„Zemsta należy do mnie” Marie NDiaye (Wydawnictwo Filtry, przeł. Magdalena Kamińska-Maurugeon) to świetna powieść psychologiczna, mroczna, niepokojąca i pozostawiająca czytelnika w oszołomieniu.
Zaglądając w życie rodzin „nieszczęśliwych na swój sposób”, autorka opowiada o długu nie do spłacenia i pragnieniu „czystej prostej dezercji”. A robi to metodycznie, rozkładając bohaterów na sekcyjnym stole, w sterylnych warunkach literackiego laboratorium, zamiast skalpela używając techniki punktu widzenia. Gdybym miała szukać bliskich Ndiaye głosów, wskazałabym Marguerite Duras z jej pełnym dystansu i chłodu, oszczędnym ale skrupulatnym stylem, pełnym porządkujących paralelizmów i niepokojących hiperboli.
Mecenas Susane, self-made woman, od niedawna samodzielna prawniczka, dostaje prestiżowe, medialne zlecenie: ma się podjąć obrony dzieciobójczyni. Klient, Gilles Principaux (nazwisko mówiące), mdły i banalny mąż oskarżonej, wydaje jej się znajomy. Susane odnajduje go we wspomnieniach z dzieciństwa – jako chłopca, który przed laty zmienił jej życie. Z matką, która dorabiała w bogatych domach jako prasowaczka, chadzała czasem do pracy. Jako dziesięciolatka trafiła tak do rezydencji państwa Principaux. Kiedy matka pracowała, syn właścicieli zabrał ją do swojego pokoju. Co się stało za zamkniętymi drzwiami? Zdaniem ojca, córka wyszła stamtąd „oszukana i zbrukana”, w ocenie mecenas Susane – to wtedy „stała się dziwna” („dziwność” to kluczowe słowo w tej powieści). Principaux uwiódł ją statusem, ujarzmił i naznaczył.
Metaforycznie odciął od rodziny (sprzątaczki i robotnika), wysadzając z klasy społecznej obietnicą awansu. Podobną rolę w dorosłym życiu będzie pełnić mecenas Susane wobec Sharon, swojej służącej z Mauritiusu, obwiązując jej szyję pomarańczowym wełnianym szalem jak obrożą (rolę tego rekwizytu doceniła Marta Konarzewska, projektując okładkę). „Kim był dla niej Gilles Principaux?” – to pytanie zdominuje prowadzone przez mecenas Susane śledztwo (równie dobrze pytanie mogłoby brzmieć „Kim była dla Sharon mecenas Susane”: „Mecenas Susane od początku czuła, że Sharon widzi w niej kobietę mrocznie i do głębi zepsutą – jak bagno. I mecenas Susane nienawidziła tego u Sharon”).
To, co zostało wyparte, nie będzie wyjaśnione, żadna zagadka się nie rozwiąże – opór stawia rozbieżność interpretacji, mnogość alternatywnych wersji zdarzeń i niepewny status wspomnień (co jest fantazją, co fałszem? „Czy naprawdę to powiedziała?”; prawda jest zawsze gdzie indziej). NDiaye z premedytacją pozostawia pytania bez odpowiedzi, uniwersalizując opowieść i unikając dydaktyzmu. Principaux to raczej typ, a nie indywiduum, może nawet metafora (i mecenas, i żona sprzedały mu wolność za cenę pozy, roli i konwenansu).
W tytule, cytacie z listu św. Pawła do Rzymian („mnie pomsta i ja oddam, mówi Bóg”; w domyśle: ludzie takiego prawa nie mają) przemycona została aluzja do „Anny Kareniny” Tołstoja. W domu Kareninów „zawsze był jakiś fałsz”, gra pozorów, letarg. Nie inaczej – w pasywno-agresywnej rodzinie Principaux. Marlyne zabiła, bo chciała wreszcie być sama, zrzucić z siebie odpowiedzialność za innych. Wobec męża „czuła się dłużniczką: on się poświęcił, ona odpłaciła się mu czymś znacznie mniejszym”. „Nad moją osobą wisiała trywialna klątwa” – powie w trakcie widzenia swojej mecenasce. I rzeczywiście, jest w historii Marylin (ale też i mecenas Susane) tragiczny konflikt. NDiaye portretuje ludzi, którzy „grzęzną w obsesjach” i dochodzą do momentu, w którym nie można się już wycofać. W dodatku nieustannie gubią się w interpretacjach, nie potrafią się porozumieć.
NDiaye nawiązuje do fenomenologii twarzy Emmanuela Levinasa, który obowiązek etyczny ulokował w relacji z Drugim. Obnażając twarz, wystawiamy się na przemoc lub oddajemy za siebie odpowiedzialność. „Twarz jest tym, co zabrania nam…” – słyszy Marlyne Principaux w audycji filozoficznej. Za chwilę pójdzie do łazienki i pod pozorem kąpieli zamorduje trójkę dzieci (cytat z Levinasa kończy się „… zabijać”). NDiaye akcentuje, co najbardziej wyprowadza z równowagi mecenas Susane, gdy spotyka Principaux: nie rozpoznaje jej twarzy. Nie bez znaczenia jest też to, że protagonistka pozostaje bezimienna.
Tytułową „zemstę” można rozumieć na kilka sposobów, ale interpretację pozostawię czytelnikom. Po lekturze powieści NDiaye mam ochotę na więcej. Przypomniałam sobie, że Wydawnictwo Sonia Draga opublikowało lata temu „Trzy silne kobiety” w przekładzie Krystyny Sławińskiej, zamierzam do nich wrócić. Mam nadzieję, że Filtry nie poprzestaną na „Zemście”, a literatura francuskojęzyczna będzie częściej przekładana na polski.