Zajęcia dodatkowe redukują nauczyciela przedszkolnego do opiekunki, a już na tym etapie powinien służyć jako wzór człowieka wszechstronnego
Nie wiem, czy Wy też to obserwujecie, ale zauważam, że przedszkola coraz częściej poprzez ofertę edukacyjną skierowaną do rodziców zapośredniczają między rodzicami a instruktorami rozmaitych zajęć, które są oczywiście dodatkowe i oczywiście płatne. Natychmiast nasuwa się pytanie: To co umieją nauczycielki przedszkolne i po co one tam są? Oczywiście jakaś część z nich potrafi nauczyć wielu rzeczy, m.in. tańczyć w rytmie, śpiewać, malować, rysować, grać w piłkę, a nie tylko zapewnić opiekę z pakietem higienicznym włącznie. Jednak coraz częściej dzieje się tak, że albo sami nauczyciele przedszkolni nie są wszechstronnie uzdolnieni – co jest w ogóle jakimś ogólnym trendem – albo przedszkola same redukują rolę przedszkolanki do kogoś, kto pełni funkcję głównie opiekunki. Owa redukcja odbywa się także przez samych rodziców, którzy chętnie wyślą swoje dziecko na dodatkowe zajęcia i chętnie też za to zapłacą.
Tymczasem jest taki kierunek, jak pedagogika wczesnoszkolna, np. na Uniwersytecie Warszawskim na Wydziale Pedagogicznym przy ul. Mokotowskiej w Warszawie, przy Pl. Zbawiciela. Oprócz zajęć m.in. z filozofii, propedeutyki, andragogiki, antropologii, socjologii, etyki, psychologii, w tym klinicznej, teorii i historii wychowania, biomedycyny, pedagogiki międzykulturowej i dydaktyki, są także zajęcia z edukacji sportowej, matematycznej, przyrodniczej, muzycznej, plastycznej czy językowej. Zajęć od groma i ciut ciut. Ktoś po takich studiach ma duże pojęcie o tym, czym jest ideał, czym jest wychowanie i edukacja, i ma rozwinięte kompetencje m.in. w kierunku nauczyciela przedszkolnego i wczesnoszkolnego. Ktoś, kto nie skończył takich studiów aż takiego pojęcia i kompetencji nie ma. Chyba że jest bardzo refleksyjny i ma ogromne doświadczenie w pracy z małymi dziećmi i jakąś z tego mądrość posiadł/a. Lecz coraz częściej jest tak, że nie ma ani wykształcenia kierunkowego, ani doświadczenia. A bywa, że i pasji, i namysłu brak.
Od jakiegoś momentu gubimy ideał człowieka wszechstronnego. Nie wiem, czy stało się to wtedy, gdy specjalizacja zaczęła królować, a nie wszechstronność, gdy zaczęły królować punkty, a nie wrażliwość, faktyczna wiedza i umiejętności; czy może wynika to ze zmian technologicznych i w sposobie, w jaki nabywa się wiedzę; a może wynika to z orientacji na zysku, mającej przecież miejsce na masową skalę? A może dlatego, że przez to wszystko razem – i coś jeszcze – tracimy z horyzontu ideał wszechstronności, czyli taki wzorzec, do którego warto dążyć. A straciliśmy ten ideał, bo straciliśmy wiarę w ideały dotyczące człowieka. Mówimy wiele o ekologii i o tolerancji, o konstytucji i sprawiedliwości, ale czy w tym wszystkim mówimy o człowieku i czy patrzymy przez człowieka? Czy mówimy o ideale człowieka i człowieczeństwa, czy dziś jest nam to wszystko jedno?
Wracając do oferty edukacyjnej przedszkoli i szkół życzyłabym sobie, by nauczyciele przedszkolni umieli nauczyć dzieci malować, rysować, gimnastykować się, grać w piłkę, tańczyć w rytmie i śpiewać. By nie trzeba było angażować jakichś dodatkowych instruktorów do tych zajęć i płacić za nie. By prestiż przedszkola nie opierał się na tym, ile zajęć dodatkowych i płatnych placówka oferuje, tylko na kadrze wspaniałych nauczycieli.
Którzy są dobrze opłacani. I tu – ktoś powie – leży pies pogrzebany. Niska płaca, słaba praca. Ale moim zdaniem to jest sprzężenie zwrotne. Wspaniali, wszechstronni nauczyciele powinni domagać się większych pensji, a społeczeństwo powinno ich w tym wspierać. Należy tez wymagać większego poziomu nauczycieli, ale jednocześnie należy ich wspierać w dążeniach do lepszych zarobków, np. podczas strajków czy debat politycznych. Gdy słyszę, że ktoś wklepuje dane do Excela i do tego jest bez żadnego wykształcenia, a zarabia 3-4 tysiące miesięcznie, to myślę sobie, że chyba coś tu jest głęboko nie tak. Gdy słyszę, że kolejny programista, który wytwarza kolejne ułatwienia dla wytworzenia kolejnego człowieka jednowymiarowego, zarabia 20 tysi na miesiąc, to myślę sobie, że coś tu się chyba spierdoliło. Że to jest po prostu niemoralne, by w tej sytuacji zarobki nauczycieli były tak żenująco niskie.
Ok, szkoła wymaga zmian – to nie ulega wątpliwościom. Jeśli chcemy wspierać nauczycieli, to warto też wiedzieć jaką chcemy wspierać szkołę. Ale szkoła wymaga zmian dokonanych przez ludzi, którzy się na tym znają (np. skończyli wymienione przeze mnie wyżej studia kierunkowe), a nie przez całe społeczeństwo. Gdy pomyślę o tym, że kolejni wyprodukowani przez system administratorzy, programiści, bankierzy czy marketingowcy mieliby wpływać na kształt szkoły, to aż się wzdrygam. Choć w jakimś sensie to już się dzieje. Choćby poprzez społeczną akceptację diametralnych różnic w płacach między zawodami skrojonymi pod produkt, a tymi zawodami, które są naprawdę skoncentrowane na człowieku.
Mam głębokie przekonanie, że warto wrócić do namysłu nad tym, czym jest ideał człowieka, a także skierować nasze wspólne i indywidualne działania w stronę wykształcenia człowieka wszechstronnego. Szczególnie dziś – w dobie zajeżdzającej nas technologii i polaryzacji w społeczeństwach – potrzebujemy tego jeszcze bardziej.
