Adrian Kret: W programie Jacka Żakowskiego powiedziałaś niedawno, że jesteś zielonym koniem trojańskim na liście KO. Co to znaczy?
Joanna Kamińska: Kandyduję z czwartego miejsca listy zapełnionej konserwatywnymi celebrytami i jestem mało rozpoznawalna, bo to pierwsze wybory w Polsce, w których biorę udział. Ale prowadzę kampanię 18 godzin na dobę i planuję zebrać tyle głosów, żeby dostać mandat. A kiedy to zrobię, to będę w Parlamencie Europejskim najbardziej progresywnym głosem z Warszawy, a być może także z Polski.
A.K.: Co Cię odróżnia od innych kandydatów i kandydatek z listy?
J.K.: Po pierwsze, przynależność partyjna, bo wszyscy oprócz mnie są członkami Platformy Obywatelskiej i jeśli zostaną wybrani to wejdą do chadeckiego klubu EPL. Ja należę do centrolewicowej partii Zielonych. Po drugie, jestem otwarcie progresywna i wspieram m.in. dostęp do legalnej i bezpiecznej aborcji, czego dowodem jest to, że jako pierwsza podpisałam inicjatywę “Same to ogarniemy.” To europejska inicjatywa ustawodawcza, której celem jest stworzenie funduszu na pokrycie kosztów aborcji dla kobiet podróżujących na zabieg do unijnych państw o bardziej liberalnych przepisach.
Po trzecie, spośród dziesięciu osób na liście tylko ja mam doświadczenie w Parlamencie Europejskim, w którym pracuję od 2013 roku jako doradczyni ds. bezpieczeństwa i obrony.
A.K.: Co Parlament Europejski następnej kadencji może zrobić w tym obszarze?
J.K.: Powinien twardo wspierać Ukrainę, tak aby zdołała odeprzeć rosyjską agresję i mogła stać się członkiem Unii Europejskiej. Kluczowym elementem tego twardego wsparcia jest ponowne uruchomienie produkcji amunicji. To, co w tej chwili dostarczane jest na front pochodzi głównie ze Stanów Zjednoczonych i nie odpowiada ukraińskim potrzebom. Komisja Europejska pracuje właśnie nad strategią dla przemysłu obronnego, ale droga od sformułowania takiej strategii do faktycznej integracji w dziedzinie obrony – za czym się opowiadam, ale co nie we wszystkich państwach członkowskich jest popularne – i do odbudowy fabryk zbrojeniowych jest długa. Ale PE może wywierać presję w tym obszarze. Jeśli w przyszłej Komisji Europejskiej pojawi się stanowisko komisarza do spraw obrony, to także w Parlamencie powstanie odpowiednia komisja parlamentarna. Chciałabym w niej pracować.
A.K.: I w jakiej jeszcze?
J.K.: Do spraw transportu. Tu priorytetem jest kolej: integracja narodowych systemów i przyspieszenie podróży. To są rzeczy kluczowe dla funkcjonowania wspólnego rynku i osiągnięcia celów polityki klimatycznej. Przykłady z Japonii i Chin – ale także na wybranych trasach we Francji i Hiszpanii – pokazują, że 1300 kilometrów pomiędzy Brukselą a Warszawą można by pokonać pociągiem w pięć do sześciu godzin, co byłoby konkurencyjne wobec lotów samolotem. Dziś podróż koleją na tej trasie zajmuje co najmniej czternaście godzin i wymaga dwóch przesiadek. Pociągi nie są skoordynowane, kosztują za dużo, a jeżdżą zbyt wolno. Pierwsze dwa problemy da się rozwiązać legislacyjnie w najbliższej kadencji, trzeci wymaga inwestycji i budowy infrastruktury, więc realizacja potrwa dłużej, ale też trzeba się za to zabrać.
A.K.: Myślisz, że w następnym Parlamencie Europejskim będzie większość dla pomysłu integracji transportu kolejowego i wspólnych inwestycji w odpowiednik Shinkansenów?
J.K.: Tak, zwłaszcza że już teraz jest to temat wyraźnie pojawiający się w raporcie na temat przyszłości wspólnego rynku, który został przygotowany na wspólne zamówienie hiszpańskiej i belgijskiej prezydencji Rady UE oraz Komisji Europejskiej. Jeśli tylko proeuropejskie siły – chadecy, zieloni, socjaliści i liberałowie – utrzymają większość w PE, ta wizja będzie realizowana.
A.K.: Szybkie pociągi potrzebują prądu, konsekwencja we wspieraniu Ukrainy wymaga rezygnacji z importu rosyjskiego gazu i ropy, a od węgla musimy odejść, bo ma najbardziej szkodliwy wpływ na środowisko. Powrót do energetyki jądrowej byłby odpowiedzią na wszystkie te wyzwania, ale Twoja partia, Zieloni, uparcie sprzeciwia się takiemu rozwiązaniu.
J.K.: To prawda, że historycznie sprzeciw wobec elektrowni atomowych był głównym bodźcem dla powstania i rozwoju Zielonych, zwłaszcza w Niemczech. Dziś jest jasne, że zamykanie reaktorów oznacza wzrost wydobycia i spalania węgla, co jest dla środowiska szkodliwe, więc Zieloni akceptują utrzymanie istniejących elektrowni atomowych. Są natomiast przeciwni otwieraniu nowych reaktorów to tutaj powiedziałabym, że należy przede wszystkim inwestować w nowe i źródła energii. Postęp następuje tu bardzo szybko, więc możliwe jest pojawienie się alternatyw wobec atomu. Zresztą, główny problem z energią jądrową dotyczy szkodliwości odpadów, więc jeśli powstanie nowa technika pozwalająca na ich neutralizację, to ogólne stanowisko partii pewnie ulegnie zmianie.
A.K.: Jakie jest Twoje stanowisko w sprawie drugiej, obok elektrowni jądrowej, wielkiej polskiej inwestycji, CPK?
J.K.: Koncepcja CPK zawiera silny komponent kolejowy, który zdecydowanie powinien być kontynuowany. Co do lotniska mam wątpliwości, bo wiem, że z bodaj czternastu portów lotniczych działających obecnie w Polsce większość obsługuje ruch dużo poniżej swojej przepustowości i w konsekwencji samorządy muszą do nich dopłacać. Powodzenie europejskiego programu rozwoju szybkich kolei będzie oznaczać koniec lotów na dystansach do półtora, a może nawet dwóch tysięcy kilometrów, a zatem dalszy spadek popytu. Poza tym, o czym w Polsce mało się mówi, katastrofa klimatyczna to nie tylko wzrost temperatur, ale także ogólny spadek przewidywalności pogody, niespodziewane anomalie w rodzaju gnieźnieńskiego gradobicia, huragany i trąby powietrzne w miejscach, gdzie wcześniej nie występowały. Te wszystkie turbulencje będą mieć większy wpływ na transport lotniczy niż na lądowy. Więc byłabym bardzo ostrożna z inwestowaniem w kolejne lotnisko. Ale to nie jest coś, czym będzie się zajmować Parlament Europejski.
A.K: A czy warszawiacy, z którymi od paru tygodni spotykasz się na ulicach dobrze orientują się w kompetencjach i znaczeniu PE?
J.K.: Niestety nie. Dominuje przekonanie, że jest to miejsce politycznej emerytury, zesłania dla wewnątrzpartyjnej opozycji, lub synekura przynosząca duże pieniądze przy małym wysiłku. Tymczasem PE odgrywa naprawdę kluczową rolę w procesie stanowienia europejskiego prawa. Rzeczy tak podstawowe jak to, że możemy pić wodę prosto z kranu wzięły się właśnie stamtąd.
A.K.: A jak reagują na kandydatkę Zielonych, partii w polskich warunkach dosyć niszowej?
J.K.: Pozytywnie i myślę, że Warszawa dojrzała do tego by mieć w Parlamencie Europejskim zieloną reprezentantkę. Świadomość wyzwań związanych ze zmianą klimatu – chociażby susza na większości terytorium Polski jest dość duża. Ludzie chcą, by ktoś w Brukseli się tym zajął. I ja się zajmę.