Wczoraj premier Donald Tusk przywołał taką scenę:
Jest niedziela. Przy stołach siedzą rodziny. Kamera skrupulatnie przedstawia nam uczestników pikniku. Oglądamy twarze brzydkie, ładne, szlachetne, wulgarne. Młode i stare. Aryjskie (prawdopodobnie). Do nich, tego dnia w to wierzą, „należy jutro”.
„Jutro należy do mnie” śpiewają za niebieskookim blondynem. Subtelny głosik drobnego chłopca przeradza się w potężny głos, który wyraża przekonanie narodu niemieckiego o jego wyższości.
Nadczłowiek Boba Fosse z filmu Kabaret ma niewinną twarz.
Takimi scenami przechodzi się do historii kina – wzdycham za każdym razem gdy oglądam ten film.
Często i bardzo chętnie go cytuję.
Pierwszy raz zrobiłam to (publicznie) po premierze filmu Marcela Łozińskiego pt. Jak to się robi. Piotr Tymochowicz przekonał mnie, że głupocie, niewiedzy i ambicji „za wszelką cenę” można przypisać polityczny wymiar usankcjonowany mandatem poselskim.
Ten dokument miał swoją premierę gdy u władzy była Samoobrona.
Miałam déjà vu tej, wydawałoby się, minionej sytuacji politycznej, gdy miesiąc temu zobaczyłam wystąpienie pani Pawłowicz. Pomijam kwestie fizycznego podobieństwa pani poseł do pani Renaty Beger – to kwestia drugorzędna. Tego dnia nie jej wygląd był istotny, ale to, co miała do powiedzenia. Obejrzałam to wystąpienie w całości. Pauzując po każdym zdaniu, po to by je przepisać, zrozumieć i spróbować się odnieść do jej wypowiedzi. Do wypowiedzi akademika (sic.!). Tempo wypowiadanych przez nią słów rosło. Emocje również. Puenta była cytowana przez wszystkie media. Cały czas nie wiem – ku przestrodze czy ku sensacji?
Ja wolałabym tę wypowiedź potraktować jako niebyłą. Ale się nie da. Wczoraj znowu usłyszałam głos pani Pawłowicz. Dla wiadomości tvp komentowała zdarzenie, które miało miejsce na uniwersytecie (obecność Narodowców na wykładzie Magdaleny Środy). Według niej sytuacja, w której była krytykowana za swoje poglądy wygłoszone z mównicy sejmowej, i ta z auli uniwersytetu warszawskiego, jest dowodem na to, że w Polsce nie ma wolności słowa.
Domyślam się, że według pani poseł, dziwne ryki narodowców są uzasadnione ich sprzeciwem dla ograniczenia swobody nacjoalistyczych wypowiedzi.
Według mnie te podrygiwania zamaskowanych osób, to widok upokarzający, przede wszystkim dla tych ludzi. Jednocześnie podważa ich wiarygodność i gotowość do jakiejkolwiek debaty. I uzasadnia decyzję władz uczelni o odwołaniu tego spotkania.
Spotkania na które chętnie bym się wybrała, pod warunkiem, że spełniałoby akademickie standardy. Że nacjonalistyczne poglądy byłyby skofrontowae z mądrym patriotyzmem. Chciałabym spojrzeć nacjonalizmowi w twarz.
Ponieważ według mnie, wbrew temu co powiedział premier Donald Tusk, odwołując się do filmu Kabaret, zagrożeniem nie są te zamaskowane postaci. Zagrożeniem są osoby które miesiąc temu wypowaidały się w obronie pani poseł Pawłowicz. Zagrożeniem są przedstawiciele środowiska naukowego, którzy wczoraj wystosowali list przeciwko ograniczaniu swobody debaty na Uniwersytecie Warszawskim( podaję za: http://narodowcy.net/list-otwarty-w-sprawie-ograniczania-wolnosci-slowa-na-uniwersytecie-warszawskim/2013/02/20/).
Zagrożenie, jak się okazuje, nie nosi bojówek, nie ubiera się na czaro, nie rzuca w Dzień Niepodległości płytami chodnikowymi. Zagrożenie ma pospolitą twarz. Takiego pospolitego zagrożenia się boję. Choć wierzę, że w Polsce ma charakter akcydentalny i rozdmuchamy przez media. Na pytanie, które na koniec przywoływanej sceny z filmu Kabaret, zadaje Brian Roberts (Micheal York) – „Myślisz, że jeszcze macie nad nimi kontrolę?” Odpowiedź brzmi „tak”. Bardzo głęboko wierzę, że jutro należy do ludzi mądrych.