Kolejny raz przeczytałam „Czarnego hetmana” (Nisza). To mądra, precyzyjnie skonstruowana powieść.
W świetnej serii „Modernizm w Polsce” (Wydawnictwo Universitas) ukazała się niedawno monografia Pawła Łyżwińskiego „(Nie)pojednane opozycje. Szachowe tropy w tekstach kultury nowożytnej”. Młody badacz przytacza w niej opowieść arabskiego historyka Ahmeda Al-Jakubiego:
„Mówi się, że w starożytnych Indiach pewna królowa wyznaczyła swojego jedynego syna na następcę tronu. Kiedy syn został zamordowany, królewscy radcy szukali sposobu, jak przekazać jej tę tragiczną wiadomość. Zwrócili się więc do pewnego filozofa, aby pomógł im znaleźć rozwiązanie. Ten przez trzy dni siedział, myśląc w milczeniu, aż w końcu rzekł: »Wezwijcie stolarza z drewnem w dwu kolorach, białym i czarnym«. Kiedy stolarz przybył na miejsce, filozof kazał mu wydrążyć z drewna trzydzieści dwie małe figurki. Następnie rzekł do niego: »Przynieś garbowaną skórę zwierzęcą« i nakazał mu wyciąć z nich kwadrat oraz podzielić go rylcem na sześćdziesiąt cztery mniejsze kwadraty. Wtedy postawił figurki na skórze i przyglądał się im w ciszy. W końcu zwrócił się do swojego ucznia i rzekł: »To jest wojna bez rozlewu krwi«. Wyjaśnił jej reguły i obaj rozpoczęli grę. Szybko rozniosła się wieść o tym tajemniczym nowym wynalazku, tak, że sama królowa wezwała filozofa i kazała go sobie zademonstrować. Siedziała w milczeniu, przyglądając się grze filozofa i jego ucznia. Kiedy partia była skończona, bo jedna strona postawiła mata drugiej, królowa zrozumiała zamierzone przesłanie. Zwróciła się do filozofa, mówiąc: »Mój syn nie żyje«. »Ty to powiedziałaś«, odpowiedział. Wtedy królowa wezwała odźwiernego i rzekła: »Pozwól ludziom wejść, aby mogli mnie pocieszyć«.
Karol Irzykowski, zapalony szachista, nazwał szachy pompatycznie „tajemną, niezbadaną alegorią życia”. Krytykując futuryzm za aspołeczność, posłużył się przykładem innowacji w szachach jako metaforą zmian w kulturze: powstają szachy dla czterech graczy, szachy trójwymiarowe, wariant z „latającym koniem”, a nawet dziwactwo Emmanuela Laskera (król jest taką samą figurą jak inne, a bicie jest przymusowe, zatem „gra nie toczy się już o króla, jest tylko po prostu zastosowaniem republikańskiej zasady warcabów do szachów”). Głupie, bo szachy to przede wszystkim reguły, a nie barbarzyństwo.
Pewnie, szachy budzą militarne skojarzenia, ale może lepszą metaforą dla chaosu wojny byłaby prostacka gra w kości?
Nie dla Sadurskiej, która tworzy maszyny do czytania, jest mistrzynią w budowaniu misternych mechanizmów kompozycyjnych. Już debiutancka „Mapa” udowodniła, że dbałość o strukturę tekstu jest dla niej bardzo istotna. Zdarzenia koncentrują się wokół rekwizytu, funkcjonującego też na prawach metafory. W wydanej dwa lata temu przez Niszę powieści w opowiadaniach była to tytułowa mapa, której pożądano i za którą zabijano. W „Czarnym hetmanie” rekwizytem staje się szachownica z figurami z kości słoniowej (a może ludzkiej?). Czasem pada na nią kropla krwi, innym razem – mleka.
Mistrzyni stawia na szachownicy cztery figury. Najsilniejszy jest tytułowy hetman – głównodowodzący armią, który może poruszać się w dowolnym kierunku, o dowolną liczbę pól. U Sadurskiej hetman to snajper. Jest weteranem wojny w byłej Jugosławii. Zbrodniarzem wojennym, ukrywającym się przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości. Laufer (goniec, giermek) to jego syn, pół Serb, pół Ukrainiec, właśnie przeprowadził się do Krakowa. W odwiedziny z Niemiec przyjeżdża do niego syn (to już trzecie pokolenie) – Skoczek. Figura wyjątkowa, bo jako jedyna może przeskakiwać przez inne, a także rozpocząć partię. Może ochronić przed szewskim matem. I wreszcie niepozorny pionek – pre- (albo posthistoryczny) człowiek gór, który nigdy nie nauczy się polować, bo ma „słabe ręce” i „palce nienawykłe do zabijania, miękkie i różowe”. Jego rolą staje się więc wiedzieć (i dzięki strategii przetrwa). „Pionki. Żadnego nie wolno lekceważyć. […] Jeden przeoczony pionek może cię zmusić do odwrotu i zadecydować o losach gry”.
W jednym z wywiadów autorka powiedziała rzecz może banalną, ale jednak prawdziwą: „wszystkie wojny są jedną wojną”. Metaforyczny czarny hetman dowodzi w bitwie na Kosowym Polu (koniec XIV w., Serbia podbita przez Turków Osmańskich) i bierze udział w ludobójstwie w Srebrenicy (masakra muzułmanów). Jako kontekst pojawia się w powieści Sadurskiej również II Wojna Światowa (historia gestapowca grającego w szachy z ukrywającym się na poddaszu żydowskim chłopcem).
Wojenne okrucieństwo wyraźnie literacko fascynuje Sadurską. Niepokojąco brzmi dziś opublikowane w „Piśmie” w 2021 roku opowiadanie „Dziecię elfów”, o Armii Czerwonej wchodzącej do Krakowa i – niestety – również do chałupy bogu ducha winnej Karoliny Sobczakówny, której ksiądz powie później pocieszająco: „Położyłaś swoją cnotę na ołtarzu ojczyzny, w służbie żołnierzom”.
„Czarnego hetmana” autorka pisała przed wybuchem wojny w Ukrainie, która przydała powieści żywy, aktualny kontekst (to samo stało się z „Chołodem” Twardocha, „Bella ciao” Siemiona, a nawet „Całym pięknem świata” Dominiki Buczak; widmo krążyło, ujawniając się w literackich przepowiedniach). Z „Czarnego hetmana” można wywnioskować, że winni temu są mężczyźni. Grający w wojenną grę nastoletni Skoczek może jeszcze pójść w bok, nie po wytartych śladach. [Żeby nie było, że Barbara Sadurska cierpi na mizoandrię: w opublikowanym w „Piśmie” opowiadaniu „Pan Fischer” (nie chodzi o szachistę, tylko o właściciela pyszczaka hełmiastego, ryby, o której można przeczytać w poradniku akwarysty, że jest dobrym mężem i ojcem) to mężczyzna jest ofiarą drapieżnej kobiety].
„Czarny hetman” to powieść lodowata – przejrzysta kompozycyjnie i dojmująco chłodna stylistycznie. Kto wie, czy najważniejszą opowieścią w tej książce nie jest historia Pionka. Napisałam wyżej, że niekoniecznie jest to prehistoria – konflikt ludzi gór z ludźmi lasu może być wariantem fabuł postapokaliptycznych, jak w „Marze i Dannie” Doris Lessing czy trylogii „MaddAddam” Margaret Atwood.
Traktuje się drugą książkę literacką jak test na pisarza, jakby pierwsza była egzaminem ósmoklasisty, a dopiero kolejna – maturą. Chyba najdowcipniej napisała o tym mechanizmie Dorota Masłowska w „Pawiu królowej” (krytycy krążą nad MC Doris jak sępy, wieszcząc: „Ona nie napisze już nigdy żadnej książki”). Barbara Sadurska świadectwo dojrzałości ma w kieszeni. Szach-mat.
Źródło zdjęcia: Jeswin Thomas