Świat ostatnich tygodni sparaliżowany został działaniami prewencyjnymi związanymi z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Rządy wielu krajów wprowadziły stany wyjątkowe, przeznaczając miliardowe kwoty na walkę z zagrożeniem, które w ciągu kilkunastu tygodni zebrało śmiertelne żniwo prawie 10 tys. osób. W tej samej chwili tysiące ludzi dziennie umierają z powodu skutków zmiany klimatu, zmagając się z jej różnorodnymi konsekwencjami. A w wielu przypadkach te same kraje, tak zaciekle walczące z wirusem, wciąż spalają paliwa kopalne, przybliżające nas wszystkich do globalnej katastrofy. Co tu jest nie tak?
Temat zmiany klimatu to jedna z najbardziej dyskutowanych kwestii ostatnich lat. W dużej mierze za sprawą ruchu młodych aktywistów, pojawienia się Grety Thunberg, coraz mocniejszych głosów naukowców, m.in. z zespołu IPCC skupiającego fachowców z czterdziestu krajów świata czy ekspertów zdrowia tworzących Program The Lancet Countdown. Ale także dzięki rosnącej świadomości społecznej, niestety często będącej konsekwencją bezpośrednich skutków tego procesu, odczuwalnych w dużej mierze już nawet w Polsce.
Globalne ocieplenie nie powinno nam się dłużej kojarzyć z obrazkiem niedźwiedzia polarnego dryfującego swobodnie na krze lodu. Zamiast tego powinniśmy mieć przed oczami przepełnione szpitale, ludzi umierających z głodu, uciekających przed huraganami, trąbami powietrznymi, dzieci chore na boreliozę czy hospitalizowanych seniorów z powodu fal tropikalnych upałów.
Konsekwencje ocieplania się atmosfery nie sprowadzają się jedynie do zwiększonej globalnej średniej temperatury. Teoretycznie – te 1,5C, o których mówi się, że są wartością graniczną, do której przekroczenia nie możemy dopuścić (mając na myśli wzrost średnich temperatur względem tych występujących podczas epoki przedprzemysłowej), mogłyby nie być odczuwalne dla człowieka. Już same dobowe wahania temperatur są znacząco wyższe, a amplituda pomiędzy okresem letnim, a zimowym może wynosić kilkadziesiąt stopni.
Jednak podnoszenie się temperatury średniej nawet o jeden stopień zaburza cykle meteorologiczne i procesy zachodzące w atmosferze. Wpływa na szereg zjawisk, jak m.in. występowanie wspomnianych fal upałów (notowanych obecnie w Polsce w znacznie większym nasileniu niż kiedykolwiek podczas prowadzonych pomiarów), wielotygodniowych suszy, nagłych, ulewnych deszczów, huraganowych wiatrów, trąb powietrznych, zmianę cyklu pór roku, zanikanie okresów zimowych i opadów śniegu czy rozprzestrzenianie się chorób zakaźnych na obszarach, na których do tej pory w ogóle nie występowały.
Wyższa temperatura to pogarszanie jakości wody pitnej, w wielu miejscach świata coraz trudniej dostępnej. Podnoszenie poziomu oceanu światowego wpływa na zalewanie kolejnych obszarów wodą morską i niszczenie plonów. A brak dostępu do pożywienia i wody to migracje – przewiduje się, że w ciągu najbliższych lat do Europy będzie próbować dostać się około stu milionów tzw. uchodźców klimatycznych. Dodatkowo, w nadchodzących latach będzie można zaobserwować wiele innych nowych zagrożeń, jak np. zalewanie wysp oceanicznych, pustynnienie nowych terenów narażonych na brak wody czy masowe wymieranie gatunków, co jeszcze bardziej przełoży się na bezpieczeństwo żywnościowe.
To wszystko ma bardzo wyraźne konsekwencje dla zdrowia publicznego. Fale upałów zabijają obecnie kilkadziesiąt tysięcy Europejek i Europejczyków rocznie, zwłaszcza osób starszych z problemami układu sercowo-naczyniowego. Ekstremalne zjawiska pogodowe to bezpośrednie zgony w wyniku wypadków, urazów czy konsekwencji sercowo-naczyniowych – udowodniono wpływ nagłej zmiany ciśnienia na wzrost liczby zawałów, ale także problemy w sferze zdrowia psychicznego – lęki, depresje, zespoły PTSD wskutek narażenia na sytuację ekstremalną. Mówi się także o narastającym zjawisku depresji klimatycznej, dotyczącej całych społeczności w wyniku lęku przed katastrofą i utratą wizji bezpiecznej przyszłości.
Rozprzestrzeniające się choroby zakaźne to m.in. borelioza, której prawie pięciokrotny wzrost zanotowano w Polsce w ciągu ostatnich kilku lat ze względu na zmianę obszaru występowania kleszczy. To także pokrewne cholerze przecinkowce „vibrio vulfinicus” zwane „śmiercionośnymi bakteriami” występujące już w Bałtyku, którymi zakażenie może prowadzić do stanów ciężkich i zgonów (odnotowano kilka takich przypadków jedynie ubiegłego lata). To również malaria, gorączka zachodniego Nilu czy denga – na które zachorowalność notuje się już w Europie i to u osób niepodróżujących – co wskazuje na przeżywalność wektorów w naszych warunkach klimatycznych. Co więcej – naukowcy ostrzegają, że w topniejących pokrywach lodowych uwięzionych jest kilkadziesiąt nieznanych współczesnej nauce wirusów, które – po uwolnieniu – mogą zagrażać nam w podobnym stopniu jak koronawirus.
W końcu – warto wspomnieć nie o skutku, lecz o problemie współistniejącym z globalnym ociepleniem – w konsekwencji spalania paliw kopalnych (węgla, ropy i gazu), które to jest główną przyczyną zmiany klimatu, generowane są ogromne ilości zanieczyszczeń powietrza, odpowiedzialnych za kilka milionów zgonów rocznie na całym świecie. Zanieczyszczenie powietrza powoduje szereg skutków zdrowotnych, od łagodniejszych w postaci alergii czy astmy, przez silne choroby układów oddechowego, krążenia, nerwowego, nowotwory płuca czy pęcherza moczowego, problemy neurodegeneracyjne, hormonalne, problemy z płodnością, a nawet chorobę Alzheimera czy cukrzycę.
Jedynie w Polsce prawie 50 tys. osób umiera każdego roku przedwcześnie z powodu zanieczyszczonego powietrza, a miliony odczuwają konsekwencje zdrowotne. Paradoksalnie – statystyki pokazują, że z powodu zmniejszenia emisji zarówno dwutlenku węgla, jak i zanieczyszczeń powietrza wskutek restrykcji związanych z pandemią koronawirusa więcej osób zostanie ocalonych niż straci zdrowie i życie w wyniku COVID-19.
Ciężko określić zarówno liczbę osób chorych, przedwcześnie umierających czy koszty zdrowotne – uwzględniające m.in. koszty hospitalizacji, utraconych dni pracy, straty dla gospodarki – zmiany klimatu. Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że z powodu najbardziej oczywistych skutków tego procesu umiera rocznie kilkaset tysięcy ludzi, a w ciągu kolejnych kilku lat liczba ta znacząco wzrośnie. Ostrożne wyceny kosztów związanych z pogorszeniem zdrowia to od dwóch do czterech miliardów dolarów rocznie, jednak prawdopodobnie pozostają one znacząco niedoszacowane, ponieważ w większości statystyk nie uwzględnia się wszystkich obszarów zdrowia.
Z tego powodu dyrektor WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus – ten sam, który ogłosił stan pandemii koronawirusa – podkreśla, że zmiana klimatu to największe zagrożenie dla zdrowia publicznego współcześnie żyjących ludzi. Lekarze i naukowcy alarmują oraz ostrzegają przed prawdziwą klimatyczną katastrofą, która zagraża nam coraz bardziej realnie – w przypadku niepodjęcia konkretnych działań ograniczających emisję CO2 wszelkie opisywane wyżej zjawiska będą się nasilać. Ludzie tysiącami wychodzą na ulice, wyrzucając z siebie złość, frustrację i strach, apelując do rządzących o rozważne decyzje i zaprzestanie spalania paliw kopalnych.
A rząd? Rozważa budowę nowych kopalni odkrywkowych i podkreśla, że Polska węglem stoi. A po – miejmy nadzieję, że nadchodzącym wkrótce – zwycięstwie nad koronawirusem będzie mógł ogłosić swoją skuteczność w trosce o obywateli oraz w ochronie zdrowia i życia mieszkańców naszego kraju. Reszta? Jakoś to będzie. Przecież wiadomo, że strategie długoterminowe są zdecydowanie mniej medialne. Niestety nie zmienia to faktu, że zagrożenie skutkami zmiany klimatu jest realne i dotyczy każdego z nas.
