Państwo i jego obywatele
Nowoczesna świadomość polityczna, związana początkowo z procesem emancypowania się powstałej u progu nowożytności warstwy mieszczańskiej, z rozpadem struktur feudalnych i powstawaniem suwerennych państw narodowych oraz wolnych republik miejskich, opiera się w pierwszym rzędzie na idei wolności. W toku dziejów określiła się ona jako zestaw praw podstawowych, niezbywalnych i nienaruszalnych, których gwarancję stanowiły wielkie porewolucyjne deklaracje polityczne, wyrosłe z ich ducha konstytucje państw narodowych, a wreszcie XX-wieczne dokumenty międzynarodowe, z Powszechną Deklaracją Praw Człowieka, uchwaloną przez ONZ w 1948 r., na czele.
Swobody gwarantowane w tego rodzaju dokumentach zabezpieczały obywatela przez arbitralnym i dyskryminującym działaniem państwa, chroniły jego wolność osobistą, własność oraz osobową godność. Właśnie to ostatnie pojęcie – pojęcie godności – choć niezbyt ostre i jednoznaczne, stało się wspólnym i powszechnie przyjętym moralnym określnikiem człowieczeństwa jednostki, jako wartości podlegającej bezwzględnej ochronie. Godność jest wartością osobową, przysługującą każdemu w takim samym stopniu. Jest więc swego rodzaju metafizyczna podstawą równości. Równość natomiast, to – obok wolności indywidualnej – druga największa wartość polityczna nowych czasów.
Tak dalece zależy nam na tym, by nikt nie był wywyższony i nikt poniżony, że gotowi jesteśmy sprzeniewierzyć się tradycji moralnej i politycznej, nakazującej każdemu z nas stawać się coraz lepszym człowiekiem (a tym samym, lepszym od wielu innych ludzi); mogłoby to przecież sugerować, że są ludzie lepsi i gorsi pod względem samego człowieczeństwa, które sobą reprezentują. Również państwo straciło legitymację do wychowywania obywateli i kierowania ich życiem tak, by stawali się jak najcnotliwsi. Można powiedzieć, że w imię wolności i równości wypraszamy sobie, aby sugerowano nam, iż nie jesteśmy wystarczająco doskonali, a tym bardziej, aby narzucano nam przymusem zachowania uchodzące przez rządzących za najlepsze.
Tym samym egalitaryzm naszej liberalno-demokratycznej kultury politycznej wchodzi w konflikt z tradycyjną wizją człowieka jako istoty samodoskonalącej się. Mądrość i cnota, które dla starożytnych były koniecznymi warunkami szczęścia i bodaj tym samym, co osobista godność, przestały być sprawą publiczną, podlegającą publicznemu osądowi. Stały się sprawą prywatną, nie mogącą mieć wpływu na prawa jednostki, a zwłaszcza na stopień wolności, którą się cieszy. Państwo zaś powołane jest do tego, by równą wolność i równe prawa obywateli chronić, bez względu na cnoty poszczególnych jednostek (a tych nie ma nawet prawa oceniać), nie zaś, by układać im cnotliwe życie. Tak mniej więcej mają się te sprawy w świadomości społecznej współczesnego Zachodu.
Prawa człowieka
Po raz pierwszy zestaw niezbywalnych praw podstawowych, których ochronę powierzono państwu, ujęty został w wielkiej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, proklamowanej przez rewolucyjną Konstytuantę Francji w roku 1789. Czytamy tam: „Ludzie rodzą się wolnymi i równymi w prawach”; „Celem wszelkiego zrzeszenia politycznego jest utrzymanie przyrodzonych i niezbywalnych praw człowieka. Prawa te to: wolność, własność, bezpieczeństwo i opór przeciw uciskowi”, „Wolność polega na tym, że wolno każdemu czynić wszystko, co tylko nie jest ze szkodą drugiego”. Innym dokumentem o dziejowym znaczeniu dla rozwoju wolności jest Deklaracja Niepodległości Stanów Zjednoczonych i Konstytucja Narodów Zjednoczonych, a zwłaszcza słynnych dziesięć poprawek do tej konstytucji, określających swobody obywatelskie.
Źródłem aspiracji wolnościowych była pierwotnie stara doktryna prawa naturalnego, propagowana w średniowieczu przez Kościół katolicki, nakazująca, by prawo państwowe zawsze opierało swą treść i czerpało swój autorytet z prawa bożego. W myśl tej doktryny każdy człowiek ma pewne prawa wynikające z tego, że jest stworzeniem Boga, wyposażonym przez niego w rozum, wolną wolę, sumienie oraz pewne naturalne skłonności i umiejętności, które są źródłem jego praw. Jest wśród nich prawo do posiadania własności, do życia rodzinnego, do życia religijnego, a także do osobistej wolności. Przyrodzone prawa z czasem zaczęto rozszerzać oraz rozciągać na innowierców, a wreszcie pojmować uniwersalnie. W XX wieku roszczenia do praw podstawowych z jednej strony wyszły poza kontekst filozoficzno-teologiczny, a z drugiej przekroczyły granice narodowe i państwowe, krystalizując się w ideałach uniwersalnych praw człowieka, potwierdzanych w ślad za Powszechną Deklaracją przez różne regionalne gremia międzypaństwowe, jak np. Konferencja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, proklamująca w Helsinkach w 1975 r. słynny Akt Końcowy, podpisany także przez reżimy komunistyczne.
Proces uniwersalizacji idei praw człowieka zbiegł się z procesem rozszerzania ich zakresu. Oprócz wolności sumienia, wyznania i słowa, swobody poruszania się i zrzeszania, prawa do sprawiedliwego procesu, poszanowania godności i humanitarnego traktowania w każdych okolicznościach, prawa do uczestniczenia w życiu politycznym, a także zakazu dyskryminacji ze względu na płeć, narodowość, rasę lub wyznanie, w międzynarodowych dokumentach proklamujących prawa człowieka oraz w narodowych konstytucjach, przekształcających je w konkretnie stanowione i gwarantowane przez państwo prawa obywatelskie, zaczęły pojawiać się różnego rodzaju prawa socjalne. Wzbudza to kontrowersje i powoduje spory, przyczyniając się, niestety, do pewnego obniżenia rangi samej idei praw człowieka. Korzystnym procesem jest wszelako stopniowe uzyskiwanie przez deklaracje praw człowieka statusu prawa międzynarodowego, a w kontekście wewnątrzpaństwowym, stopniowy wzrost znaczenia gwarantujących swobody osobiste i polityczne ustaw konstytucyjnych w życiu publicznym coraz większej liczby państw, bardziej czy mniej deklaratywnie wstępujących na drogę liberalnej demokracji.
Uzyskiwanie rangi konkretnego zobowiązania prawnego przez moralne postulaty zwane prawami człowieka wiąże się z coraz bardziej świeckim ich pojmowaniem, a także z uwalnianiem od metafizycznego kontekstu doktryny „prawa naturalnego”. Gorset tej doktryny jest bowiem zbyt ciasny jak na uniwersalne aspiracje ruchu na rzecz praw człowieka, a poza tym sama doktryna, występująca w wielu wersjach (również całkowicie zeświecczonych) nie jest ani jasna, ani jednoznaczna. Odczuwa się jednak niemałą trudność z teoretycznym uzasadnieniem praw człowieka. Na szczęście, dotyczy to raczej filozofów, nie zaś ogółu społeczeństwa. Chętnie i bez żadnych uzasadnień przyjmujemy, że nie wolno nikogo więzić bez procesu, prześladować z powodu koloru skóry albo zakazywać udziału w wyborach. Decyduje o tym nasza intuicja i wrażliwość moralna.
Prawa obywatelskie i zadania państwa
Prawa obywatelskie, będące politycznym i konstytucyjnym dookreśleniem praw człowieka w zakresie relacji między człowiekiem a państwem zabezpieczają jednostkę przed gwałtem ze strony potężnego aparatu władzy państwowej, dysponującej środkami przymusu, a jednocześnie gwarantują jej możliwość udziału w życiu politycznym, i to zarówno w szerokim znaczeniu działalności obywatelskiej (stowarzyszenia, związki zawodowe, wszelkie organizacje społeczne, składające się na tzw. społeczeństwo obywatelskie), jak i węższym znaczeniu, czyli w działalności partyjnej, służbie publicznej, a przede wszystkim w znaczeniu biernego i czynnego prawa wyborczego. Są to wszystko prawa, które w demokracji mamy i które nam się należą. Określają one pewną płaszczyznę moralną, na której kształtuje się etos państwa jako strażnika praw i wolności oraz etos obywatela, czyli je
dnostki świadomej swej praw politycznych i zobowiązań w stosunku do państwa i wspólnoty politycznej, której jest członkiem.
Etos wolnego państwa nie wzbudza kontrowersji, gdy chodzi o jego treść ściśle polityczną. Jest oczywiste, że sprawiedliwe państwo to państwo prawa, w którym rządzą ustawy, a nie arbitralna wola urzędników. W państwie takim władza jest podzielona na względnie niezależne od siebie, jakkolwiek współzależne i wzajemnie się uzupełniające i kontrolujące sektory: ustawodawczy, wykonawczy i sądowniczy. Władza publiczna wykonywana jest z demokratycznego mandatu przez wyłonionych w drodze sprawiedliwych procedur (zwłaszcza wyborczych) reprezentantów społeczeństwa, a jej funkcją jest służba dobru powszechnemu, czyli wszystkim obywatelom, bez różnicy statusu, płci czy wyznania. Trudności zaczynają się wtedy, gdy przychodzi do określenia zakresu zobowiązań wzajemnych państwa i obywateli. Czy i w jakim stopniu, a zwłaszcza czyim kosztem państwo powinno brać na siebie troskę o materialny dobrobyt i socjalne bezpieczeństwo obywateli? Czy obywatel musi solidaryzować się ze społeczeństwem i z państwem, którego obywatelstwa sobie przecież nie wybierał? Pytania te sumują się do jednej wielkiej kwestii, najważniejszej dla refleksji politycznej: kwestii sprawiedliwości.
* Fragment z: Jan Hartman, Jan Woleński, Wiedza o etyce, Warszawa – Bielsko-Biała 2008.