Adam Lelonek, Michał Marek
Identyfikacja podmiotów odpowiedzialnych za prowadzenie wrogich działań to jedno z największych wyzwań zarówno w sferze bezpieczeństwa informacyjnego, jak i cyberbezpieczeństwa. Nie ma tu łatwych recept i dróg na skróty – pewne procesy śledcze oraz analityczne wymagają czasu. Z kolei media czy politycy krajowi wykorzystują daną sytuację dla własnych celów, często upraszczając złożone problemy, a nierzadko też wskazując winnych bez dowodów.
Po wyborach prezydenckich w USA z 2016 roku zmieniła się percepcja współczesnych zagrożeń informacyjnych. Po raz pierwszy bowiem społeczeństwa na całym świecie miały okazję dowiedzieć się jak może wyglądać zewnętrzne oddziaływanie na procesy demokratyczne w praktyce. Od tego czasu mieliśmy do czynienia z szeregiem kolejnych wrogich działań wymierzonych w państwa zachodnie, takich, jak cyberataki, operacje informacyjne i psychologiczne, wspieranie ugrupowań eurosceptycznych i antysystemowych, ale i inne, z wykorzystaniem służb specjalnych. Tego rodzaju aktywności wciąż ewoluują i dostosowywane są do reakcji Zachodu. Niestety miliony osób wciąż nie rozumieją, że wojna informacyjna nie ogranicza się do produkcji tzw. fake newsów czy aktywności botów w mediach społecznościowych, a cyberprzestrzeń i przestrzeń informacyjna są ze sobą nierozerwalnie związane.
Największe wyzwania w dziedzinie bezpieczeństwa informacyjnego dla Unii Europejskiej
Tak jak dla Stanów Zjednoczonych punktem przełomowym były wybory prezydenckie, tak dla Europy za taki można uznać Brexit. Obok niego szczególną wagę miały wspieranie ruchu separatystycznego Katalonii oraz sprawa Siergieja Skripala. W każdym z tych przypadków mamy do czynienia z zakrojonymi na szeroką skalę kampaniami informacyjnymi i próbami oddziaływania informacyjnego i psychologicznego na różne grupy odbiorców w poszczególnych krajach czy na poziomie międzynarodowym z wykorzystaniem państwowych ośrodków medialnych, ale i administracji państwowej przez Federację Rosyjską.
To jednak nie wszystko. Od lat ma miejsce wspieranie partii eurosceptycznych i antysystemowych (m.in. Finlandia, Niemcy, Szwecja, Francja, Wielka Brytania, Włochy, Grecja, Hiszpania), cyberataki (państwa bałtyckie, Ukraina, Niemcy, Czechy, Francja, USA), ale i szeroki wachlarz działań niejawnych, z organizowaniem prowokacji włącznie. Innymi słowy wojna informacyjna ma wymiar realnych, skoordynowanych działań, mających przełożenie na funkcjonowanie państw, ale i samych obywateli.
Ingerencje w przestrzeń informacyjną państw europejskich mają charakter zewnętrzny (działania obcych podmiotów), ale i wewnętrzny – mogą być realizowane przez krajowe podmioty świadomie lub nieświadomie. Identyfikacja podmiotów odpowiedzialnych za prowadzenie wrogich działań to jedno z największych wyzwań zarówno w sferze bezpieczeństwa informacyjnego, jak i cyberbezpieczeństwa. Nie ma tu łatwych recept i dróg na skróty – pewne procesy śledcze oraz analityczne wymagają czasu. Z kolei media czy politycy krajowi wykorzystują daną sytuację dla własnych celów, często upraszczając złożone problemy, a nierzadko też wskazując winnych bez dowodów.
Ogólnie cele infoagresorów są znane. Chodzi m.in. o podważanie sensu integracji europejskiej jako takiej, obniżanie zaufania pomiędzy sojusznikami (tak na poziomie UE, jak i NATO), budowanie/wzmacnianie poczucia niesprawiedliwości i/lub zagrożenia ze strony organizacji czy ich państw członkowskich, dyskredytowanie elit krajowych i zagranicznych, obniżanie poziomu zaufania do instytucji międzynarodowych, ale i krajowych czy wreszcie dyskredytowanie procesów demokratycznych, a wręcz i demokracji jako takiej. Takie działania prowadzone są na wielu odcinkach równocześnie za pomocą różnych przekazów, skierowanych do różnych grup odbiorców informacji – np. inaczej będzie wyglądała konstrukcja przekazu dla ludzi młodych, inaczej dla tych ideologicznie wyprofilowanych, starszych czy z określonych grup zawodowych.
Takie ingerencje realizowane są przede wszystkim za pomocą narracji, tj. subiektywnych wykładni światopoglądowych, które zakłócają procesy poznawcze, tworząc tzw. alternatywną rzeczywistość informacyjną. Składają się na to złe nawyki użytkowników internetu i brak podstawowej wiedzy o higienie informacyjnej. Korzystając wyłącznie z wąskiej grupy źródeł lub mediów społecznościowych do czerpania wiedzy o świecie, miliony ludzi nie zdają sobie sprawy, że zaczyna funkcjonować w bańkach informacyjnych – ich obraz świata kreowany jest przez algorytmy mediów społecznościowych czy aplikacji, które dostosowują wyświetlane czy polecane treści do preferencji określanych na podstawie wcześniejszych wyborów. Innymi słowy sami użytkownicy zawężają swoje możliwości poznawcze, dysponując przy tym ograniczonym czasem. Stwarza to idealne warunki do oddziaływań informacyjnych i psychologicznych – narracje dają proste wyjaśnienia na złożone procesy, a wręcz mogą zakłócać funkcjonowanie całych społeczeństw, prowadząc do zaogniania sporów wewnętrznych. Widać to doskonale na przykładzie Wielkiej Brytanii i Brexitu czy Hiszpanii i Katalonii. Podnoszenie poziomu wiedzy własnych obywateli, ale i edukacja elit na temat współczesnych zagrożeń i ich natury to kolejne z największych wyzwań stojące przed Unią Europejską.
Związane jest to także z kwestią rozwoju i pracy nad komunikacją strategiczną, której brakuje nie tylko Unii Europejskiej. Jednym z dostrzegalnych procesów, który stanowi niemałe zagrożenie dla wspólnoty europejskiej jest tendencja do pozostawiania negatywnych przekazów na temat UE i jej działań czy celów bez odpowiedzi. Jednocześnie sami politycy krajowi działają nierzadko sprzecznie z zasadami solidarności czy przeciwko słabszym państwom, co tylko ułatwia działania infoagresorom – oni nie „wymyślają na nowo koła”, tylko wykorzystują nasze własne błędy. Dość wspomnieć w tym miejscu o Nord Stream 2 czy sprawie rosyjskiego żaglowca „Siedow”, który został wpuszczony do portu w Niemczech, mimo wcześniejszych odmów sojuszników. W tym samym czasie pojawia się równolegle interpretacja o tym, że Niemcy (lider UE) prowadzi politykę odmienną od sojuszników w regionie, narażającą ich na zagrożenia w sferze politycznej i energetycznej, nie rozumiejąc lub ignorując ich obawy co do działań Kremla. W tym samym czasie część inne narracje rosyjskich ośrodków propagandowych wspiera krytykę m.in. polskiego rządu za (ich zdaniem) radykalizm i uprzedzenie wobec Rosji. Brak koordynacji działań rządów UE oraz brak jednoznacznej pozycji stolic państw europejskich w kwestiach bezpieczeństwa oraz stosunków zagranicznych również rzutuje na ocenę UE jako całości (struktury/wspólnoty).
Analogicznie będzie z komunikacją odnośnie współpracy z USA i obecności wojsk amerykańskich na kontynencie europejskim. Przedstawianie jej w negatywnym świetle to kolejne wyzwanie dla Wspólnoty. Następuje instrumentalizacja kluczowych zagadnień dla bezpieczeństwa całego Zachodu, które stają się zakładnikami wewnętrznych gier politycznych. Najczęściej krajowi politycy z Europy zupełnie nie dostrzegają faktu, że ich przekazy pokrywają się z rosyjskimi narracjami o „prowokowaniu Rosji” czy „NATO jako aktorze zagrażającym ładowi i porządkowi regionalnemu”. Także głosy ekspertów o tym, jak Sojusz czy Unia nie funkcjonują prawidłowo korelują z komunikatami popularyzowanymi przez rosyjskie ośrodki wpływu w Europie. Elity w Brukseli muszą zmienić podejście do metod komunikacji ze społeczeństwami, ale i wzmocnić w końcu wektor identyfikacji i przeciwdziałania zagrożeniom informacyjnym.
Największe wyzwania informacyjne dla Polski
Poważny niepokój środowisk eksperckich, akademickich i politycznych powinien wzbudzać fakt ugruntowywania się w polskim społeczeństwie silnych podziałów wynikających z sympatii politycznych (różnic światopoglądowych). Ukorzeniająca się polaryzacja społeczeństwa dotyczy bezpośrednio istniejącego w Polsce sporu politycznego – różnej oceny działań kolejnych rządów oraz różniącej się wizji rozwoju państwa. Kluczowe media wydają się nie być świadome zagrożenia wynikającego z aktywnego udziału w procesie polaryzowania społeczeństwa poprzez aktywne lub umiarkowane wspieranie stron sceny politycznej. Sama polaryzacja jednak jest jednym z celów samych w sobie obcych podmiotów, gdyż dzięki niej można trwale destabilizować procesy polityczne i łatwiej ingerować w przestrzeń informacyjną.
Skutkiem polaryzacji jest to, że osoby będące zwolennikami jednej z opcji politycznych sięgają po przekaz jedynie wybranych mediów, przez pryzmat sympatii politycznych. Przekłada się to na skłonność do akceptowania przez danego obywatela informacji korelujących z jego światopoglądem oraz z odrzuceniem przekazów podważających jego ocenę rzeczywistości. To z kolei wiąże się już bezpośrednio z oceną kwestii wywołujących dziś emocje, a wpływających na stosunek obywatela m.in. do Unii Europejskiej (imigranci, kwestie praw mniejszości, aborcji, relacji z sąsiadami, oceny decyzji politycznych kluczowych dla bezpieczeństwa itd.). Tak się składa, że właśnie te tematy są najsilniej podnoszone przez rosyjskie ośrodki propagandowe – jednym z celów infoagresora zawsze będzie przeniesienie dyskursu wewnątrzkrajowego z poziomu racjonalności na poziom emocji. Im bardziej spolaryzowane społeczeństwo, tym większe efekty oddziaływań informacyjnych i psychologicznych.
Kolejnym z największych wyzwań w Polsce jest utożsamianie zagrożeń informacyjnych z fake newsami, a fact-checkingu z przeciwdziałaniem dezinformacji. W rzeczywistości bowiem takie postawienie sprawy jest imitacją działań wobec źle zdiagnozowanego problemu. Jest tak dlatego, że polskie społeczeństwo pozostaje wciąż nieświadome istoty zagrożeń informacyjnych. To z kolei jest winą braku działań edukacyjnych i uświadamiających zwłaszcza ze strony państwa. W najbardziej zaawansowanych państw europejskich na odcinku przeciwdziałania zagrożeniom informacyjnym, tj. Czechach, państwach bałtyckich i państwach skandynawskich, jest jeden główny element, który odróżnia je od Polski – zaawansowana współpraca w ramach trójkąta: państwo-media-społeczeństwo obywatelskie. Same raporty służb specjalnych, poświęcone opisowi własnych czy wrogich działań m.in. Rosji czy Chin są przecież formą komunikacji ze społeczeństwem. Komponent zaawansowanej komunikacji strategicznej jest wzmacniany faktem, że raporty te są jednocześnie tłumaczone na język angielski.
Doświadczenia tych państw, ale i samych organizacji pozarządowych, jasno pokazują, że stroną inicjującą współpracę musi pozostawać państwo. Bycie predystynowanym do inicjacji owej współpracy nie oznacza jednak pozycji monopolisty. Ani same NGO-sy, ani struktury państwowe nie są w stanie samodzielnie zmaterializować wyższego poziomu bezpieczeństwa informacyjnego kraju. Nawet rozpoczęcie współpracy jest dopiero początkiem. Chodzi tu jednak przede wszystkim o samo podejście, niejako „filozofię” rozumienia zagrożeń i percepcji bezpieczeństwa. Trudno o wolę polityczną do działania, kiedy aparat państwowy nie ma świadomości konieczności uzupełniania swoich wysiłków wraz ze społeczeństwem obywatelskim, będąc przy tym przekonany, że jest samowystarczalny.
Następnym wyzwaniem dla Polski jest rozwój mediów alternatywnych (platformy, które kreują się na niezależne źródła informacji). Pozwalają one na publikacje dowolnych treści przez nieznanych autorów (lub bez wskazania autora) unikając odpowiedzialności za popularyzowanie fałszywych informacji lub dalece odbiegających od prawdy. Nie jest niczym dziwnym, że portale te mogą liczyć na szczególną popularność m.in. wśród młodzieży, która wkrótce nabędzie lub niedawno nabyła prawo wyborcze. Upadek popularności (a czasem i autorytetu) wiodących, klasycznych mediów oraz tendencja dotycząca coraz częstszego pozyskiwania wiedzy na temat bieżących wydarzeń za pośrednictwem internetu (w tym przy pomocy portali społecznościowych) daje tzw. portalom alternatywnym dogodną pozycję pozwalającą kreować światopogląd swoich odbiorców (szczególnie młodych).
Co jest ważne, nie tylko są na nich obecne narracje typowe dla rosyjskich ośrodków propagandowych – one wprost powielają treści tych ośrodków. Koncentrują się chociażby na przekazach uderzających w wizerunek Unii Europejskiej, przedstawiając ją jako strukturę stojącą na skraju upadku, działającą wbrew interesowi państwa polskiego, a wręcz na jego szkodę. Co więcej publikują treści antysemickie, antyniemieckie, antyamerykańskie czy antyukraińskie, oddziałując jednocześnie na kształtowanie postaw i zachowań różnych odbiorców, a potencjalnie i preferencje wyborcze. Warto podkreślić, że jest to właśnie pochodna braku spójnej polityki edukacyjnej odnoszącej się do zwiększenia zdolności polskiego społeczeństwa w zakresie identyfikacji i przeciwdziałania dezinformacji. W swojej istocie jednak problem ten stanowi poważne zagrożenie dla procesów demokratycznych Polski.
Wnioski i zalecenia
Bezpieczeństwo informacyjne nie jest stanem, który może być jednoznacznie osiągnięty. Nie jest też działaniem, które może być zrealizowane jedynie w sferze prawnej. Obejmuje ono działanie państw i społeczeństw. Tylko świadome społeczeństwo może być w stanie bronić się przed zagrożeniami informacyjnymi, a często powtarzana sentencja w kwestii obronności i Sojuszu Północnoatlantyckiego, tj. „jesteśmy tak silni jak nasze najsłabsze ogniwo” – jest prawdziwa. Dopiero uświadomienie sobie tego faktu, pozwoli na podjęcie adekwatnych kroków.
Trzeba także pamiętać, że mimo szeroko zakrojonych działań nie każdego będzie się dało wyciągnąć z jego własnej bańki informacyjnej. Co nie znaczy, że nie należy edukować społeczeństw. Takie procesy rozłożone są na lata i powinny być rozpoczęte od najwcześniejszych etapów edukacji, jak robi to Szwecja i Finlandia. Bezpieczeństwo informacyjne zależy przede wszystkim od nas samych – odbiorców informacji, użytkowników internetu. Są jednak grupy o podwyższonej odpowiedzialności społecznej, jak dziennikarze czy eksperci. Oni także potrzebują działań edukacyjnych i szkoleń, a zwłaszcza realizacji podstawowych zasad etyki zawodowej oraz obiektywizmu, w tym wyjścia poza strefę komfortu i niepublikowania tekstów wyłącznie zgodnych z akceptowanym przez siebie światopoglądem. Ich błędy lub polityczne angażowanie się mają swoje skutki na całym Zachodzie – prowadzą do wzrostu popularności tzw. mediów alternatywnych (które same pozorują bycie politycznie niezaangażowanymi), ale i spadku zainteresowania prasą, co powoduje dalszy spadek zarobków w branży.
Nie wszystkie działania informacyjne i psychologiczne są emanacją obcych, wrogich działań. W wielu państwach zachodnich same rządy, partie polityczne czy grupy interesów realizują w praktyce dezinformację na poziomie wewnętrznym, walcząc o wpływy. Oczywiście ze szkodą dla interesu państwa. Szczególną opieką powinny więc cieszyć się wszelkie projekty związane z monitoringiem mediów, dziennikarstwem śledczym, analityką procesów informacyjnych, ale i specjalistycznymi kursami i szkoleniami.
Cyberbezpieczeństwo i bezpieczeństwo informacyjne mają fundamentalne znaczenie nie tylko dla funkcjonowania administracji państwowych, ale i całego systemu demokratycznego i porządku publicznego. Ich znaczenie będzie tylko rosnąć. Niestety tak w Polsce, jak i w Europie, rosnące zainteresowanie tym drugim jest praktycznie wyłącznie w okresie zbliżających się wyborów. Po raz kolejny więc Zachód na poziomie polityczno-instytucjonalnym nie odrobił lekcji z historii i jest przekonany, że wybiórcze działanie raz na 4 czy 5 lat jest wystarczające. Miejmy nadzieję, że podczas tych wyborów jeszcze będzie. Zapewne ostatni raz.
