Dzień Kobiet nie jest łatwym świętem. Choć za jego powstaniem stoją amerykańskie socjalistki, które domagały się praw wyborczych, to dość szybko forma celebrowania go na całym świecie, jak i używana do tego celu narracja zostały przejęte przez stojących u władzy mężczyzn. W konsekwencji, na polskim podwórku walkę o równouprawnienie płci zredukowano do paczki rajstop i goździka.
Dziś, kilka tygodni po Strajku Kobiet, dychotomia tego święta daje o sobie znać silniej niż dotychczas. Kiedy władza otwarcie traktuje nas przedmiotowo, odbierając wolność do decydowania o własnym życiu, dzisiejsze hołdy są tym, czym były od dziesięcioleci -jednym z obrządków polskiego patriarchatu. Zerwanie zasłony niedomówień i „dobrych intencji” narosłych wokół tego święta, w mojej ocenie, działa niczym katharsis.
To dzięki Strajkowi Kobiet poczułyśmy siłę do mówienia własnym głosem o naszych potrzebach i problemach, budowania własnej narracji. Aktywizacja obywatelska – to chyba najcelniejszy sposób, w jaki można opisać proces, który miał miejsce na polskich ulicach jak kraj długi i szeroki. Poczułyśmy siłę jako obywatelki, które posiadają takie same prawa i obowiązki jak mężczyźni i chcą wolności. Bo wolność jest niezbędna, aby móc być odpowiedzialnym za siebie, za swoje życie. W innym wypadku mamy do czynienia z systemowym ubezwłasnowolnieniem. To czułam maszerując ulicami mojego miasta – walczyłam z próbą ubezwłasnowolnienia mnie przez system.
Od władzy nie oczekiwałam wiele, no może, że przestraszy się skali protestów i cofnie, przycupnie w cieniu czekając na lepszy moment do działania. Ze strony opozycji liczyłam na więcej. Czekałam na głos PO, a kiedy usłyszałam z ust pani Kidawy, że aborcja tak, ale po konsultacjach, coś we mnie zawrzało. Czyli nie jestem wolną obywatelką, równą mężczyźnie w podejmowaniu samodzielnych decyzji. Jestem kobietą i moja wolność musi być ograniczona. Tym samym nie mogę być odpowiedzialna, to system bierze za mnie odpowiedzialność, decyduje, czy mogę podjąć taką czy inną decyzję, sprawdza, czy się nie pomyliłam, czy wiem co robię. W oczach liberalnej partii przeszło połowa jej wyborców to dzieci, niezdolne do decydowania samodzielnie o swoim życiu, wymagające konsultacji, nadzoru. To przerażająco smutne odkrycie.
To dlatego z okazji Dnia Kobiet życzę sobie i wszystkim Polkom tego, abyśmy wreszcie mogły stać się wolne i tym samym mogły być odpowiedzialne za własne życie. Wiem, że to życzenie spełni się już wkrótce, same tego dokonamy.
Autor zdjęcia:Jakub Chlebda