Nie chcesz słyszeć inwektyw pod swoim adresem, nie formułuj ich pierwszy. Pragniesz szacunku, okazuj go. Nie życzysz sobie komentarzy na temat swojego życia prywatnego lub wyglądu zewnętrznego, powstrzymaj się od komentarzy na te tematy względem innych. To dość proste zasady. Gdy nietolerancja wychodzi poza sferę osobistych poglądów i wkracza w sferę wolności innych ludzi, to dla niej tolerancji już nie ma. Liberał nie tylko nie musi, ale nie może tolerować zniewalania człowieka i pozbawiania go praw.
We wtorek na swoim blogu dziennikarka Dominika Cosic opublikowała apel o tolerancję wobec poglądów Krystyny Pawłowicz, jakie ta posłanka PiS uzewnętrzniła w trakcie trwania debaty na temat projektów ustaw o związkach partnerskich. Naturalnie z pewnym rozbawieniem można przyjąć postawę ludzi otwarcie nietolerancyjnych i ich rzeczników, gdy stając się sami przedmiotem tego wszystkiego, co inni doświadczają na co dzień ze strony ich samych i ich zwolenników, protestują. Nagle odkrywają jak nieprzyjemnie jest stać się przedmiotem drwin, gwałtownej krytyki, nieskrywanej niechęci czy też po prostu nienawiści, obelg, naruszeń sfery życia prywatnego. To może wydawać się zabawne, a nawet budzić skojarzenie z postacią Gawła w słynnym wierszu dla dzieci, który nie mógł uwierzyć, że Paweł może odpłacić mu za jego niewłaściwe i aspołeczne zachowania podobną monetą. Oliwa zawsze sprawiedliwa? Niekoniecznie. To jednak zabawne nie jest.
Tekst red. Cosic jest oczywiście bardzo niesprawiedliwy. Cosic ma rację, gdy negatywnie ustosunkowuje się do fatalnej retoryki, jaką zwaśnione strony polskiego konfliktu politycznego stosują wobec siebie wzajemnie i wykazuje się sprawiedliwością, gdy zaznacza, że dopuściła się tego także posłanka Pawłowicz. Cosic dystansuje się od jej stylu, nawet jeśli popiera jej poglądy. Niestety reszta jej oceny sprawiedliwa nie jest.
Po pierwsze jest to niesprawiedliwe dlatego, że Cosic zestawiając przewiny w zakresie agresywnej retoryki i niesmacznych sformułowań obu stron stawia znak równości. Ale pomiędzy czym stawia ona ten znak?
Przecież z jednej strony mieliśmy skandaliczne, groteskowe i niesłychanie obraźliwe dla ludzi homoseksualnych słowa posłanki PiS i całego szeregu jej koleżanek i kolegów z partii oraz z Solidarnej Polski, zaś z drugiej „to, co się stało później w przestrzeni publicznej, zwłaszcza internetowej”. To nie jest uczciwe postawienie sprawy. Jeśli chcemy ocenić poziom i winy obu stron debaty, to niech styl i zawartość wypowiedzi posłanki Pawłowicz zostanie porównany z wystąpieniami posłów PO, SLD i RP popierających związki partnerskie, a nie ze stylem i zawartością komentarzy anonimowych internautów. Te ostatnie można jedynie porównywać ze stylem i zawartością komentarzy anonimowych internautów popierających panią posłankę Pawłowicz. I to porównanie wypada dla przeciwników związków równie niekorzystnie jak porównanie wystąpienia Pawłowicz z wystąpieniem np. Roberta Biedronia w miniony piątek!
Po drugie, pani red. Cosic komentując w istocie niewybredne ataki i żarty z pani Pawłowicz w internecie wymienia „szydzenie z wyglądu” i „sytuacji prywatnej”. Zgadzam się z nią, że tego rodzaju komentarze są niewłaściwe, a w debacie publicznej pomiędzy poważnymi ludźmi niedopuszczalne. Jednak Cosic nie zauważa, że właśnie komentarze na te dwa tematy zostały przez posłankę Pawłowicz bezpośrednio sprowokowane jej własnymi komentarzami na temat wyglądu i sytuacji prywatnej innych ludzi. Każdy może mówić, co chce. To jedno z podstawowych założeń wolności słowa, rozumianej szeroko, w amerykańskim stylu. Ale jeśli ktoś o ludziach bezdzietnych, będących w związkach, które dzieci na świat sprowadzić nie mogą (nie tylko homoseksualnych przecież) mówi, że są one „jałowe”, zbędne, „nieprzydatne” z punktu widzenia społeczeństwa, to albo ta osoba sama jest matką lub ojcem, albo powiedzenie tego odbiera jej wiarygodność w sposób skrajny. Nawet jeśli bezdzietność posłanki jest niezależna od niej samej, powinna się od tych komentarzy powstrzymać. Sama wystawiła się na pośmiewisko, przy okazji kompromitując prezentowane poglądy. W innej sytuacji pani posłanka Pawłowicz uznała za stosowne poczynić publicznie komentarze na temat wyglądu posłanki Anny Grodzkiej. Sugerowała wówczas, że Grodzka „nażarła się hormonów”, aby być kobietą, ale i tak ma twarz „jak bokser”, zatem Pawłowicz nie widzi podstaw, aby zwracać się do niej inaczej niż per „pan”. Skrajne chamstwo tej wypowiedzi z ust posłanki, która sama jest mocno zbudowana i ma ostre rysy twarzy, a wobec funkcjonujących w naszej kulturze wzorców piękna nie miałaby niestety szans w konkursie typu Miss Polonia, budzi automatycznie śmiech publiczności. Nie usprawiedliwiając żartów z pani posłanki PiS (na pewno wiele z nich jest ohydnych i skandalicznych), to jednak gdy osoba o takim statusie, wybrana w demokratyczny sposób, przedstawicielka narodu pokazuje takie standardy wypowiadania się, to czy jest czymś dziwnym utrzymana w gruncie rzeczy na podobnym poziomie braku kultury reakcja tzw. internetu?
Po trzecie w końcu, red. Cosic jest niesprawiedliwa, ponieważ wobec środowisk „oświeconych”, promujących tolerancję oczekuje więcej, stawia im poprzeczkę wyżej niż środowiskom deklarującym nietolerancję, homofobię, ksenofobię i pogardę dla człowieka żyjącego w nieaprobowany przez ich etykę sposób. Otóż nie! Poprzeczkę niech każdy sobie stawia tak wysoko, jak uważa za stosowne. Gdyby język polskiej debaty, najwyższych przedstawicieli naszego narodu i sposób krytyki pod adresem przeciwników był inny, to ta poprzeczka wisiałaby wyżej. Nie ma jednak zgody na arbitralne stwierdzenie, że pisowski konserwatysta może określać liberała mianem zboczeńca, zdrajcy, ohydy, człowieka zbędnego, a liberał może jedynie odpowiadać, że się z szanownym panem, miłą panią nie całkiem zgadza. Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe.
Nie chcesz słyszeć inwektyw pod swoim adresem, nie formułuj ich pierwszy. Pragniesz szacunku, okazuj go. Nie życzysz sobie komentarzy na temat swojego życia prywatnego lub wyglądu zewnętrznego, powstrzymaj się od komentarzy na te tematy względem innych. To dość proste zasady.
Pani Cosic w swoim tekście powierzchownie porusza jednak jeszcze inny temat, który rzeczywiście jest bardziej skomplikowany. Pyta w tytule: czy „tolerancja dla wybranych”? Tutaj ma więcej racji. Rzeczywiście jest tak, że my, liberałowie, jeśli chcemy być w zgodzie z naszymi wartościami, musimy tolerować nietolerancję. Musimy naszym wrogom politycznym przyznawać wolność słowa, wyznania, zgromadzeń, druku, nawet jeśli podejrzewamy, że oni, będąc na naszym miejscu, tych wolności by nam odmówili, albo je boleśnie ograniczyli. W tym sensie stoimy na gorszej pozycji. Jest to trudniejsze wyzwanie, jest to poświęcenie, które nas w gruncie rzeczy uszlachetnia. Nie oznacza to, że mamy mniej wolności słowa od nich. Nie, możemy odpowiadać równie ostro i szorstko. Ale jeśli chodzi o tolerowanie poprzez przyznanie praw i wolności w sferze publicznej, jesteśmy zobligowani do tego, także przy braku odwzajemnienia. Tak, winniśmy tolerować i umożliwiać głoszenie poglądów przez panią posłankę Pawłowicz. Winniśmy sobie samym, aby tolerować jej nietolerancję. Ale tylko dopóki oznacza to przyzwolenie na głoszenie poglądów, obnażanie swojej nienawiści i wrogości wobec innych ludzi. Nie mamy natomiast obowiązku, aby tolerować działania pani posłanki i innych osób, które na tych poglądach bazują. Nie musimy tolerować zabiegów o uchwalanie prawa, które będzie nam odbierać wolność. Gdy nietolerancja wychodzi poza sferę osobistych poglądów i wkracza w sferę wolności innych ludzi, to dla niej tolerancji już nie ma. Liberał nie tylko nie musi, ale nie może tolerować zniewalania człowieka i pozbawiania go praw.