Życzyłbym wszystkim, aby przed wydaniem oceny dotyczącej jakiejś osoby o innym kolorze skóry, wyznaniu, czy innej kulturze nie myśleli stereotypami, a widzieli w niej przede wszystkim drugiego człowieka, który ma prawo do godnego życia.
Charakterystyczne pejsy, długa broda, czarny kapelusz i płaszcz zwany chałatem. Te atrybuty chyba wszystkim jednoznacznie kojarzą się z ortodoksyjnymi wyznawcami judaizmu zwanymi chasydami, ale czy tylko ubiór czyni z Żyda chasyda? Oczywiście, nie sam wygląd definiuje pojęcie chasydyzmu, ale przede wszystkim szereg praw, obowiązków, nakazów i zakazów, według których ortodoksi muszą żyć i ich przestrzegać. W tym miejscu nasuwa się pytanie: czy w obecnych czasach postępu technologicznego, pokus czających się na każdym kroku, pędu gospodarczego, da się żyć stricte tak, jak zostało to określone w Starym Testamencie? Czy życie według prawa mojżeszowego jest dziś możliwe? Odpowiedź jest twierdząca jedynie wówczas, gdy całe życie podporządkowane jest prawu żydowskiemu, a każdy dzień przeżywany jest ku czci Boga, dziękując mu za stworzenie, opiekę i każdą daną chwilę.
Chasydyzm (dosł. pobożność, bogobojność) występował w historii w trzech odmianach: chasydyzm antyczny lub starożytny, którego przedstawiciele znani są także jako asydejczycy, chasydyzm niemiecki, zwany także aszkenazyjskim lub nadreńskim oraz chasydyzm polski nazywany też ukraińskim, czy besztiańskim, który rozwija się do dziś. Za twórcę chasydyzmu polskiego, który rozwinął się na południowo-wschodnich kresach Rzeczpospolitej w połowie osiemnastego wieku, uważa się rabina Izraela ben Eliezera (1700-1760), zwanego Baal Szem Towem (Panem, mistrzem dobrego Imienia). Rabin Izrael ben Eliezer stworzył podstawowe idee chasydyzmu. Najważniejsze z nich to odnalezienie Boga we wszystkich rzeczach stworzonych, emocjonalny związek z przyrodą i innymi ludźmi oraz ciągłe samodoskonalenie przez koncentrację, modlitwę, odpowiednie życie codzienne i radość. Baal Szem Tow skupiał wokół siebie coraz większą liczbę Żydów zafascynowanych nową ideą mistyczną, która nawoływała do radosnego chwalenia Boga i szukania pozytywnych aspektów w codziennym życiu. Szybko rozprzestrzeniający się nowy ruch miał także wielu wrogów, którzy krytykowali chasydyzm między innymi za zbyt liberalny stosunek do pór modlitwy, wprowadzenie zmian liturgicznych, spożywanie alkoholu (często w nadmiernych ilościach), odrzucenie ascezy i bałwochwalczy stosunek do swoich mistycznych przywódców duchowych – cadyków.
Duże oburzenie wywołało wdrożenie przez chasydów kabały (mistycyzmu przeznaczonego ówcześnie jedynie dla elit) do codziennego życia. Baal Szem Tow nie spisał nigdzie swoich nauk, przekazywał je jedynie ustnie. Podkreślał, że człowiek musi dążyć do doskonałości, żyć jak najbliżej Boga, szukać elementów boskości we wszystkim, co nas otacza, a taka postawa prowadzi do emocjonalnego związku z przyrodą i innymi ludźmi oraz przyczynia się do zbawienia świata. Mówił także o ważnej roli cadyka (duchowego przywódcy – łącznika z Bogiem), który jest w pełni doskonały i swoją doskonałością może obdzielać pozostałych. Dla człowieka każdy nowy dzień staje się nowym wyzwaniem, a najdoskonalszą drogą prowadzącą do Boga jest modlitwa. Nauki po śmierci Baal Szem Towa przekazywali jego towarzysze. Obecnie chasydzi żyją głównie w Izraelu, gdzie stanowią 10% całej ludności oraz w USA, głównie w Nowym Jorku. Kultywują swoją tradycję w zasadzie w niezmienionej formie od niespełna trzech stuleci.
Ilekroć spaceruję z aparatem w ręku po najbardziej ortodoksyjnej dzielnicy Jerozolimy, Mea Shearim, zamieszkałej wyłącznie przez ortodoksyjną społeczność żydowską, mam nieodparte wrażenie, że czas się tu zatrzymał, albo że przeniosłem się w czasie o jakieś sto lat wstecz. Jedynie co jakiś czas przedzierający się przez tłum przechodniów samochód przypomina czasy, w których obecnie żyjemy. Jednak po kilku dniach spędzonych w tej dzielnicy, to co na początku wydawało mi się dziwne i obce, teraz stało się naturalne. Zupełny brak turystów przestał dziwić. Dziwi mnie chyba bardziej brak chasydów na ulicach dzielnic nieortodoksyjnych. Społeczność ultraortodoksyjna, zwana w Izraelu haredim, żyjąca w tej zamkniętej enklawie, neguje wszystko, co może wedrzeć się w ich tak od wieków pielęgnowaną kulturę, wszystko co tą kulturę może ukazać nowoczesnemu światu gojów (nie-Żydów). Haredim nie chcą dzielić się swoją tradycją z nikim, ani jej ujawniać. Pilnie strzegą swoich tajemnic i obyczajów. Każdy, kto tu wkracza, musi się liczyć z tym, że nie będzie miło przyjęty.
Bardzo mały odsetek chasydów mówi po angielsku czy niemiecku. Podstawowym językiem jest tu jidisz, bo nawet hebrajski, uważany za język Boga, przez niektórych używany jest wyłącznie podczas modlitw. Zamknięte ortodoksyjne dzielnice, na obrzeżach których widnieją banery i plakaty z hasłami pisanymi w kilku językach, sugerujące postronnym, że nie są to miejsca turystyczne, zakazujące wstępu w nieodpowiednich kreacjach i sugerujące, żeby uszanować kulturę i tradycję mieszkających w nich chasydów, stanowią enklawy dla tych, którzy wybrali bądź za których wybrano życie w zgodzie z Bogiem według ściśle określonych praw. Tu nie ma miejsca na nowoczesne życie. Tu życie toczy się jak setki lat temu. Każdy w zamkniętej społeczności chasydów ma swoje miejsce. Każdy wie, co ma robić, żeby tu egzystować w zgodzie z sobą, swoją rodziną, rabinem, stanowiącym tu prawo oraz tym najwyższym, któremu wszystko jest podporządkowane. Hashem-imię, w taki sposób chasydzi wypowiadają się o swoim stwórcy. Słowo „Bóg” jest tak bardzo święte, że nie jest się dość godnym, aby je wypowiadać. Tu wszystko dzieje się „dzięki Hashem”, wszystko jest robione „dla Hashem” i jemu (imieniu) wszystko się tu zawdzięcza. Przekraczając granicę Mea Shearim chyba każdy goj choć przez chwilę zastanawia się, jak przeżyłby w tak zamkniętej społeczności. To właśnie tutaj dociera do mnie, co znaczy podporządkować swoje życie Bogu. Dla mnie – fotografa, którego interesują inne kultury, religie, tradycje zupełnie nieznane Europejczykom, jest to świat fascynujący. Dla człowieka ,,z zewnątrz” wszechobecny gwar, przelewający się tłum ortodoksów po kilkunastu godzinach staje się dość męczący. Dodatkowo sterty śmieci walające się na ulicach, pył unoszony przez przejeżdżające sporadycznie samochody oraz bardzo zniszczone kamienice, przyczyniają się do dość specyficznych walorów estetycznych tego miejsca. Od wczesnych godzin porannych do zmierzchu w dzielnicy panuje ogromny zgiełk. Wszystkich ogarnia jeden wielki pęd. Większość z przechodniów stanowią mężczyźni.
Nie da się także przeoczyć wszechobecnych dzieci. W dzielnicy nikt nie ogląda telewizji, nie słucha radia i nie korzysta z internetu, który uważany jest za największe zło. Aby dowiedzieć się newsów ze świata zewnętrznego, chasydzi dzwonią na specjalną infolinię, kontrolowaną przez rabinów. Można tam także posłuchać wykładów, rad, między innymi w tematach biznesowych, religijnych, czy dotyczących życia osobistego. Cała dzielnica wyklejona jest tysiącem plakatów, przed którymi raz po raz zatrzymują się przechodnie, wnikliwie wpatrując się w ich treści. Nowe warstwy papieru przyklejane są na stare, wiszące już od dłuższego czasu, częściowo zdarte, wyblakłe, brudne, okurzone, ale wciąż przekazujące jakieś informacje. Plakaty to główny sposób komunikacji rabinów ze swoimi wiernymi. To jakby rodzaj internetu, który dociera do każdego chasyda w sposób właściwy, koszerny. Bo wszystko musi być odpowiednie, zaakceptowane przez prawo żydowskie. Koszerne są nie tylko posiłki czy napoje, ale także telefony komórkowe, naczynia, sztućce, środki higieniczne, chemiczne oraz wiele, wiele innych rzeczy, z których korzystają na co dzień ortodoksi.
W samym centrum Mea Shearim jest bar, jakby wyciągnięty z lat siedemdziesiątych PRL-owskiej Polski. Wiecznie zatłoczony, z poobijanymi krzywymi stolikami, często zadymiony przypaloną koszerną potrawą. W kącie stoi, jedynie zdradzająca współczesną epokę, do niczego nie pasująca lodówka z coca-colą, sokami owocowymi i piwem, przy którym niejednokrotnie kontemplowałem kończący się dzień. To tu jadłem najbardziej charakterystyczne dla tego miejsca czulent, kugel, czy wątróbkę tak dobrze mi znaną z Polski i nawet identycznie przyrządzoną. W każde piątkowe popołudnie przed zbliżającym się szabasem, dziesiątki chasydów tłumnie gromadziło się przy barze, zamawiając posiłki na szabasową kolację. Obsługa baru dwoiła się i troiła, aby wszystkich szybko obsłużyć, pakując zamówione potrawy do plastikowych jednorazowych opakowań. Tu nie ma miejsca na ekologię. Wszystko pakowane jest w dziesiątki, setki, tysiące, a nawet miliony plastikowych pudełek, pojemników, worków, reklamówek. W domach haredim wszystko spożywane jest przy użyciu plastikowych talerzy, kubków, sztućców. Prostsze to i koszerne zarazem… bo przecież ciągłe zmywanie po dwunastoosobowej rodzinie stanowi istny koszmar.
Jednak nie samym jedzeniem i piciem żyje chasyd, choć koszerna kuchnia stanowi nieodzowny aspekt ich religijnego życia. Dużo ważniejszy od posiłku dla ciała, jest jednak posiłek dla ducha. Świat duchowy chasydów to nie tylko sama modlitwa, posty i godziny spędzone na nauce Tory i analizowaniu Talmudu. To także mnóstwo radosnych świąt, podczas których tańcem, śpiewem i dobrą zabawą, często zakrapianą alkoholem, chwalą swego stwórcę. Modlitwa i sposób podejścia do niej w dużym stopniu odróżnia chasydów od pozostałych religijnych Żydów. To właśnie chasydyzm wprowadził tu ogromne zmiany i otworzył do tej pory zamknięty świat mistycyzmu dla każdego, kto chciał zbliżyć się do Boga. Od teraz każdy, nawet niewykształcony, prosty człowiek mógł wznieść się w mistycznych przeżyciach, chwaląc Hashem o każdej porze dnia i nocy. Chasydyzm wprowadził także bardziej liberalne podejście do pór modlitw, za co między innymi, jak wspomniałem wcześniej, zyskał sobie wielu wrogów. Chasyd nie ma nakazu modlitwy o danej godzinie. Modli się wtedy, kiedy jego dusza czuje taką potrzebę.
Duchowość objawia się także w podejściu do każdej najdrobniejszej czynności podczas całego dnia, od przebudzenia, do zaśnięcia, od świtu do zmierzchu. Wszystko jest poświęcone Hashem i za wszystko Hashem należy dziękować. W dniu powszednim chasydzi modlą się co najmniej trzy razy: rano, po południu i wieczorem. Pomiędzy głównymi modlitwami odmawiają liczne błogosławieństwa, np. przed spożyciem posiłku, wypiciem wody, czy rytualnym obmyciem rąk. W szabas oraz podczas świąt, do których to przywiązują ogromną wagę, spędzają kilka a nawet kilkanaście godzin na wspólnych modlitwach w synagogach. Analizując życie chasydów, nie sposób pominąć miejsca kobiet i roli, jaką pełnią w tej religijnej społeczności. Wielokrotnie rozmawiając z osobami, które natknęły się w Izraelu, bądź w innym zakątku świata, na tą ortodoksyjną społeczność, zawsze powtarza się jedna opinia: mężczyźni swoim zachowaniem poniżają kobiety, zarówno te ze swojej społeczności, jak i te z kultur zachodnich, które mijają na ulicy. Bo przecież chasyd ostentacyjnie odwróci wzrok lub przysłoni oczy ręką, mijając kobietę, bo przecież nie poda ręki przy przywitaniu, nie mówiąc o przytuleniu, czy pocałunku na dzień dobry, bo przecież każe swojej żonie nosić perukę, grube czarne rajstopy, długą spódnicę sięgającą do połowy łydki oraz bluzkę z długimi rękawami nawet w upalne dni. Upraszczając temat i patrząc na niego z zewnątrz, kobieta w ortodoksyjnej społeczności haredim według większości z nas, osób wychowanych w kulturze zachodniej, jest stworzona do trzech rzeczy: ma prowadzić koszerną kuchnię, koszerny dom oraz rodzić dzieci.
Rozmawiając z moimi przyjaciółmi chasydami, wielokrotnie poruszałem temat roli kobiet w ich społeczeństwie i zawsze wyrażali się o kobietach z ogromną czcią i szacunkiem. Patrząc na to samo zagadnienie z perspektywy chasyda, można stwierdzić, iż kobieta traktowana jest z największą godnością, jako istota będąca w takiej bliskości Boga, w jakiej mężczyzna nigdy się nie znajdzie. Kobieta przecież daje nowe życie, a życie stanowi największą i najważniejszą wartość. Skąd zatem takie duże rozbieżności w postrzeganiu tego tematu? Wynika to przede wszystkim z tego, iż ludzie z kultur zachodnich interpretują gesty i zachowania w zupełnie odmienny sposób, od członków społeczności chasydzkiej. Mężczyzna, który odwraca wzrok od kobiety, według nas zachowuje się bardzo niegrzecznie, natomiast według niego samego oddaje cześć kobiecie, gdyż nie jest godny, aby na nią patrzeć. Podobnie ma się rzecz z podaniem ręki czy przytuleniem. Dotyk kobiety i jej piękno zarezerwowane są jedynie dla jej męża. Stąd też zakrywanie włosów, symbolu piękna, perukami czy chustami. Stąd wreszcie szczelne przykrywanie ciała, które odkryte mogłoby kusić wzrok innych mężczyzn i sprowadzać nieczyste myśli. A jeśli o kuszeniu mowa, podobna sytuacja odnosi się także do modlitwy. To także temat do wytykania chasydom ich niegodnego podejścia do kobiet przez niewtajemniczonych w ich kulturę gojów. Kobiety ortodoksyjne mogą modlić się w synagogach razem z mężczyznami jedynie w miejscu do tego przeznaczonym. Miejscu, w którym są dla mężczyzn niewidoczne, zwanym babińcem. Wynika to także z teorii, która głosi, że kobiety swoim pięknem mogą rozpraszać rozmodlonych mężczyzn.
Polska to jeden z nielicznych krajów, do którego każdego roku pielgrzymuje tysiące chasydów. To tu rozsiane są stare, zniszczone cmentarze żydowskie, kirkuty z popękanymi, obrośniętymi mchem i bluszczem macewami, na których czas odcisnął swoje piętno. Sporadycznie można na nich spotkać grupki modlących się chasydów. Do największych, w Częstochowie, Radomsku czy Aleksandrowie Łódzkim, gdzie pochowani są ich cadykowie, regularnie pielgrzymują oni przy okazji rocznic ich śmierci, tzw. jorcajtów. Często spotykani są także na krakowskim Kazimierzu, poszukujący ciszy i ucieczki od turystycznego gwaru zatłoczonego, multikulturowego centrum. Na mapie Polski są też miejsca upamiętniające tragedię Holokaustu, który zdziesiątkował tak liczną ortodoksyjną społeczność żydowską, żyjącą tu przed II wojną światową. To między innymi byłe niemieckie nazistowskie obozy koncentracyjne i zagłady z największym z nich „Auschwitz-Birkenau”, który stanowi obowiązkowy przystanek dla części pielgrzymujących po Polsce religijnych Żydów. Najbardziej jednak uczęszczanymi przez chasydów miejscami są grób cadyka Elimelecha w Leżajsku oraz grób cadyka Biedermana w Lelowie. To tutaj przyjeżdża w jednym czasie największa liczba pielgrzymów, to tutaj można poznać bliżej tą ortodoksyjną kulturę, nie wyjeżdżając z Polski na Bliski Wschód czy do USA. Przez kilka dni tysiące chasydów modli się nad grobem swoich cadyków, przywożąc ze sobą różne intencje, prosząc o zdrowie, dziękując za udany rok, płodność czy powodzenie w interesach. Modlitwa jest dla nich skupieniem, skierowaniem swoich myśli ku Bogu. Modlitwa to także stany ekstazy, w osiągnięciu której pomagają rytmiczne ukłony, kiwanie się całego ciała, ale to także taniec, śpiew i zabawa. Rozmodleni i rozbawieni chasydzi tańczą na stołach, ławach, śpiewają, chwaląc Hashem. Nie wszystkich jednak stać na taką wyprawę na inny kontynent, do ziemi swoich przodków, zwłaszcza gdy w grę wchodzi zabranie swojej kilkunastoosobowej rodziny. Szczęśliwcy, którzy mogą sobie pozwolić na coroczną pielgrzymkę do Polski, zabierają ze sobą oprócz rzeczy codziennego użytku i ubrań, także torby z koszernym jedzeniem, które musi im wystarczyć na cały wyjazd.
Pamiętam, jak kilka lat temu po raz pierwszy zetknąłem się z chasydami w Leżajsku przy grobie cadyka Elimelecha. Jadąc na to spotkanie, miałem natłok myśli w głowie. Nie wiedziałem czego mogę się po nich spodziewać, jak do nich podejść, żeby zrobić dobre zdjęcia, a jednocześnie nie urazić ich swoją obecnością. Od tamtego czasu wielokrotnie fotografowałem ich zarówno w Polsce, jak i w Izraelu. Kilku udało mi się poznać bliżej. Regularnie ich odwiedzam podczas moich podróży na Bliski Wschód. Jako fotoreporter zawsze staram się pokazać ich w sposób prawdziwy, nieprzerysowany, w żadnym razie prześmiewczy. W obecnym świecie pełnym uprzedzeń, nienawiści, wrogości do obcych, antysemityzmu, chasydzi są często postrzegani bardzo pesymistycznie. Moim celem jest ukazanie tej ultraortodoksyjnej społeczności w świetle na tyle obiektywnym, na ile się da. Życzyłbym też wszystkim, aby przed wydaniem oceny dotyczącej jakiejś osoby o innym kolorze skóry, wyznaniu, czy innej kulturze nie myśleli stereotypami, a widzieli w niej przede wszystkim drugiego człowieka, który ma prawo do godnego życia.