Minął już ponad rok od rozpoczęcia pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę. Wielu ludziom (a mnie z pewnością) wydaje się że trzy kluczowe zmienne w tym krwawym rachunku okazały się mieć inną wartość, niż szacowano w przedwojniu.
Sprawdziło się powiedzenie, że Rosja nigdy nie jest ani tak silna, ani tak słaba, za jaką się uważa. Pojawiające się na początku w przestrzeni medialnej obrazki kradzieży rosyjskich czołgów za pomocą ukraińskich traktorów i inne informacje, które w sposób karykaturalny przedstawiały zbrodniczą armię agresora, okazały się zniekształcać jej obraz. Z drugiej strony rosyjska armia to fatalne morale, brak szacunku do szeregowego żołnierza oraz niespójny system dowodzenia. Do tego inwazję poprzedziło fatalne rozeznanie wywiadowcze, co spowodowało zlekceważenie ukraińskich obrońców i w konsekwencji tego fiasko „trzydniowej operacji specjalnej”. Pierwsza zmienna, rosyjski potencjał, okazała się zatem być totalnym niewypałem.
Drugą zmienną jest postawa obrońców. Świetne przygotowanie, niesamowita mobilizacja społeczeństwa, zbudowanie przez ostatnie lata silnej prozachodniej narodowej tożsamości oraz ujmujące przywództwo polityczne sprawiły, że duch w narodzie ukraińskim płonie niczym Moskwa przed dotarciem do jej bram Napoleona w 1812 roku. Myślę, że mało kto przewidział, że Ukraińcy stawią taki opór, budując przez to wielkość swojego narodu. Nie wierzyli w to na pewno przedstawiciele niemieckich władz, którzy doprowadzili w pierwszych dniach wojny do płaczu ówczesnego ambasadora Ukrainy w Niemczech Andrija Melnyka, odmawiając Ukrainie jakiejkolwiek pomocy w przekonaniu o rychłej porażce Kijowa. „W naszej ocenie, wy Ukraińcy, możecie mieć kilka godzin. Teraz w ogóle nie ma sensu wam pomagać” – usłyszał od jednego z niemieckich ministrów Melnyk.
(Nie)wiarygodne NATO
À propos Zachodu, jest to trzecia i ostatnia zmienna, która zaskoczyła mnie najbardziej. Wydawało się, że tym realnym i trzeźwym spojrzeniem na podejście państw „starego NATO” do pomocy komukolwiek, a już szczególnie Ukrainie, która członkiem Sojuszu nie jest, jest stwierdzenie, że, parafrazując klasyka, nikt za Kijów czy Lwów, a już na pewno za Charków umierał na Zachodzie nie będzie. Takie głosy pojawiały się też w Polsce. Za tych najtwardziej stąpających po ziemi uchodzili często ci, którzy mówili, że NATO nie pomoże nawet Polsce, a artykuł 5. Traktatu Północnoatlantyckiego stanie się fikcją w momencie największej próby. Powtarzano argument, że Stany Zjednoczone lokują już swoją uwagę na Pacyfiku i rywalizacji z Chinami.
Tymczasem, przed kilkoma tygodniami wydawało się bardzo odległą perspektywą dostarczenie Ukrainie czołgów zachodniej produkcji. W dniu pisania tego tekstu pierwsze polskie Leopardy dotarły za naszą wschodnią granicę. Na ten moment trwają dyskusje nad wysłaniem Kijowowi samolotów. Trwają już jednak szkolenia ukraińskich pilotów. Były premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson wezwał natomiast obecnego szefa rządu Rishiego Sunaka do tego, by to Zjednoczone Królestwo było pierwszym krajem, który dostarczy nowoczesne zachodnie samoloty.
USA postawiły na wiarygodność. Sojusz i przewodnia rola Stanów Zjednoczonych w nim uległyby destrukcji, gdyby egzamin związany z wojną w Ukrainie został oblany. Zachód okazał się jednak monolitem, zjednoczonym w pomocy Kijowowi. Nie od razu tak się stało, nie wszyscy także dziś pomagają z takim samym natężeniem, ale poszczególne państwa zaczynają się budzić i przełamywać swoje ograniczenia w militarnym zaangażowaniu. „Czy będziemy bronić suwerenności narodów, wolności przeciw agresji, czy staniemy w obronie demokracji? Rok temu już znaliśmy odpowiedź: tak, będziemy bronić suwerenności, bronimy jej i będziemy bronić przeciwko agresji, i będziemy bronić demokracji – oświadczył w Warszawie Joe Biden. Mówił także o artykule 5. jako „świętej przysiędze” oraz o tym, że nikt nie zjednoczył NATO tak, jak Rosja, a zamiast finlandyzacji NATO, doszło do natoizacji Finlandii.
Liczą się wartości
Ten „zgniły” Zachód, zgnuśniały, przepełniony nihilizmem i skostniały wobec rzekomo sprawnych, silnych i rozwijających się potęg, takich jak Chiny, Iran, Rosja, czy świat muzułmański, miał okazać się bezbronny. Na dodatek na przywódcę najpotężniejszego państwa świata, a zarazem lidera Zachodu, wybrany został w 2020 roku 80-letni dziś Joe Biden. Ci bardziej powściągliwi zarzucali mu całkiem sędziwy wiek, ci o bardziej prawicowych poglądach mówili wprost o demencji i pytali prześmiewczo, czy stary Biden wie gdzie jest i co mówi.
Joe Biden okazał się prawdziwym liderem wolnego świata. Takim liderem okazały się całe Stany Zjednoczone. Najpierw służąc Ukrainie rozpoznaniem wywiadowczym i szkoleniem ukraińskich wojskowych, następnie przez dostawy sprzętu, przekraczając w ten sposób kolejne stawiane sobie granice zaangażowania.
W końcu prezydent USA pojawił się w Kijowie. Po prawie roku od rozpoczęcia „trzydniowej operacji specjalnej”, po odparciu kolumn pancernych pojazdów jadących na Kijów w pierwszej fazie wojny, w akompaniamencie syren alarmu lotniczego. Lider wolnego świata spaceruje po ulicach Kijowa ramię w ramię z przywódcą Ukrainy.
W dniu pisania tego tekstu Unia Europejska przyjęła 10. pakiet sankcji przeciwko Rosji. Tydzień przed jego pisaniem odbyła się Konferencja Bezpieczeństwa w Monachium, na której liderzy państw Europy wręcz rywalizowali o to, kto zadeklaruje Ukrainie większą pomoc i kto bardziej zapewni o mocy swojego wsparcia dla Kijowa.
Niemal wszyscy przywódcy Zachodu zapewniają o wsparciu Ukrainy tak długo, jak będzie to konieczne oraz wzywają do osądzenia rosyjskich zbrodni wojennych przez specjalny trybunał karny. Zachód zjednoczył się wokół realnych wartości, takich jak wolność, prawo narodów do samostanowienia, demokracja, prawa człowieka. Zjednoczył się w obronie wspólnoty. Pomimo często sprzecznych z szeroką pomocą Ukrainie interesów gospodarczych wielu państw, czy wbrew opiniom publicznym poszczególnych członków NATO. Wartości wygrały. Zgniły Zachód dojrzał.