Świat akademicki oferuje twórcom seriali telewizyjnych bardzo silną podstawę dla konstruowania losów bohaterów i tworzenia narracji – grę o władzę. Uniwersytety zawsze stanowiły arenę walki o panowanie i wpływy. Dlatego wykorzystanie elementu władzy jako punktu wyjścia dla rozwinięcia serialowej narracji, wydawał się strzałem w dziesiątkę.
Dobry serial, który przyciąga uwagę widzów w wymiarze globalnym, musi z całą pewnością mieć odpowiednio napisany scenariusz, w którym główni bohaterowie na oczach widzów dojrzewają, rozwijają się, zmieniają (np. postać Waltera White z Breaking Bad, który ze sfrustrowanego nauczyciela zmienia się w bezwzględnego szefa mafii narkotykowej). Postacie serialu nie mogą być proste, przedstawione w kategoriach biało-czarnych, ważny staje się dynamizm postaci. Sukces serialu – w dzisiejszych czasach – uzależniony jest również od wprowadzenia tzw. cliffhanger (czyli zawieszaniu akcji w sytuacji napięcia), co u widza wywołuje najczęściej zjawisko binge-watching (a zatem niemożliwości przerwania oglądania). Najczęściej seriale cieszące się dużą popularnością opierają swoją narrację wokół triady władza i pieniądze – relacji międzyludzkich – niejednoznaczności i transformacji bohaterów (Gra o Tron, Dom z Papieru /do pewnego momentu/, House Of Cards czy wspomniany już Breaking Bad). Dużą popularnością widzów cieszą się seriale osadzone w zawodowym świecie, w którym poszczególne odcinki opowiadają określoną historię, a w tle rozgrywają się losy głównych bohaterów. Przez wiele lat prym wiodły seriale medyczne np. Ostry Dyżur (ER) czy Grey’s Anatomy, a ostatnio nieco naiwny Szpital Amsterdam (New Amsterdam) czy Good Doctor. Widzom również przybliżane były losy prawników, wśród klasyków warto chyba wymienić Ally McBeal, Good wife czy Suits. W serialach tych ujawniały się skomplikowane relacje międzyludzkie, heroiczność głównych bohaterów, ich dramatyczne wybory życiowe, a w tle toczyła się również gra o władzę i wpływy.
Świat akademicki długo czekał na swój serial. Być może trudno jest napisać interesujący scenariusz przedstawiający przemiany bohaterów, dramatyzm ich wyborów, skomplikowane relacje i uwikłania na kampusie uniwersyteckim. W potocznym myśleniu świat ten może jawić się jako prosty (a nawet nudny), w codzienne życie sprowadza się do nauczania studentów i prowadzenia badań. Nikt tu nie ratuje życia, krew nie leje się na podłogę, brakuje nieoczekiwanych zwrotów akcji. Jednak świat akademicki oferuje twórcom seriali telewizyjnych bardzo silną podstawę dla konstruowania losów bohaterów i tworzenia narracji – grę o władzę. Uniwersytety zawsze stanowiły arenę walki o panowanie i wpływy. Dlatego wykorzystanie elementu władzy jako punktu wyjścia dla rozwinięcia serialowej narracji, wydawał się strzałem w dziesiątkę.
Oto bowiem w tym roku Netflix wyprodukował serial The Chair (w polskiej wersji językowej Pani Dziekan), którego pierwszy sezon (6 odcinków) miał premierę w połowie sierpnia tego roku. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że twórcy serialu działali bardzo zachowawczo, gdyż pierwsza część jawi się jako pilot sezonu. Każdy odcinek trwa około 30 minut, więc widz jest w stanie obejrzeć cały sezon w nieco więcej niż dwie godziny. Wprawdzie uzyskał on bardzo pozytywne recenzje (w końcu jego twórcami są scenarzyści Gry o Tron), to nie odniósł spektakularnego sukcesu. Wzbudził jednak zainteresowanie w świecie uniwersyteckim, gdyż odzwierciedla współczesne niepokoje akademickie.
Po pierwsze, serial rekonstruuje współczesne dylematy wokół kariery akademickiej kobiet i przejmowaniu przez nie władzy w dotychczas zmaskulinizowanym świecie. Główna bohaterka Ji-Yoon (znakomita Sara Oh) jest ucieleśnieniem kobiecego sukcesu w akademickim świecie – przyszło jej kierować wydziałem anglistyki. Nie jest to wydział, który przynosi sławę i pieniądze uniwersytetowi, jest to raczej przykład jednostki, która prowadzi mało opłacalne badania, dlatego walczy o „przetrwanie”. Postać tytułowej pani dziekan idealnie wpisuje się w dylematy tożsamościowe współczesnych naukowczyń. Jest ona kobietą, samodzielnie wychowującą córkę, reprezentantką mniejszości etnicznej/narodowej (jej rodzina pochodzi z Korei). Twórcom serialu udało się na szczęście uciec od stereotypowego pokazania kobiety w roli menadżerki akademickiej, która jest ograniczana przez swoją kobiecość. Współcześnie kobiety w świecie akademickim coraz częściej przebijają szklany sufit (sama pracuję na Uniwersytecie, którym kieruje Rektorka), jednak w tle pokazywane są dylematy związane z godzeniem wymagającej roli zawodowej z równie wymagającą rolą matki. Tytułowa bohaterka nie dusi już się w społecznie skrojonym gorsecie kobiecości, nie jest też ona jej bronią, a nawet tematem przewodnim. Jednak ten pierwiastek kobiecości związany z samodzielnym macierzyństwem stanowi istotny element tożsamości bohaterki, który wpływa na jej zawodowe wybory i możliwości. W tym kontekście wiele kobiet akademiczek znajdzie odzwierciedlenie swoich codziennych dylematów dotyczących łączenia życia zawodowego i prywatnego.
Po drugie, serial ten ujawnia różnego rodzaju mechanizmy władzy we współczesnej akademii. Podejmuje wątek różnych aktorów wpływających na rozwój i kształt dzisiejszego świata uniwersyteckiego. Pokazuje, że świat akademicki nie zawsze opiera się na kompromisie, a raczej na walce o wpływy i wybory polityczne. Istotnym aktorem w tej grze – obok rady uczelni, inwestorów, udziałowców – stają się studenci. To oni, w tym serialu, zdają się być tym gremium, które znacząco wpływa na przyszłe losy kadry akademickiej. W polskiej rzeczywistości ewaluacja studentów nie jest tak istotna w utrzymaniu pozycji na uniwersytecie, jak w przypadku amerykańskich uczelni. Jednak neoliberalny głos studenta-klienta słychać w tej przestrzeni wyraźnie. Co więcej, serial ten pokazuje, włączają się nowi gracze – followersi na twitterze czy celebryci (znakomite wprowadzenie postaci Davida Duchovnego).
Po trzecie, na poziomie symbolicznym (chapeau bas!) uwidacznia się odwieczna gra o władzę i wpływy między tradycją a współczesnością. Z jednej strony mamy pokazaną grupę emerytowanych profesorów, którzy stają się niejako inhibitorem zmian, z drugiej próbę nowego podejścia, zreformowania sposobu myślenia o wydziale przez nową dziekan, która musi iść na różne, często niewygodne kompromisy. Próby wprowadzenia nowych idei, uosabianych w tym przypadku przez młodą afroamerykańską badaczkę, konfrontowane są z tradycyjnym lub wręcz skostniałym podejściem jednego z profesorów. Co więcej, wydaje się, że ci emerytowani profesorowie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych byli zapewne bojownikami o wolność na uczelniach, także seksualną, która dziś przybrała formę seksizmu. To, co dla nich było wolnością, dziś jawi się jako źródło opresji. Niesmaczne, seksistowskie dowcipy pokazują schyłek tamtej epoki. Jednak jest jeszcze coś w tej walce międzypokoleniowej – otóż – (prze)trwanie uniwersytetu polega na jego ciągłej śmierci i zmartwychwstaniu, na dyskursywnej walce, w której stare idee muszą ustąpić nowym. Ta walka toczy się nieustanie, jest immanentną cechą życia akademickiego. W serialu jednak ta walka pokazana została nie w wymiarze symbolicznym, lecz ludzkich wyborów i pragnień.
I wreszcie – co dla mnie najważniejsze – serial ten pokazał zagrożoną przez poprawność polityczną i ujawniającą się cancel culture – akademicką wolność słowa. Twórcom serialu należą się owacje na stojąco za przemycenie – istotnego z punktu widzenia współczesnego problemu akademickiego – wątku wolności. Na tej płaszczyźnie zdemaskowane zostają dwa ważkie problemy: fragmentaryczności czy wręcz wycinkowości rzeczywistości społecznej oraz wojny tożsamościowej. Oto bowiem za sprawą nowoczesnych technologii, wycinek rzeczywistości zajęć akademickich staje się przyczyną zawieszenia uznanego i lubianego profesora. Ujawnia się też manipulacyjność współczesnych, sfragmentaryzowanych social mediów, ale także ich siła i władza. Krytyczne kształcenie studentów, otwieranie ich umysłów na różne idee, wolność akademicka zaczyna być zagrożona. Ponad trzydzieści lat temu ukazała się świetna książka Allana Blooma Umysł zamknięty, pokazująca współczesne tendencje w zakresie kształcenia uniwersyteckiego. Studenci w obliczu wojny kulturowej, tożsamościowej zamiast stać się krytycznymi aktorami, wtłoczeni zostali w zamknięte matryce tożsamości. Rewolta studentów lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, zdaje się dziś pożerać własne dzieci. Kształcenie studentów w obawie przed narażeniem ich na szkodliwe treści staje się infantylne. I co więcej, studentom ten infantylizm zdaje się odpowiadać. Świat akademicki przestaje być światem otwartych i odważnych idei w obawie przed unieważnieniem (cancel culture) czy obrażeniem uczuć (wojny kulturowe i tożsamościowe). W serialu The Chair unieważnienie staje się wręcz absurdalne i groteskowe (zapewne Gombrowicz mógłby dziś pokazać, jak można dorobić gębę wykładowcom i jak można ich upupić, bo przecież sami stali się niewolnikami formy, którą de facto tworzyli). Groteskowo przedstawia się konfrontacja studentów z zawieszonym profesorem, w której jawią się oni jako totalizująca i opresyjna monokulturowa siła. Kapitulacja profesora stanowi – na poziomie metaforycznym – upadek postmodernistycznej narracji, która w nowej rzeczywistości esencjonalizowania tożsamości, pozwala jedynie na wycofanie się. Ci, którzy wykładają na współczesnych kampusach, muszą ciągle pilnować, aby nie przekroczyć granic, które we współczesnym dyskursie są stawiane kategorycznie i szybko. Nadmienię tylko, że pojawiają się już ostrzeżenia na amerykańskich i brytyjskich kampusach, aby studenci nie czytali określonej literatury, naznaczając ją jako unieważnioną. A przecież na uniwersytecie chodzi właśnie o przekraczanie granic, szczególnie granic swojego umysłu. I ponownie wydaje się, że zataczamy koło. Oto bowiem rewolty lat siedemdziesiątych dążyły do znoszenia granic w nauce, w kształceniu, w sposobie myślenia o tożsamości, uprawomocniając marginalizowanych aktorów. Dziś na nowo tworzą się ostre i wyraźne granice, których przekraczanie bywa niebezpieczne. I nie chodzi już tylko o konformizm, chodzi przede wszystkim o wolność.
Serial The Chair dla mnie, osoby związanej ze światem akademickim od prawie dwudziestu lat, nie wniósł niczego nowego. Co więcej, pozostawił też niedosyt wielu aspektów funkcjonowania współczesnej akademii, dlatego liczę na kontynuację. Jednak jest to serial ważny, nie tylko dla tych, którzy swoje życie związali ze światem akademickim, czy też byli w nim przez chwilę, ale dla wszystkich, których współczesne walki i wojny o władzę mają znaczenie. Chociaż serial pozbawiony jest elementów cliffhanger, nie prowadzi raczej do binge-watching, staje się ambitnym przekazem współczesnych niepokojów, dylematów i kontrowersji akademickich. Podjęte problemy nie zostały zbanalizowane i uproszczone, przeciwnie – twórcy starają się pokazać skomplikowaną naturę świata akademickiego, poprzez osobiste i zawodowe wybory głównych aktorów.