Największe spectrum ekologicznego kimchi w Europie – białe, zielone, buraczkowe i dla dzieci. Do tego zakwasy z lukrecją i zieloną cebulką, boczniaki, które z powodzeniem mogłyby udawać matiasy. Magda i Mikołaj prowadzą rodzinną manufakturę w Trójmieście. Ich przepis na biznes to filozofia życia „tu i teraz”. Monetaryzują to, w co wierzą, opierając swoje DNA na wartościach. Rozmawiamy m.in. o lekcji, jaką dała rynkowi pandemia i wnioskach, jakie można z niej wyciągnąć.
Alicja Myśliwiec: Jak zaczęła się historia Zakwasowni?
Mikołaj Bator: Trzy, cztery lata temu wykonywaliśmy zupełnie inne zawody, ale pomysł na własną firmę czaił się w głowie od zawsze. Mieliśmy wspólne potrzeby rozwojowe i świadomość, że to co robimy, nie jest super pożyteczne dla otoczenia. Magda pracowała w sieci handlowej i generowała wyniki sprzedaży. Ja byłem prezesem zarządu spółki akcyjnej w firmie, gdzie moi udziałowcy mieli ochotę głównie na wzrost cen akcji. Czułem dysonans. Ciężko było rozpoznać, po co to wszystko.
Do tego dołączył się zakręt zdrowotny.
Mikołaj: Tak. Przygoda onkologiczna Magdy.
Magda Bator: Tak, zaczął się proces zmian, który zatrzymał stare życie zawodowe i pozwolił otworzyć nowe.
Mikołaj: Pomysł na manufakturę wynikał z mojego hobby – gotowania, fermentacji i doskonalenia swoich umiejętności. Magda miała inne od dotychczasowych zapotrzebowanie po radioterapii. Ja z kolei odnalazłem się w roli kucharza domowego. Robiłem zakwasy, kimchi. Pasjonowały mnie manufakturowe przetwory. Potem ktoś szepnął, że to fajny sposób na biznes. Na początku rozdawaliśmy zakwasy, potem zaczęliśmy je sprzedawać. Kiedy stanęliśmy pierwszy raz we dwoje na bazarze rolniczym okazało się, jak cenne są relacje z ludźmi.
Magda: Moja historia związana z chorobą przestała być już tylko naszą. Okazało się, że podobne doświadczenia ma wielu klientów i możemy sobie pomóc. Czuliśmy obowiązek, żeby kontynuować ten rodzaj ekspansji, żeby zadowalać i zaskakiwać ludzi.
Mikołaj: Stopniowo rozwijaliśmy system dystrybucji lokalnej i tej poza województwem i tak suma summarum staliśmy się jednym z największych polskich producentów produktów prozdrowotnych, naturalnych kiszonek. Jesteśmy często źródłem inspiracji dla innych firm, które robią produkty np. w bardzo podobnych opakowaniach. Denerwuje nas to, ale dostrzegamy w tym pewien sukces. Fajnie, że ktoś widzi w tobie wzór czy autorytet.
Magda: Kolejne marki powstają na kanwie tego, co robimy. Podobny layout. Ale trzeba się do tego zdystansować. Choć jest trudno, bo to nasze dziecko i związane z tym emocje
Mikołaj: Byliśmy małą „garażówką”, a staliśmy się przedsiębiorstwem, które zatrudnia rodzinę, przyjaciół, znajomych. Ludzie przytulili się do tego projektu i jest im dobrze.
Ile to osób w tej chwili?
Magda: Mamy około 50 pracowników. Oprócz produkcji pojawiła się dystrybucja, czyli kierowcy. Rozrósł się dział sprzedaży, bo oprócz bazarowej i handlu bezpośredniego pojawił się sklep internetowy. Uruchomił się nam hurt i obsługa sklepów.
Mikołaj: Są też stanowiska nietypowe. To ciekawostka w naszej strukturze. Mamy trenera personalnego, coacha, psychologa, osobę odpowiedzialną za budowanie treści. Przyjaciółka Magdy, która jest nauczycielką i podczas kwarantanny miała niewykorzystane zasoby dołączyła do nas.
Magda: Pisze teksty na nasz blog. Pozwalamy sobie na luksus posiadania pracowników bardzo wyspecjalizowanych.
Mikołaj: Dajemy prace nie tylko przy krojeniu buraków. Doceniamy osoby, które mają wpływ na naszą firmę od innej strony, które mają swoją wersję Zakwasowni.
Magda: To jest ciekawe, że zdecydowaliśmy jakiś czas temu, aby pracował z nami człowiek, który zajmuje się nie do końca namacalną kwestią relacji między pracownikami. Zadbaliśmy o kwestie samopoczucia i rozwiązywania problemów w inny sposób, niż dzieje się to na ogół w korporacji.
Mikołaj: Kluczowe jest nastawienie na pracę z naszą wewnętrzną energią. Zależy nam na dobrym samopoczuciu zespołu. Czerpiemy ze źródła prehistorii coachingu sprzed kilku tysięcy lat z Dalekiego Wschodu
Oni doskonale wiedzieli, jak zarządzać zasobami z szacunkiem dla zasobów. Katalog wartości towarzyszących marce zaczęłabym od prawny w sposobie bycia życia i myślenia. Co jeszcze jest ważne?
Mikołaj: Firma, projekt nie muszą trwać w nieskończoność. Zdajemy sobie sprawę, że to jest dane w tym momencie. Nie mamy potrzeby ciągłego odwoływania się do tego, co było na początku i stresu wynikającego z przekonania, że firma musi trwać. Wiemy, że damy sobie rade. Dzięki temu dajemy sobie przestrzeń na działanie. Nie odcinamy się od ciężkiej pracy nawet dla kogoś. Mamy świadomość krótkookresowości tego, co się dzieje.
Magda: Mamy szacunek do tego, co stworzyliśmy, ale w nic nie wbijamy się pazurami.
A kiedy zacznie się to robić, łatwiej idzie się na kompromisy.
Magda: I zaczynasz robić rzeczy, których nie chcesz robić.
Mikołaj: Z mojego dwudziestoletniego doświadczenia w kwestii prowadzenia różnych firm wynika, że każdy firmy bankrutują, bo właściciel trzyma się kurczowo jednej strategii od początku. To nie kwestia braku konsekwencji, ale nieumiejętności zarządzania zmianą, a ta zmiana jest codziennością. Każdy dzień to zmiana. I to przyzwyczajenie, oswojenie zmienności bardzo pomogło nam podczas pandemii. Kompletność zmiany, zaakceptowanie plusa i minusa pozwala zbalansować swoje oczekiwania.
Magda: U nas przez wiele miesięcy powtarzało się jedno słowo – spójność. Wielokrotnie zaczynając coś robić, zadawaliśmy sobie pytanie – czy to jest spójne z nami? Podejmowaliśmy świadome decyzje. Czasem rezygnowaliśmy z jakiejś rzeczy lub z części projektu tylko dlatego, że brakowało spójności. Cały czas pomagamy okolicznym rolnikom. Przyglądamy się im pod naszym kątem.
Co musi mieć więc produkt, aby pasował?
Magda: To oczywiście istotne, aby był wegański. Ale też musimy mieć relacje z producentem. Musi być jakiś rodzaj czułości między nami, jakaś wspólna historia. Znaczenie ma też podejście do pracy. Rodzaj wkładanych w nią emocji. To wszystko jest istotne. Po to odeszliśmy z korporacji, żeby zacząć pracować na innym poziomie.
Mikołaj: Ale to też musi być aspekt prozdrowotny. I to musi być coś, co sami jemy i pijemy. Zawsze pada pytanie – ok, ale czy My byśmy to jedli? Pasuje nam to? Musi być WOW! Oferta Zakwasowni to jest dokładnie to, co jemy. Zakwasy, ekologiczne kimchi, kombucha. Dania w słoikach. Jemy azjatyckie śniadanie – zupy, gulasze, curry. Zamiast brandy wieczorem pijemy shoty z imbiru i kurkumy.
I nagle na horyzoncie pojawił się Covid-19
Mikołaj: Tak. Mieliśmy ambicje ratowania świata, używając metalowych słomek, rezygnując z foliówek i wybierając mleko owsiane. Natura miała na to lepsze rozwiązanie. Zatrzymaliśmy się wszyscy. Kwestionowanie problemu epidemii w kontekście biznesu czy życia społecznego jest ludzkim niedołęstwem, brakiem pokory. Uważam, że z każdej sytuacji należy wyciągać dla siebie wartości. To zmienność przekazuje nam to, co najważniejsze – umiejętność bycia człowiekiem i korzystania z pierwotnie zaszytej inteligencji, dostosowania się do zmieniających się warunków.
Co się działo w waszej firmie, kiedy było już wiadomo, że robi się groźnie i rynek będzie wymuszał zmiany?
Magda: Zrobiliśmy kilka spotkań z pracownikami. Podkreślaliśmy, że podstawą jest utrzymanie zatrudnienia, ale też utrzymanie komfortu w pracy. Nie panikowaliśmy. Panika właściciela przekłada się na atmosferę w firmie. Mikołaj jest bardzo dynamicznym przedsiębiorcą. Zmieniliśmy kierunek w ciągu jednej nocy. Z bazarów, które zostały zamknięte przenieśliśmy sprzedaż do sklepu internetowego. Elastyczność i dynamika dają spokój również pracownikom. Wiedzą, że damy radę i znajdziemy rozwiązanie.
Mikołaj: Kapitan statku nie może jako pierwszy biegać z kamizelką ratunkową i szukać dla siebie szalupy. Należy zachować dojrzałą postawę i mieć świadomość, że na wszystko znajdzie się rozwiązanie. W naszym przypadku pomocna okazała się dobra komunikacja. Poinformowaliśmy zespół, że staramy się o dodatkową linię kredytową. Wyszliśmy naprzeciw sytuacji. Przed epidemią czuliśmy, że będzie takie zapotrzebowanie. Zrobiliśmy to pod kątem zwiększenia zapasów i skumulowania gotówki. Nie było mowy o opóźnieniu wypłat.
Magda: Awaryjnie byliśmy zabezpieczeni. To ważne, aby mieć z czego strzelać.
Mikołaj: To bardzo jest istotne w biznesie, żeby wyprzedzać pewne rzeczy i nie czekać aż coś przywali i ogłoszą kryzys w telewizji. Należy rozpisać scenariusze i konsekwentnie je realizować zanim pojawi się zagrożenie.
Magda: Pracownicy nie stresują się, widząc, że firma ciągle zwiększa produkcję, a przychody są coraz wyższe. Kierowcy są siedem dni w tygodniu w trasie. W marcu mimo sytuacji kryzysowej w całym kraju osiągnęliśmy najwyższy wynik w historii sprzedaży. Rekord! To też świadczy o zapotrzebowaniu na tego rodzaju produkty.
Mikołaj: Przez to nie możemy teraz dostać żadnego grantu, bo wszyscy mają premie za spadki.
Może doczekamy się kiedyś nagród również za sukcesy…
Mikołaj: Obserwowaliśmy, co działo się i wciąż dzieje z rynkiem gastronomicznym. Ludzie zamiast szukać rozwiązań, zaczęli zamykać lokale. Odważni sobie poradzili. Sprzedawanie koszy piknikowych z pełnym wyposażeniem i zawartością. To jest kreatywność i to zasługuje na szacunek. Nasz warszawski lokal nie został zamknięty, zorganizowaliśmy tam sklep.
Magda: Podczas pandemii otworzyliśmy je właściwie dwa. Aby wspomóc naszego partnera w Szczecinie, u niego w kawiarni ustawiliśmy lodówki.
Mikołaj: Kupiłem regał chłodniczy za 1100 złotych, zorganizowałem chłopaków i w ciągu trzech dni powstał sklep. Da się!
Magda: Najważniejsze to pokonać strach. Nie bać się podejmowania decyzji.
Pytanie, co buduje nasze poczucie bezpieczeństwa?
Magdalena: Wsparcie innych i zaufanie do siebie.
Mikołaj: I możliwość kreacji. Często zachęcam, aby pracownicy dzielili się swoimi pomysłami. Mówię ugotujcie, spróbujemy. To jest dobra zabawa. Czasem zastanawiamy się, jak na przykład może smakować kombucha pigwowa i próbujemy. Mieszam, latam po firmie i robimy. To totalny freestyle.
Magda: Za tym stoi ciekawość. I otwarcie na eksperymenty, na wariacje. Nasz kontrahent miał problem z dużą ilością genialnej cebulki dymki. Chcieliśmy go wesprzeć i kupiliśmy…
Mikołaj: Pół tony. Mieli to kupić Szwedzi, ale odmówili z powodu koronawirusa i został z towarem. Kupiliśmy to, przerobiliśmy i okazało się, że to hit sprzedaży.
Magda: Takie sytuacje do nas przychodzą. Wspieramy lokalnych przedsiębiorców, którzy podupadli. Taki producent nowalijek, który miał bazary nagle został zostawiony sam sobie. Sprowadzamy produkty rzemieślnicze, m.in. czekolady. Wspieramy też restauracje
Mikołaj: Znajomi robą dla nas chleb, pasty w słoiczkach, a my to upłynniamy. Staraliśmy się działać, gdy wszystko było zamknięte. Podjęliśmy też współpracę z marką Pasta Miasta. Pożyczałem od nich maszynę, aby zrobić ekologiczne, świeże makarony.
Magda: Pojawiła się przestrzeń, której w ogóle nie bralibyśmy pod uwagę, gdyby nie koronawirus. Ta sytuacja otworzyła nam oczy i dała nowe perspektywy.