Najnowszy raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) ukazał się w pierwszych dniach rosyjskiej napaści na Ukrainę i – wobec wstrząsających relacji wojennych – przemknął po nagłówkach niemal bez echa. Trudno o dobitniejszą ilustrację problemu, przed którym wszyscy jako ludzkość kolektywnie stoimy: wygenerowane na styku patologii władzy, kulturowych uwikłań i właściwości ludzkiego umysłu mylne priorytety, fałszywe przekonania i błędne dążenia powodują, że – wbrew własnemu najlepiej pojętemu interesowi – jak nie z jednej, to z drugiej (i każdej innej) strony podkopujemy fundamenty naszej wspólnej przyszłości.
Spośród głównych konkluzji Raportu przytoczę te, które kilkoma krótkimi zdaniami oddają naturę naszego położenia w realiach samonapędzającego się antropocenu:
Efekty zmiany klimatu i zagrożenia z nią związane stają się coraz bardziej złożone i coraz trudniej im zaradzić. Wiele z nich wystąpi jednocześnie, a interakcje między licznymi klimatycznymi i nie-klimatycznymi niebezpieczeństwami przyniosą zwielokrotnienie ogólnego ryzyka oraz kaskadę zagrożeń w wielu sektorach i regionach. Niektóre działania podejmowane w odpowiedzi na zmianę klimatu generują następne efekty i zagrożenia. Jeśli w najbliższych dekadach ocieplenie klimatu przekroczy 1,5 stopnia Celsjusza, wiele systemów ludzkich i naturalnych zostanie wystawionych na kolejne poważne niebezpieczeństwa. W zależności od skali i czasu tego przekroczenia, niektóre efekty poskutkują wyzwoleniem dodatkowych źródeł gazów cieplarnianych, niektóre zaś będą już nie do odwrócenia, nawet jeśli globalne ocieplenie zostanie ograniczone.*
Geofizyczną terminologię tego fragmentu można by podmienić na geopolityczną – i sedno myśli pozostałoby to samo. Istniejemy i działamy otóż w złożonej rzeczywistości wszechobecnych powiązań, uwikłań i spleceń, gdzie każde działanie lub zaniechanie współgeneruje spektrum efektów połączonych sieciami zależności i przewodami interakcji, angażując siły i uruchamiając procesy dosłownie i/lub w przenośni zdolne do wszystkiego. Tej nieustannie ewoluującej (i „reewoluującej”) mapy niepochwytnych synergii nigdy do końca nie nauczymy się czytać. Zarazem niestrudzenie na najwyższych obrotach pracuje kognitywny przemysł narracyjny, którego celem jest tłumaczenie rzeczywistości post factum jako pozornie przewidywalnej i oswojonej. Tylko czasem ujawniają nam się jakieś „czarne łabędzie” i przez chwilę przeczuwamy prawdziwą naturę świata – ale zaraz je przepędzamy, byle czym prędzej wrócić do „normalności”.
Między geofizyką a geopolityką jest oczywiście jedna kluczowa różnica. Procesy geofizyczne raz wytrącone z obecnego stanu dynamicznej równowagi planetarnej, obecnie nam sprzyjającego, dążą nieuchronnie do przejścia w inny docelowy stan równowagi, charakteryzujący się wrogimi nam warunkami planetarnymi. Jedynym skutecznym sposobem uniknięcia najgorszego jest dołożenie starań, by do owego wytrącenia nie doszło. Tego samego nie da się powiedzieć o procesach geopolitycznych (i w ogóle cywilizacyjnych), organicznie podatnych na ludzkie decyzje skutkujące niespodziewanymi zwrotami akcji, które tylko z perspektywy czasu wydają nam się nieuchronne i dają się wpisywać w racjonalizujące narracje o kierunkowości dziejów. Co za tym idzie, mamy tu do wyboru cały wachlarz możliwych stanów docelowych – z najgorszymi i najlepszymi włącznie – tyle tylko, że nie wiemy i wiedzieć nie możemy, w którą stronę wszystko ostatecznie pójdzie i co nas koniec końców czeka.
Kryzysy, przed którymi stoi ludzkość – od klimatu przez pandemię po wojnę – łączą się ze sobą na wiele oczywistych i nieoczywistych sposobów. Przed rokiem 2020 pojawiały się znaki, że narasta już masa krytyczna świadomości klimatyczno-ekologicznej potrzebna do zapoczątkowania zmiany systemowej, ale w ostatniej chwili uwagę świata brutalnie przechwyciła pandemia. Wielu chciało wierzyć, że to w jej następstwie nastąpią pożądane zmiany, ale niedawna analiza wykazała, że pomimo szumnych zapowiedzi, w krajach G20 (odpowiedzialnych za ponad 80% globalnych emisji) łącznie tylko sześć (!) procent funduszy przeznaczonych na pandemiczną odbudowę można określić mianem „zielonych”. Dziś słychać głosy, że agresja na Ukrainę przyczyni się do zmniejszenia zachodniej zależności od rosyjskich paliw kopalnych, przyśpieszy prace nad przejściem ku odnawialnym źródłom energii, być może nawet uratuje elektrownie jądrowe przed zamknięciem – ale też, że trzeba przeprosić się z węglem w celu zamortyzowania odejścia od gazu i wykorzystać dotąd wycofywane zasoby lokalne. Jednocześnie cena kredytów węglowych w zagrożonej wojną Europie spadła, sprawiając, że emisja gazów cieplarnianych stała się tańsza, a niektórzy lamentują, że „w takim wojennym czasie” nie pora na podatki węglowe: klimat musi poczekać. Z kolei upominanie się o pandemiczny plan minimum, czyli znormalizowanie noszenia maseczek w newralgicznych punktach z myślą już nie tylko o koronawirusie, ale i innych chorobach, wydaje się dziś, gdy w powietrzu latają kule, zupełnie nie na miejscu.
W ogniu walki, w cieniu wojny, o skoordynowane działania klimatyczne będzie zapewne jeszcze trudniej niż dotąd, i nie tylko z powodu zapowiadanych zmian w alokacji środków budżetowych. Pandemia dowiodła zdolności całych społeczeństw do obalenia status quo nieomal z dnia na dzień – ale i ich skłonności do inercyjnego dążenia ku „powrotowi do normalności”, choćby owa „normalność” była tylko pewnym wykoncypowanym konstruktem, i to takim, który wystawia nas na egzystencjalne niebezpieczeństwa i jest na dłuższą metę nie do utrzymania. W debacie klimatycznej od dawna złą robotę wykonuje retoryka „wyrzeczeń” i „poświęceń”, wedle której ocalenie ludzkości nie powinno się dokonać za cenę najmniejszych choćby utrudnień w codziennym życiu – niestety, skoro jeden z najlepszych sposobów przeciwstawienia się Rosji, czyli jak najszybsze zminimalizowanie importu stamtąd paliw kopalnych, niechybnie pociągnąłby za sobą trudności i niedogodności w codziennym życiu Europejczyków, możemy wnet usłyszeć słowa: „Nie chcemy ograniczać zużycia benzyny za Ukrainę!”
Już teraz zatem, gdy wokół pełno rozgorączkowania i oburzenia, trzeba szukać sposobu, by podnosząca nas dziś na duchu solidarność z zaatakowanymi wdrukowała się na trwałe w przekonania i struktury, inspirując wspólnotowe działania wobec wszelkich innych problemów, a nie przepadła za czas jakiś pod naporem psychospołecznego zmęczenia materiału oraz krótkowzrocznego politykierstwa i komentatorstwa pod niezasłużonym szyldem samozwańczego „realizmu”. Łatwo nie będzie: patrząc na trójgłowy kryzys klimatyczno-pandemiczno-wojenny można się pokusić o nakreślenie poniższego schematu następujących po sobie reakcji wpisujących się w uwodzicielskie błędne koło:
Najpierw: po co straszyć, dlaczego snuć czarne scenariusze, do najgorszego przecież nie dojdzie, a zresztą i tak nic się nie zmieni i nic się nie da zrobić, bo to czy tamto jest nie do ruszenia. Potem, gdy do najgorszego jednak dochodzi, nagle da się zrobić całkiem sporo i tyleż się też zmienia, bo okazuje się, że do ruszenia jest wszystko. Następnie – no jednak w sumie za ciężko jest, za dużo, a zresztą sytuacja nie była przecież aż tak strasznie poważna, inne problemy mamy teraz w ogóle, ileż można to samo, czas wrócić do normalności.
W każdym z tych trzech przenikających się kryzysów jesteśmy na różnych odcinkach owego koła. Dokąd będą te kryzysy zmierzać, kiedy i jak, razem czy z osobna, to się dopiero okaże. Możliwe jest wszystko – albo i nie.
Jeśli czegoś można być w ogóle pewnym, to chyba tylko tego, że podążanie w przyszłość zgodnie z powyższym schematem to droga donikąd. Oraz tego, że łatwość, z jaką w bliższej czy dalszej przyszłości (gdy synergie odsłonią już swoje dzieło) wytłumaczymy sobie zaistniałe ostatecznie konsekwencje dzisiejszych zdarzeń i decyzji, nijak będzie się mieć do prawdziwej palety ewentualnych przyszłości, ku którym zmierzamy dziś poprzez wojenną mgłę. Aha, no i jeszcze tego, że gdy przerażeni i wściekli patrzymy, jak pociski mordują ludzi i burzą budynki, jak płoną składy ropy naftowej, jak pola i siedliska rozjeżdżane są gąsienicami czołgów – gdzieś w tle, przez cały czas, planetarny system podtrzymywania życia ułamek po ułamku stopnia Celsjusza obraca się przeciwko nam wszystkim.
*B.5) Climate change impacts and risks are becoming increasingly complex and more difficult to manage. Multiple climate hazards will occur simultaneously, and multiple climatic and non-climatic risks will interact, resulting in compounding overall risk and risks cascading across sectors and regions. Some responses to climate change result in new impacts and risks (high confidence). B.6) If global warming transiently exceeds 1.5°C in the coming decades or later (overshoot), then many human and natural systems will face additional severe risks, compared to remaining below 1.5°C (high confidence). Depending on the magnitude and duration of overshoot, some impacts will cause release of additional greenhouse gases (medium confidence) and some will be irreversible, even if global warming is reduced (high confidence). [Summary for Policymakers: Headline Statements]
__________
Książka Dawida Juraszka Antropocen dla początkujących. Klimat, środowisko, pandemie w epoce człowieka jest do nabycia w SKLEPIE LIBERTÉ! oraz księgarniach internetowych.
Autor zdjęcia: Henry Be
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl