Co ekipa Zjednoczonej Prawicy ma wspólnego z Rosją Putina? Podobnie jak rosyjscy politycy, zwykle oskarża innych o to, co sama już zrobiła lub właśnie zamierza zrobić.
Tak jest z oskarżeniami pod adresem mediów o ich uzależnienie od polityków opozycji (to nie opozycja wypłaca wybranym mediom miliardy złotych z budżetu i spółek Skarbu Państwa). Tak jest z zarzutami o drenowanie spółek Skarbu Państwa dla celów partyjnych (felietonu nie starczyłoby na opisanie wszystkich PiS-owskich „misiewiczów” poupychanych w radach nadzorczych). Tak jest z oskarżeniami o rzekomy brak polityki antyinflacyjnej w czasie rządów PO-PSL (wówczas inflacja nawet nie zbliżała się do obecnego poziomu). Tak jest z oskarżeniami o niejasne interesy (to żona premiera Morawieckiego nie ujawnia majątku i nie odpowiada na pytania o kulisy jego gromadzenia). I tak jest z zarzutami o rzekomą uległość wobec Rosji.
Od samego początku wybuchu wojny politycy PiS, na czele z Mateuszem Morawieckim, próbują odgrywać rolę „sumienia Europy”. Premier w mediach i na konferencjach wzywa instytucje Unii Europejskiej i liderów innych państw, by surowo ukarali Putina, domaga się bezwzględnych sankcji i embarga na import surowców z Rosji, a nawet – jak ostatnio w apelu do Norwegów – podziału zysków ze sprzedaży surowców.
Jednocześnie niewiele robi, aby to, czego wymaga od innych, wprowadzić w Polsce.
Z najnowszych danych opublikowanych przez Główny Urząd Statystyczny wynika, że import rosyjskich surowców do Polski rośnie. W styczniu 2022 roku wartość importu ropy naftowej, olejów i pochodnych ropy wynosiła ok. 3,4 mld zł, a w marcu 2022 było to ok. 5,8 mld zł. Z kręgów okołorządowych wychodzą tłumaczenia, że wyższe sumy wynikają ze wzrostu cen, ale okazuje się, że to nieprawda. Wzrosła bowiem nie tylko wartość importu, ale i jego wolumen, informuje TVN 24.
W „Gazecie Wyborczej” czytamy z kolei, że „w styczniu tego roku import z Rosji wyniósł 7,6 mld zł. W lutym – już 9,4. W marcu – 12,2” – łącznie blisko 30 mld zł. A to „oznacza wzrost o 109,2 proc. w porównaniu z pierwszym kwartałem 2021 roku”.
Politycy Zjednoczonej Prawicy i posłuszne im media od dawna działają według zasady obrony przez atak i to nawet wówczas, gdy cel ataku jest absurdalny. Nie inaczej jest teraz.
Doskonale to widać przy próbach uzasadnienia sprzedaży części stacji Lotosu węgierskiemu koncernowi państwowemu MOL. Sprzedaż ma dojść do skutku mimo że rząd Viktora Orbána utrzymuje bliskie relacje gospodarcze z Moskwą, a sam MOL ma w Rosji – jak informuje Polski Instytut Spraw Międzynarodowych – „znaczące inwestycje”.
Taka transakcja byłaby wątpliwa nawet w czasach pokoju, a po rosyjskiej agresji na Ukrainę jest jawnym działaniem na szkodę państwa.
Do porzucenia tych planów przez rząd wzywa w otwartym liście jedenastu byłych ministrów przemysłu i handlu oraz ministrów gospodarki z lat 1989-2015. Wśród nich jest Piotr Woźniak, sprawujący funkcję ministra gospodarki za pierwszych rządów PiS w latach 2005-07.
Autorzy listu jednoznacznie piszą, że „próba włączenia wybranych aktywów LOTOS S.A. do węgierskiej grupy MOL w zamian za jej wybrane aktywa przeznaczone do włączenia do grupy Orlen jest próbą nieekwiwalentnej wymiany i wyczerpuje wszystkie znamiona wadliwej prywatyzacji, ze szkodą dla bezpieczeństwa energetycznego kraju, dla skarbu państwa i dla grupy LOTOS S.A”.
Tymczasem prorządowe jednostki propagandowe od kilku tygodni oskarżają o prorosyjskość Donalda Tuska, który „rozważał” wyrażenie zgody na sprzedaż Lotosu Rosjanom, chociaż ostatecznie tego nie zrobił. PiS chce dać Rosjanom prezent, którego nie dał im Tusk, ale to Tuska oskarża się o prorosyjskość. Trudno o większy absurd.
Podobnie niedorzeczne oskarżenia padają również pod moim adresem i to nie tylko ze strony wysługujących się władzy mediów, ale i partyjnego „zaplecza intelektualnego”.
Pojawiają się zarzuty o rzekomą „uległość” rządu PO-PSL wobec Rosji, a jednym z dowodów ma być wizyta Donalda Tuska wraz z kilkoma ministrami w Moskwie oraz obecność Putina w Polsce na uroczystościach 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Jeśli spotkania są dowodem zdrady, to warto przypomnieć, że Lech Kaczyński również planował wizytę w Moskwie w 2010 roku na rocznicę zakończenia II wojny światowej. Plany przerwała katastrofa pod Smoleńskiem. Z kolei w 2006 roku przyjmował w Pałacu Prezydenckim doradcę Putina Siergieja Jastrzembskiego w celu omówienia szczegółów spotkania obu prezydentów, zaś w 2007 roku Maria Kaczyńska wspólnie z Ludmiłą Putin otwierały siedzibę Domu Polskiego w Petersburgu.
O podejmowanych przez PiS próbach „resetu” relacji z Rosją zwolennicy partii rządzącej nie chcą jednak pamiętać. Ostatnio długiego wywiadu na temat Rosji udzielił należącej do Orlenu „Gazecie Krakowskiej” prof. Andrzej Nowak. Powtarza w nim mity o wielkiej skuteczności polityki wschodniej Lecha Kaczyńskiego, o tym, że to rzekomo jego „interwencja moralna i dyplomatyczna” w 2008 roku „uchroniła Gruzję przed dzisiejszym losem Ukrainy”, chociaż nie ma na „ten wpływ” najmniejszych dowodów. Tradycyjnie też padają sugestie jakoby katastrofa pod Smoleńskiem była wynikiem zamachu. Nowak zgadza się ze zdaniem prowadzących rozmowę, że „nie ma najmniejszych wątpliwości, kto jest odpowiedzialny za śmierć prezydenta”, bowiem „wszyscy” wiedzą, co się stało.
Jak to możliwe, że rząd PiS nie jest w stanie przedstawić dowodów na tę powszechną wiedzę, a prokuratura Zbigniewa Ziobry zakończyć śledztwa? Tego już panowie nie wyjaśniają.
Ale Nowak powiada też, że polski rząd w latach 2007-14 „skapitulował” przed Rosją, realizował „linię polityczną Moskwy”, a Ukrainę nie tylko porzucił, lecz okazywał jej „pogardę”. Zdaję sobie sprawę, że to część nachalnej, rządowej propagandy. Kiedy jednak takie słowa wypowiada człowiek roszczący sobie pretensje do tytułu obiektywnego naukowca, nie jestem w stanie milczeć.
Pytam więc, czy elementem „linii politycznej Moskwy” było doprowadzenie przez rząd PO-PSL do stałej, rotacyjnej obecności wojsk amerykańskich w Polsce, co nastąpiło przed dojściem Zjednoczonej Prawicy do władzy? A może podpisanie porozumienia w sprawie umieszczenia elementów amerykańskiej tarczy rakietowej na terenie Polski? Albo budowa gazoportu w Świnoujściu, którym tak chwalą się dziś politycy PiS?
Czy, z kolei, przejawem „pogardy” dla Ukrainy był zainicjowany przez Polskę we współpracy ze Szwecją program Partnerstwa Wschodniego, otwierający krajom regionu drogę do bliższej współpracy z UE? Program na tyle atrakcyjny, że Ukraińcy – po tym, jak z podpisania umowy wycofał się prezydent Wiktor Janukowycz – tysiącami wyszli na ulice i ryzykując życiem protestowali na kijowskim Majdanie.
Jaką swoją, autorską propozycję dotyczącą przyszłości tego kraju w Europie złożył Ukrainie przed wybuchem wojny rząd Zjednoczonej Prawicy? Co mieli naszym sąsiadom do zaoferowania? Dziś politycy Zjednoczonej Prawicy wzywają Unię Europejską do przyjęcia Ukrainy, chociaż jednocześnie porównują członkostwo w UE do okupacji sowieckiej. To ma być wiarygodna i poważna polityka zagraniczna?
W 2014 roku, kiedy na ulicach ginęli ludzie, to nasze MSZ zorganizowało natychmiastową misję trzech ministrów – Polski, Niemiec i Francji – do Kijowa. Pojechaliśmy tam jako oficjalni reprezentanci Unii Europejskiej i pomogliśmy w podpisaniu porozumienia pomiędzy Janukowyczem a opozycją, żeby uniknąć dalszego rozlewu krwi. Wkrótce dokument stracił aktualność, bo przerażony Janukowycz uciekł, ale do dziś słyszę z kręgów PiS, że było to porozumienie prorosyjskie i niekorzystne dla Ukraińców. Jeśli było tak korzystne dla Rosji, dlaczego podpisu odmówił rosyjski ambasador obecny przy negocjacjach?
A jeśli było tak niekorzystne dla Ukraińców, dlaczego dziennikarze „Dziennika Gazety Prawnej”, po tym jak poprosili o opinię różnych przedstawicieli strony ukraińskiej, napisali: „Z perspektywy czasu nasi rozmówcy nie mają wątpliwości, że kompromis z 21 lutego był najlepszym wyjściem z możliwych, a Sikorski ze Steinmeierem osiągnęli ogromny sukces”.
Warta przytoczenia jest też wypowiedź politologa, prof. Ołeksija Harania. To jemu powiedziałem, że opozycja ukraińska powinna podpisać porozumienie, bo w przeciwnym razie „będziecie mieli stan wojenny, armię i wszyscy zginiecie”, co podchwyciły media. Harań, z którym wówczas polemizowałem, już w marcu 2014 roku tak mówił „Dziennikowi”:
„To, że Janukowycz nie poszedł na ostateczną pacyfikację Majdanu, jest wielką zasługą Sikorskiego. To jemu zawdzięczamy, że krew się już więcej w Kijowie nie polała”.
Nie twierdzę, że nie popełnialiśmy błędów. Ale kiedy po raz kolejny usłyszą Państwo zarzuty o antyukraińską lub prorosyjską politykę pod adresem rządu PO-PSL, proszę pamiętać o tej prostej prawdzie, którą przytoczyłem na początku: przedstawiciele obecnej władzy najczęściej oskarżają innych o to, co sami mają na sumieniu.
Autor zdjęcia: Warren Wong
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl
