Portal Miej Miejsce właśnie opublikował literackie podsumowanie roku 2018, które napisałem byłem w dobrej wierze, choć szczerze. Jednak pominąłem milczeniem jedną bardzo istotną zeszłoroczną publikację: Zawrót głowy. Antologię polskich wierszy filmowych w wyborze i opracowaniu Darka Foksa. Publikację na tyle istotną również dla mnie, że po lekturze odstawiłem ją na półkę i zaklasyfikowałem jako globalną, żeby nie powiedzieć – kosmiczną. Tymczasem takie rzeczy – tylko w Łodzi (z niewielką pomocą przyjaciół z Krakowa).
Niniejszym nadrabiam tę niewytłumaczalną zaległość i zwracam honor redaktorowi tej monumentalnej pozycji, jak również wydawcy: połączonym siłom EC-1 Łodzi – Miasta Kultury, Narodowego Centrum Kultury Filmowej (z Łodzi) oraz Stowarzyszenia Przyjaciół Czasopisma o Tematyce Audiowizualnej Ekrany (z Krakowa).
Monumentalnej, ponieważ gromadzi 266 utworów 121 autorów z roczników 1895–1995. Nie czas i miejsce, by padały tutaj wiekopomne nazwiska ze świata polskiej poezji (te możecie sobie państwo sprawdzić na własną rękę); skupię się na ważnej w świetle wcześniejszych założeń kategorii lokalności. Łódź (z przyległościami) ma w tej antologii silną reprezentację: poczynając od Juliana Tuwima, poprzez – obecnych przecież w pierwotnej wersji podsumowania – Jerzego Jarniewicza, samego Darka Foksa i Tomasza Bąka, po Kacpra Bartczaka, Piotra Macierzyńskiego, Macieja Roberta i niżej podpisanego, co w jego braku skromności czyni brak w tekście głównym jeszcze bardziej absurdalnym.
Foks planował podobne wydawnictwo od lat, w 2001 roku publikując niejako zajawkę obecnie wydanego, pełnego materiału, czyli Niewinnych kaznodziejów. Filmowy zestaw wierszy poetów polskich urodzonych w latach 1958–1985 (Polska Federacja Dyskusyjnych Klubów Filmowych; skierniewicki postpisarz podpisał się pod „montażem”). Zresztą mówił o tym całkiem wprost, biorąc od uwagę jego liczne akcje i mistyfikacje w kontekście ukazujących się lub wciąż niemogących się ukazać autorskich publikacji (tudzież realizowanych filmów).
Teraz Foks przeszedł sam siebie. Oczywiście, wszystkie wiersze są co najmniej dobre (choć swojego „Końca pisania ręcznego” uczciwie nie oceniam z poziomu klawiatury). Oczywiście, wiersze są poukładane – tematycznie i według innych porządków: interpretacyjnych, formalnych, na pewno jednak dynamicznych i świeżych. Oczywiście, całości towarzyszy wyczerpujący wstęp, który określa, dlaczego w pewnych wierszach tematyka filmowa jest od razu widoczna/projektowana, a w pewnych wynika dopiero z aluzji/interpretacji/mistyfikacji/subwersji/kompensacji/przesunięcia/przechwycienia oraz innych operacji wykonanych na żywym organizmie tekstu. Oczywiście, książkę można czytać – i czyta się – metodą encyklopedyczną, biblijną, naukową bądź inną wyrywkową. Jest dość ciężka (wagowo) oraz porządnie i nowocześnie zaprojektowana (graficznie i typograficznie).
I tyle, tytułem wstępu na temat mojego niewybaczalnego występku. Niemniej dzięki niemu i czytelnicy „Liberté!” zostali – znowu – sprytnie wtajemniczeni w trochę więcej poezji. Nie samym Wierszem wolnym żyje liberał i postliberał. Taki numer i zawrót głowy.
