziach krytycyzm i rozumienie dobra, bronić ich przed indoktrynacją i bezmyślnością. Uświadamiać, że przestrzenią życia emocjonalnego i uczuciowego jest ich dom, ich związki i relacje międzyludzkie, a nie świat polityki, w którym dominować muszą rozsądek i wiedza. Tam, gdzie w polityce pojawiają się emocje, rodzą się też propaganda i terror. Kościół i państwo, walcząc o realizację idei społeczeństwa obywatelskiego, stawiać powinny tylko na jedną wartość – wolność.
1 Warto odnieść się do słów prof. Bogusława Wolniewicza: „Cywilizacja Zachodu powstała jako wielka synteza dziejowa trzech pierwiastków duchowych: żydowskiego monoteizmu, myśli greckiej i państwowości rzymskiej” (Zbigniew Musiał, Bogusław Wolniewicz, Ksenofobia i wspólnota, wyd. Antyk, Komorów 2010). Por. http://www.bibula.com/?p=35704 (odczyt z dn. 28.03.2016). Sądzimy, że twierdzenie to koresponduje z przedstawianymi przez nas poglądami, jednak na poziomie idei filozoficznych, bowiem Wolniewicz w tej samej książce wyraźnie rozgranicza tradycję chrześcijańską i żydowską.
2 Por. Bogusław Wolniewicz, O Polsce i życiu, wyd. Antyk, Komorów 2011.
3 Pojęcie wolności rozumiemy tu możliwie źródłowo, za Friedrichem von Hayekiem, który stan ten określa „sytuacją ludzi, w której przymus jednych wobec innych jest ograniczony tak dalece, jak jest to możliwe w społeczeństwie”. Por. F.A. von Fayek, Konstytucja wolności, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 25–26.
4 Por. F.A. von Fayek, Dz. cyt., s. 19.
5 F. A. von Fayek, Dz. cyt., s. 81–82.
6 Por. T.R. Machan, Państwo winno każdemu zagwarantować pracę, [w:] Fałsz politycznych frazesów, czyli Pospolite złudzenia w gospodarce i polityce, Instytut Liberalno-Konserwatywny, Wydawnictwo Dextra, Lublin–Rzeszów 2007, s. 205.
7 Ks. Jacek Stryczek: Jezus wcale nie kazał się dzieli. To mit. Nie ma nic niemoralnego w zarobkach prezesów,