Rząd twierdzi, że w budżecie są pieniądze na programy socjalne dzięki uszczelnianiu systemu podatkowego. Niewątpliwie miało to niemałe znaczenie, ale szacowane kilkanaście miliardów z tego tytułu nie pokrywa nawet czwartej części nowych wydatków. Dużo ważniejszym elementem zwiększonych przychodów jest wzrost gospodarczy, ale o tym rząd mówi znacznie mniej, bo trudniej mu przypisać sobie zasługi z tego tytułu. W ogóle jednak rząd milczy o przychodach związanych z nowymi lub podniesionymi podatkami – bo miał ich nie podnosić. A okazało się, że wzrost rządowych danin jest znaczący i dotkliwy. Jak zatem PiS uderzył nas po kieszeni?
Obsesja prawicy wynikająca z tego, że banki nie są w polskich rękach (a dokładniej w rękach polskich polityków) jest znana od dawna. Jednym z uderzeń w obcy kapitał w tym sektorze miał być właśnie podatek od aktywów bankowych. Od początku dość oczywistym było, że banki przerzucą jego koszty na klientów – więc nawet w samej ustawie był zakaz takiej reakcji. Oczywiście zakaz zupełnie absurdalny – bo niemożliwy do wyegzekwowania. Banki mają cały arsenał narzędzi, które umożliwiają im przerzucanie kosztów na klientów, jednocześnie zupełnie niemożliwych do uchwycenia przez regulatora. Obecnie za podatek bankowy płacimy niezwykle niskimi stopami depozytów – na lokacie zarabiamy mniej niż wynosi inflacja (zwłaszcza jeśli uwzględnimy podatek Belki) czyli de facto tracimy. W ten sposób płacimy do budżetu ponad 4 mld złotych rocznie. Najzabawniejsze jest jednak to, że w międzyczasie obserwujemy postępujący proces „repolonizacji”, a właściwie upaństwawiania banków – ponad połowa rynku jest już w polskich rękach – a biorąc pod uwagę sytuacje mBanku proces może się pogłębiać. To co miało uderzyć w międzynarodowy kapitał sprowadza się dziś do opodatkowania państwowych banków.
Danina solidarnościowa dotyka zarabiających najwięcej – czyli powyżej miliona, którzy mają oddać 4% wszystkiego co ponad milion zarobią – to efektywnie nowy próg podatkowy. Dla jeszcze lepszego PR pieniądze te zostały przekazane na Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych (stworzenie tego funduszu miało zaś przykryć protesty osób niepełnosprawnych w Sejmie). Oczywiście dziś już wiemy, że te pieniądze nie posłużą niepełnosprawnym tylko zostaną użyte do zasypania dziury w ZUS wywołanej wypłaceniem 13-tej emerytury.
Oczywiście to nie koniec listy podwyżek podatków: zmienił się sposób wyliczania akcyzy od używanych samochodów – kiedy podniesiono podatki bez zmiany ustawy. Uchylono ustaloną wcześniej obniżkę podatku VAT do 22% i rezygnację z obniżonych stawek tego podatku od niektórych towarów (od ośmiorniczek po prezerwatywy). Nie można zapomnieć też o opłacie emisyjnej (mającej finansować elektro-mobilność, której nikt poza slajdami premiera nie widział) wpływającej na koszt benzyny. Choć znowu w sposób ukryty, bo będące pod kontrolą państwa Orlen i Lotos zadeklarowały, że opłata nie przełoży się na ceny. A przełożyć się musi, choć proces został rozłożony na dłuższy czas tak by nie być a tak widocznym. Do listy trzeba jeszcze dopisać opłatę przejściową (ostatnio mocno zredukowaną), mocową, od badania technicznego pojazdów, denną od przystani. PiS obłożył akcyzą tzw. produkty nowatorskie (e-papierosy), wprowadził opłatę recyklingową i wodną. Od 2020 rośnie też dość znacząco akcyza na alkohol i wyroby tytoniowe (+10%) na czym budżet ma zyskać 1,7 mld (choć tu przewidywania rzadko się spełniają – wyższa akcyza bardzo dobrze wpływa na szarą strefę). Po podliczeniu liczba nowych i podniesionych podatków przekracza dwadzieścia.
Poprzednie rządy też podnosiły podatki i sporo je to w poparciu kosztowało. Tymczasem PiS i w tym zakresie jest teflonowy – pomimo znaczących podwyżek podatków mało słychać słów krytyki. Dlaczego? Ze względu na sprytną strategię PR:
– unikanie jak ognia słowa „podatek”. PiS wprowadza i podnosi: opłaty, daniny – nigdy podatki
– demagogiczne wskazywanie, ze podatek zapłacą inni – głównie „bogaci”: bankierzy, dobrze zarabiający. Majstersztykiem było wprowadzenie nowego progu w podatku dochodowym od osób fizycznych i przeznaczenie go na fundusz dla niepełnosprawnych. Jaki potwór bez serca broniłby bogaczy kosztem niepełnosprawnych? Żaden.
– w innych przypadkach zapewnienie, że obłożone podatkami firmy nie przełożą ich na ceny – czy to za pomocą zapisów ustawowych, czy zapewnień prezesów kontrolowanych przez państwo spółek. Jednak koniec końców podatki zawsze płacą ludzie, a firmy zawsze znajdą sposób by prędzej czy później dodatkowe obciążenia odbić sobie na kliencie – inaczej w końcu upadną.
– dobre wyczucie czasu: wprowadzanie podatków dotyczących benzyny przy spadających cenach ropy. Ludzie widzą tylko spadające ceny i wydaje im się, że podatek nie ma wpływu na to ile płacą. Nie zdają sobie jednak sprawy, że ceny spadłyby znacznie bardziej jeśli opłaty by nie było.
– polityka faktów dokonanych kiedy temat przestanie być w centrum uwagi opinii publicznej. Podniesienie akcyzy na samochody używane było zbyt niepopularne? Pozornie rząd odpuścił, a następnie wydał nową interpretację istniejących przepisów – i podniósł akcyzę bez zmiany ustawy. Choć wszyscy przyzwyczaili się do „daniny solidarnościowej” – to okazuje się, że jednak nie posłuży ona do polepszenia losu niepełnosprawnych tylko zostanie użyta do zasypania dziury w ZUS.
I tak rząd zaciskający pętlę fiskalną wydaje się stronić od podnoszenia podatków. Jedynym poważnym wyjątkiem jest tu nadchodzące podniesienie akcyzy – dotykające wprost jego elektorat i to w szerokim zakresie. Polmosy też nie ogłosiły, że cen nie podniosą. Czy zatem rząd liczy, że mamy początek kadencji i wszyscy do wyborów zapomną? Trudno powiedzieć, jednak jest to ruch niespodziewany.
Pouczające jest też przyjrzenie się jakich podatków nie udało się PiSowi wprowadzić:
- Podatek od supermarketów – zablokowany przez UE, choć zakaz został uchylony przez unijny sąd. O dziwo jednak rząd nie korzysta z okazji i nie wprowadza tego podatku.
- Podatek cyfrowy – od największych korporacji międzynarodowych osiągających przychody w Polsce takich jak Google czy Facebook. Podatek odwołany przez wiceprezydenta USA Mika Penca podczas wizyty w Polsce – to i tak lepiej niż wykonywanie poleceń ambasador USA. To obraz tego jak bardzo Polska wstała z kolan…
- Zniesienie limitu 30-krotności składek na ZUS – trzykrotnie podejmowane i trzykrotnie zarzucane ze względu na potężny opór środowisk biznesowych i związków zawodowych, a także ugrupowania Jarosława Gowina
Z tego wynika, że najskuteczniejszą metodą uniknięcia dodatkowego opodatkowania jest wsparcie zza granicy, bo zmobilizowanie wystarczających sił krajowych jest bardzo trudne.
A czego możemy się spodziewać? Wraz ze spowolnieniem gospodarczym nadmierne wydatki budżetowe dadzą o sobie znać. Walący się system ochrony zdrowia też będzie wymagał dodatkowych nakładów – a budżet jest wydrenowany przez kolejne programy socjalne. Ruchy w kierunku podwyżki podatków są pewne, a desperacja rządu coraz bardziej widoczna, o czym świadczą kolejne próby zniesienia limitu 30-krotnosci składek ZUS, wprowadzenie „testu przedsiębiorcy”, czy w końcu otwarte podnoszenie podatków jak w przypadku akcyzy. Kończą się też miejsca, w których politycy mogą dostać szybki zastrzyk gotówki: OFE zostanie za chwilę zlikwidowane, Fundusz Solidarnościowy czy Fundusz Rezerwy Demograficznej też są systematycznie ogołacane. Przyzwyczajajmy się więc do dalszego podnoszenia podatków – w coraz szybszym tempie. No chyba, że stoi za nami amerykańska ambasada.