W historii wiele zjawisk występowało, które dziś uznajemy za barbarzyństwo, a niegdyś uchodziły za normalne czy wręcz oczywiste. Palenie czarownic na stosie, feudalizm, traktowanie kobiet czy dzieci na równi ze składnikami majątku, kara śmierci za wszelkie występki, również obyczajowe, tortury jako metody przesłuchań, segregacja rasowa. Każde z nich powszechnie uznawane jest dziś za niegodne, nieludzkie i trudno wręcz wyobrazić sobie, by dzisiejszy polityk mógł którekolwiek z nich afirmować. Wydaje się oczywiste, że na liście tej można umieścić niewolnictwo: obecne w każdej epoce, a jednak dzisiaj zanikłe poza może niektórymi krajami Afryki. A może… tylko się tak wydaje.
Ostatnie dni przynoszą wypowiedzi polityków PiS, którzy zapowiadają przywrócenie współczesnego niewolnictwa pod eufemistyczną nazwą „poboru do wojska”. „Pobór” ten, czyli obowiązkowa służba wojskowa, wcielanie do armii ludzi wbrew ich woli, nie może być w żaden materialny sposób rozróżniony od innych form niewolnictwa. W tym wypadku jest to niewolnictwo wobec państwa, niewolnictwo wymagające ofiary ze swojej pracy, godności a nawet życia. Poparcie dla obowiązkowej służby wojskowej stanowi rozumowanie w kategoriach całkowitego podporządkowania jednostki państwu, wpisując się dokładnie w opisaną przez Mussoliniego doktrynę państwa faszystowskiego w jej kontrze do państwa liberalnego („Jeśli ten, kto mówi: liberalizm, mówi: jednostka, to ten, kto mówi: faszyzm, mówi: państwo.”, Mussolini, B., Doktryna faszyzmu).
Platforma Obywatelska nie jest moją ulubioną partią – przeciwnie, odkąd rozkradła oszczędności Polaków z OFE uważam ją za ugrupowanie mi całkowicie wrogie. Jednakże zawieszenie (szkoda że nie definitywne zniesienie) niewolnictwa – jeszcze w pierwszej kadencji rządów Donalda Tuska – było jej niewątpliwie największym osiągnięciem. Choć przykro, że osiągnięcie to politycy PO podważają mobilizując część rezerwistów na obowiązkowe przeszkolenia (to TAKŻE jest praktyką niewolniczą i nie powinno mieć miejsca), ale skala tego barbarzyństwa jest niewątpliwie nieporównywalnie mniejsza niż miało to miejsce przed rozpoczęciem jej rządów.
Prawo i Sprawiedliwość (a konkretnie Jarosław Kaczyński) musi sobie odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, czy będzie w kampanii wyborczej – przy całym sporze i rywalizacji politycznej jaka ma miejsce – partią wpisującą się w standardy cywilizacji, czy dopuszcza powrót do niewolnictwa pod postacią służby wojskowej. Na razie słyszeliśmy postulat przywrócenia poboru z ust rzeczniczki partii, Elżbiety Witek. Jeśli PiS faktycznie odcina się od niewolnictwa, rzeczniczka powinna wylecieć z partii szybciej niż madryckie trio. Łagodne wycofywanie się z Beaty Szydło, czy Adama Bielana z niebezpiecznego tematu to w tak fundamentalnej kwestii zdecydowanie za mało, zwłaszcza że PiS sprzeciwiał się zniesieniu poboru już kiedy to następowało w 2008-2009 r.
Tymczasem wykorzystując skandaliczny postulat rzeczniczki PiS, a także dość gorącą atmosferę dyskusji na temat zmian ustrojowych do debaty publicznej należałoby wprowadzić postulat usunięcia z Konstytucji RP artykułu 85, który na niewolnictwo wojskowe przyzwala (przez co stoi w logicznej sprzeczności z artykułem 31 Konstytucji, mówiącym o ochronie prawnej wolności człowieka) i temat ten zamknąć raz na zawsze. Pobór nie byłby „zawieszony” ale kategorycznie zakazany tak jak zakazane są tortury, kary cielesne czy działalność partii nazistowskich, komunistycznych czy rasistowskich. Nie powinno być do niego powrotu tak jak nie prowadzimy dyskusji nad powrotem do innych form niewolnictwa. I nie powinno być miejsca w polityce dla partii i polityków do takiego powrotu nawołujących. A PiS jak każda inna partia powinny czuć obawę, że głoszenie takich postulatów jak powrót poboru może i powinno oznaczać odejście w polityczny niebyt – na zawsze.