Wybór Putina: rozwój przemysłu ciężkiego i wojskowego
Czwartego marca 2012 roku, w zaledwie kilka godzin po ogłoszeniu wstępnych wyników, pracownicy Uralvagonzavod, największego rosyjskiego producenta opancerzonych pojazdów wojskowych oraz największego na świecie producenta czołgu podstawowego, pogratulowali Władimirowi Putinowi zwycięstwa w wyścigu prezydenckim. Putin zwrócił się do pracowników fabryki z podziękowaniem:
„Zauważyłem […] jak utarliście nosa tym, którzy posuwali się do skrajności, obrażając robotników. […] Okazuje się, że wasz poziom intelektualny jest dwa razy wyższy niż poziom tych, którzy uważali siebie za [wszechmocnych].”
Ci, których Putin określił jako „posuwających się do skrajności” to duża grupa ‘rozzłoszczonych mieszkańców miast’, będących główną siłą protestów przedwyborczych z przełomu 2011 i 2012 roku. Stanisław Goworuchin, szef głównego biura wyborczego Putina, człowiek, który „nie używa Internetu, tylko czyta wydruki”, poszedł nawet o krok dalej, nazywając liberalną opozycję składającą się głównie z tych samych obywateli „gównem narodu”.

Wydaje się, że Putin mistrzowsko wybrał na swoich podstawowych wyborców grupę łatwiejszą do kontrolowania (jak i oczywiście większą). Klasa robotnicza, szczególnie ludzie pracujący w wojskowych zakładach przemysłowych jak Uralvagonzavod byli przedstawiani ‘jako prawdziwi Rosjanie’ w przeciwieństwie do ‘zepsutych i zdradliwych’ miejskich elit, które domagały się odejścia Putina.
Wcześniej, w sierpniu 2011 roku Putin obiecał, że jeśli zostanie wybrany, wydatki na wojsko znacząco wzrosną. W lutym 2012 roku w artykule o swoim programie wyborczym Putin wyłożył swoją wizję przyszłości, w której ‘wojskowe zamówienie rządu było jedynym czynnikiem stymulującym gospodarkę w czasach kryzysu’.
Zostawić klasę kreatywną za sobą
Pewnie Władimir Putin nigdy nie czytał żadnej z książek Richarda Floridy. Richard Florida jest sławnym amerykańskim specjalistą w zakresie studiów miejskich (urban studies), znanym głównie dzięki stworzeniu pojęcia „klasy kreatywnej” (creative class). Bo gdyby Putin którąś przeczytał, zrozumiałby, że potępianie protestujących z miasta i wybieranie starej, dobrej przemysłowej ścieżki to środek, który może w najbliższej przyszłości nie tylko zapobiec modernizacji, ale również prowadzić do ekonomicznego upadku.
Czemu nazywamy antyputinowców klasą kreatywną? Oczywistym jest, że wielkie tłumy demonstrujące przeciw Putinowi tej zimy w Moskwie, Sankt Petersburgu czy innych większych rosyjskich miastach uważają kreatywność za swoją zaletę i cechę charakterystyczną. Rzut oka na symbole czy teleinformatyczne nowinki pojawiające się podczas protestów może posłużyć za dowód (porównajcie to z drukowaną, typową symboliką używaną przez zwolenników Putina). Poza tym, większość protestujących była technologicznie obeznana, ‘zgadżetowana’, dobrze wykształcona i z większymi dochodami.
Dlatego też faktycznie możemy określić jedną z najgłośniejszych (choć nie jedyną) z grup antyputinowskich mianem rosyjskiej klasy kreatywnej.
Według badań Floridy amerykańska klasa kreatywna stanowi prawie 30 procent siły roboczej. W Rosji ta liczba najwidoczniej jest znacznie mniejsza. Podczas gdy sam Internet dostarcza jak na razie około 2 procent PKB, udział klasy kreatywnej w ekonomii jest mniej więcej tego samego rozmiaru. Naprawdę niewielki, przynajmniej jeszcze przez parę lat.
Jednak jej wydajność mierzona kryteriami ekonomicznymi jest dużo bardziej zadowalająca. Na przykład, wyszukiwarka internetowa Yandex, jedno z najbardziej innowacyjnych, rosyjskich przedsiębiorstw, zatrudnia blisko 3 000 pracowników. Lecz jej dochody w 2011 roku były dwa razy wyższe niż dochody wyżej wymienionego Uralvagonzavod, fabryki zatrudniającej prawie dziesięć razy więcej ludzi.
Czy w trzydziestoletniej perspektywie produkcja przemysłu ciężkiego zatrudniającego tak dużo siły roboczej będzie w ogóle realna?
Droga do ekonomicznego upadku wybrukowana modernizacyjnymi intencjami
Z perspektywy zsieciowanego świata, pułapka w którą sam zapędził się Putin, budzi współczucie.
Zdecydował się na przestarzały, hierarchiczny przemysł w erze rozprzestrzeniających się sieci. Wielu obserwatorów łączy tę decyzję z pomysłem Putina na powstanie scentralizowanych korporacji w stylu czeboli tworzonych w powojennej Korei Południowej (Goskorporacje, rządowe korporacje stworzone w przeddzień wyborów w 2008 roku były pierwszym punktem w długoterminowych planach Putina).
Jednak Rosja nie utknęła w połowie XX wieku, ale stoi u progu wieku XXI. A to, co działało przed erą Internetu, nie zadziała jeszcze raz, szczególnie że warunki panujące w Rosji są diametralnie różne od tych w Korei Południowej.
Zamiast promować kreatywną ekonomię XXI wieku, Putin cofa się do modelu rozwoju sterowanego odgórnie przez państwo, ignorując głosy kreatywnej mniejszości i narzucając uniformizację i centralizację myślenia, głosowania i pracy.
Autorytarna modernizacja, tak? OK, spróbujmy. Ale żeby to zadziałało, wciąż potrzeba nowych pomysłów i ludzi, którzy na nie wpadną. Ludzi, którzy chcą, by ich głos był usłyszany, by ich podatki zapewniały im reprezentację i różnorodność, żeby mogli zaspokoić rozwinięte potrzeby i by ich godność była szanowana.
Putin nie oferuje żadnej z tych rzeczy.
Za to największy problem z klasą kreatywną jest taki, że jeśli nie rozwinie się środowisko, w którym kreatywność może rozkwitać, ci ludzie po prostu wyjadą. Kupno biletu i znalezienie pracy za granicą jest w dzisiejszych czasach znacznie prostsze niż 20 lat temu.
A to, że najważniejsi oficjele w państwie nazywają cię ‘gównem narodu’ i gromadą zdrajców bardzo mocno motywuje do wyjazdu.
Reelekcja Putina była fantastycznym prezentem dla Europy i Stanów Zjednoczonych skoro warunki wewnętrzne podczas jego trzeciego panowania zwiększą napływ na ich rynki wysoce wykwalifikowanych pracowników (słabiej wykwalifikowani nie będą w stanie wyemigrować z powodu językowych i finansowych barier).
Artykuł oryginalnie opublikowany przez Future Challenges Fundacji Bertlesmanna
Tłumaczenie: Alicja Bratkowska
