„Bida z nędzą” to alternatywny tytuł tego felietonu, który przemknął mi przez myśl, ale został odrzucony, ponieważ nie chcę być niepotrzebnie antagonizujący. Niestety, trudno cokolwiek dobrego powiedzieć o ofercie politycznej PiS i wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego na konwencji „programowej” jego partii w minioną sobotę. Nawet abstrahując od własnych poglądów – te bowiem hipotetyczne starania Kaczyńskiego o mój głos i moją sympatię na starcie skazują na niemalże pewne niepowodzenie – jestem zmuszony załamać ręce na kształtem i treścią tego, o czym lider PiS mówił. A to z tego powodu, że wydaje się on zupełnie nie dostrzegać realnych problemów Polski dziś, za 5 i za 10 lat.
Rząd PO można zupełnie słusznie krytykować za wiele spraw, i to po części bardzo poważnych z punktu widzenia funkcjonowania państwa. Tymczasem jedyne co lider opozycji ma do powiedzenia w sprawie długu publicznego, stanu finansów kraju i zamysłów trudnych, ale być może nieuniknionych reform w rodzaju podwyższenia wieku emerytalnego czy zniesienia przywilejów branżowych, to „coś trzeba z tym zrobić”. Tak, w tym jednym miejscu się zgadzamy. Coś trzeba z tym na pewno zrobić. Tylko że po wystąpieniu kandydata na premiera na konwencji „programowej” na 4 miesiące przez wyborami mamy prawo oczekiwać nieco bardziej sprecyzowanych planów (przepraszam za cynizm). Zwłaszcza jeśli partia rządząca daje do zrozumienia, że ma zamiar kontynuować z obecnym ministrem finansów w kolejnej kadencji!
Tymczasem jedyne tematy, na które Kaczyński wydaje się mieć sprecyzowane poglądy to te, które w debacie były obecne już w 2005-6 roku. Wtedy szef PiS chyba zatrzymał się w procesie intelektualnego interioryzowania i interpretowania wydarzeń zachodzących w świecie zglobalizowanym oraz na polskim podwórku (z wyjątkiem katastrofy, w której zginął jego brat oczywiście). Wraca więc temat „białej flagi” w stosunkach międzynarodowych. Pusty zarzut sformułowany przez prawicowych publicystów pod adresem rządów SLD około 2002-3 roku. Pusty, bo bez odniesienia się do konkretów w postaci przykładu ważnych interesów kraju, które rząd celowo zaniedbał. W polityce zagranicznej efekt wysiłków zawsze będzie kompromisem różnych interesów, więc opozycji nigdy nie zadowoli. Jednak globalna ocena tej polityki musi być zniuansowana. Określenie wszystkiego mianem klęski totalnej to retoryka wywołująca tylko wzruszenie ramion. A zapowiedź wywieszenia na powrót flagi biało-czerwonej zamiast owej białej brzmi jak powrót do polityki rządu PiS, która szczególnie względem Niemiec oznaczała zastój we wzajemnych kontaktach, a osobisty uraz wywołany artykułem w gazecie zmieniła w podstawowy fakt stosunków pomiędzy dwoma, liczącymi razem 120 milionów ludzi, narodami. Trudno o bardziej jaskrawy przejaw egoizmu. Jeśli zaś mowa o wynikach, to warto zapytać, jakie wyniki uzyskała polityka zbliżenia do Litwy lub Ukrainy, prowadzona przez obóz PiS?
Polityczny antykwariat zamierzeń PiS obejmuje także sprawy wewnętrzne. Partia proponuje powrót do ministerialnego nadzoru nad prokuraturą i ponowne złączenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Chyba po to, aby było więcej Blid i Widackich. Po to aby, zamieść pod dywan sprawę tajnego więzienia CIA.
Kaczyński chce eliminować także z polityki ludzi, którzy używają pod adresem przeciwników ostrych sformułowań. Przykłady, które podał, świadczą, że chodziłoby o wyeliminowanie ze sceny tylko polityków, którzy takich sformułowań używają przeciwko PiS. I znów, ustanowienie politycznego wpływu na prokuraturę mogłoby w tym kontekście okazać się bardzo przydatne. Kaczyński sugeruje, że chce wzmocnić praworządność w Polsce, ale wyraża preferencje dla rozwiązań zwiększających zagrożenie arbitralnego podejścia do prowadzenia śledztw prokuratorskich na styku ze światem polityki.
Zdarta płyta gra dalej swoją starą śpiewkę: a to establishment, a to układ, a to zmowa okrągłostołowa, a to „drugi holokaust” na narodzie polskim i świat zapominający o naszych wiecznych krzywdach i narodowych tragediach, za co należy świat ten ukarać naszym naburmuszeniem. Do pewnego stopnia jest to nawet racjonalne. Ponieważ głęboko wierzę w wolny rynek, jestem przekonany, że podaż odpowiada na popyt, także w polityce. Kaczyński gra nam swój hit sprzed lat niczym Boney M, ponieważ nadal jest sporo ludzi w Polsce, którzy chcą tego słuchać. Już teraz jest świadom, że nie jest to grupa na tyle duża, aby sięgnąć po władzę. Konwencja „programowa” z soboty to dowód na to, że Kaczyński nie gra w tym roku aby wygrać, a tylko aby zostać w grze. Liczy jeszcze na „wariant grecko-irlandzki”, poważną zapaść gospodarczą i ostatnią szansę w 2015 r. Nie jest to zupełnie beznadziejne, a pozostanie Rostowskiego na obecnym stanowisku zwiększa zagrożenie dla naszej ekonomii oraz szanse na gambit dla lidera PiS.
Na dzień dzisiejszy jednak Kaczyński jest jak ten irytujący dźwięk jakiegoś jednosezonowego przeboju sprzed lat, który z niezrozumiałych już teraz przyczyn odniósł wtedy komercyjny sukces, a obecnie gra nam na nerwach, gdy nieopatrznie natrafimy nań w telewizji czy centrum handlowym. Kaczyński w 2011 r. jest jak ten Crazy Frog, po którym można dostać szału. Staje za mikrofonem i zaczyna: Ring ding, ring ding ding, ring ding, ring ding ding, do the crazy frog. Przez następne 4 miesiące trzeba się uzbroić w cierpliwość…