Sprawa Andrzeja Czumy, choć tak szeroko w mediach omawiana, nie została należycie doceniona. Mnie wydaje się ona poważniejsza niż każda z dotychczasowych kontrowersji personalnych w kręgach współpracowników premiera Tuska i PO. Obawiam się, że jeśli osłanianie Czumy potrwa jeszcze kilka tygodni, może to oznaczać początek kryzysu poparcia społecznego dla rządu.
Oto mieliśmy kontrowersyjną, niemal ekstrawagancką nominację na stanowisko ministra sprawiedliwości polityka bez doświadczenia zawodowego w dziedzinie prawa. Jej uzasadnieniem były wyłącznie nadzwyczajne kwalifikacje moralne kandydata. Dziś dowiadujemy się, że ów kandydat o kryształowej i niezłomnej uczciwości zwracał swe długi w trybie wykonania wyroków sądu, a wypadków drogowych zdarzyło mu się spowodować nie jeden, nie dwa, lecz całe trzy. Takich historii z wymiarem sprawiedliwości nie tylko nie miewają ludzie kryształowo uczciwi, lecz nawet całkiem zwyczajni. Całe uzasadnienie dla nominacji Czumy legło więc w gruzach. Tymczasem premier, jakby zauroczony leninowskimi dokonaniami swego idola, udaje, że nic się nie stało, robiąc dobrą minę do złej gry. Czyżby stracił poczucie rzeczywistości? A może tak bardzo głupio mu odwoływać drugiego ministra sprawiedliwości, że woli wziąć sprawę na przeczekanie? Otóż popełniłby wielki błąd. Czumy nie da się przeczekać. Każdy tydzień przynosić będzie kolejne rewelacje o ministrze i z każdym tygodniem poparcie dla Platformy będzie spadać. Radziłbym „ucieczkę do przodu”, czyli wymianę kilku kiepskich ministrów, tak aby Czuma jakoś przemknął się w tym tłumie.
Jeśli Donald Tusk ma jakieś kompleksy, których następstwem jest irracjonalne hołubienie tych, którzy w opozycji grali ostrzej od niego samego, powinien czym prędzej się z nich otrząsnąć. Nonszalancja w polityce personalnej jest dla premiera zabójcza. Obawiam się jednak, że Donald Tusk nie umie wyjść poza polski, nieprofesjonalny model tworzenia rządu, polegający na obdzwanianiu znajomych i innych osób, które na jakimś etapie życia z jakiegoś powodu ceniło się lub podziwiało. Poważny polityk potrzebuje czegoś więcej niż garstki przypadkowych znajomych. Potrzebuje szerokiego zaplecza eksperckiego i stałego wsparcia intelektualnego ze strony sprzyjających mu środowisk. Jeśli Tusk nie otworzy się szerzej na elity kraju, nie sięgnie do kapitału, jakim jest względne poparcie w kręgach inteligencji, zmarnuje swoją szansę. A Kaczyńscy dostaną drugą.