Katarzyna Peszyńska-Drews: Ostatnio rozmawialiśmy w zeszłym roku, kiedy we wrześniu Białorusini wyszli na ulice zaciekle protestując. Od tamtej pory protest stopniowo się zmniejszał. Kiedy ostatecznie się zakończył?
Andrej Sannikau: Nie ma już ludzi na ulicach w takich ilościach, jak w zeszłym roku, ale sam protest wciąż trwa. Łukaszenka, dzięki swoim brutalnym działaniom oczyścił ulice z demonstracji. Liderzy opozycji zostali aresztowani, a protestujący, mimo imponującej liczebności, nie potrafili bez liderów samodzielnie się zorganizować. Protest trwa pod zmienioną postacią. Codziennie, w bardzo wielu miejscach jest widoczna biało-czerowono-biała flaga Białorusi [przyp. Red. Łukaszenka w 1994 roku, kiedy został prezydentem, zastąpił flagę i symbole białoruskie na radzieckie]; niezależne media za pośrednictwem internetu masowo publikują kolejne nadużycia i brutalność władzy i wreszcie, pierwszy raz od 1994 roku sprawa Białorusi na arenie międzynarodowej jest aż tak znana i powszechnie wiadomo jest, że ludzie odrzucają Łukaszenkę jako prezydenta. Klimat w kraju się zmienił. Ludzie nie chcą i nie popierają Łukaszenki. On natomiast ma coraz mniej zasobów, które może kontrolować w policji, ochronie, wojsku, ale nie jest już w stanie całkowicie kontrolować kraju.
Katarzyna Peszyńska-Drews: I pewnie dlatego skala aresztowań opozycji jest aż tak duża, a działania wobec nich tak brutalne?
Andrej Sannikau: Tak. Łukaszenka boi się utraty władzy. Jego działania są szalone, a on sam jest obłąkany. Tymczasem ludzie dalej mobilizują się w działaniach. Niedawno Siarhiej Dyleuski [Były szef komitetu strajkowego państwowego koncernu Biełaruśkalij] ogłosił stan przedstrajkowy związków zawodowych i pracuje z liderami opozycji nad rozpoczęciem strajku. Strajk ma obejmować nie tylko firmy państwowe np. Grodno Azot czy Naftan, które zapewniają Łukaszence przychód, ale również wiele firm prywatnych.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Strajk wspierają liderzy opozycji, którzy zostali na wolności, tymczasem większość z nich jest w więzieniach. Jaka jest sytuacja więźniów politycznych?
Andrej Sannikau: Sytuacja więźniów politycznych jest bardzo zła. Jest wiele osób uwięzionych, którzy są mediom dobrze znani, ale jest też tysiące mniej znanych osób, których losów nie znamy, bo organizacje praw człowieka nie są w stanie śledzić na bieżąco losów wszystkich. Obrońcy praw człowieka są również w więzieniach. Sytuacja w więzieniach jest straszna, a ludzie porównują tę sytuację do tego, co się działo podczas okupacji niemieckiej głównie ze względu na mnóstwo tortur, które miały miejsce i mamy na to dowody.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Co zwykły obywatel może zrobić, żeby im pomóc?
Andrej Sannikau: Wiem z doświadczenia, co mi pomogło, kiedy byłem więźniem politycznym. Mogą pisać listy do więźniów politycznych. Mogą pisać do Ministerstw Spraw Zagranicznych czy innych przedstawicieli władz wykonawczych i ustawodawczych swoich krajów z apelem o pomoc, o nałożenie mocniejszych sankcji na dyktaturę i o brak uznawania dyktatury. Przykładem jak oddolne działania mogą zmienić sytuację jest disapora białoruska w USA i dzięki niej mamy przedstawicieli w amerykańskim rządzie, którzy działają na rzecz Białorusi.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Na Igrzyskach Wolności 2021 powstał apel do władz w sprawie uwolnienia Andrzeja Poczobuta i Andżeliki Borys. Andrzej był gościem Igrzysk Wolności w 2014 oraz w 2020 roku i o nim na Gali Otwarcia Igrzysk Wolności mówił Błażej Lenkowski, prezes Fundacji Liberté!, która jest organizatorem konferencji. Apel podpisany został przez wielu polityków – Aleksandra Kwaśniewskiego, Leszka Balcerowicza, Szymona Hołownię czy Hannę Zdanowską. Podpisali się artystka Maria Peszek i Sędzia Igor Tuleja. Oprócz nich zebraliśmy ponad 500 podpisów uczestników konferencji. Zobaczymy, czy nasz apel odniesie jakiś skutek. Oby więźniow ubywało. Ci z moich znajomych, którzy nie są w areszcie wyjeżdżają do Polski, Litwy i innych krajów z całymi rodzinami. Czy sytuacja do życia stała się tam aż tak nieznośna?
Andrej Sannikau: Jest ciężko zostać. Tym bardziej podziwiam ludzi, którzy zostają, mają odwagę wywieszać białoruską biało-czerowono-białą flagę wraz z antyłukaszenkowskimi sloganami, którzy próbują protestować i działać. Moi znajomi, którzy zostali, mówią, że chodzenie po ulicach nie jest już bezpieczne, ponieważ represje, które stosuje Łukaszenka i jego siły są bezprecendensowe, nieprzewidywalne i gwałtowne. Łukaszenka zrobił pranie mózgu swoim wiernym zbójom i przekonał ich, że panuje bezkarność i bezprawie, wobec czego mogą robić, co im się żywnie podoba. Ponad czterdzieści tysięcy ludzi było aresztowanych, kilka tysięcy jest w więzieniu, mamy tysiące udokumentowanych przypadków tortur, mamy dziesięć przypadków udokumentowanych morderstw na tle politycznym i władze nawet nie próbowały udawać, że jest jakieś śledztwo w ich sprawie. Łukaszenka chce, żeby panowała atmosfera bezprawia i tego, że wszystko jest możliwe. Dlatego sytuacja do życia stała się nieznośna. Bo nikt nie czuje się już bezpieczny. Ludzie wyjeźdźają na emigrację, nie będąc na to przygotowani. Sam również musiałem wyemigrować. Ta sytuacja nie powinna być tolerowana przez nikogo: przez naszych sąsiadów, przez państwa demokratyczne, przez innych ludzi.
Katarzyna Peszyńska-Drews: A czy według Ciebie ten brak tolerancji na arenie międzynarodowej jest wobec dyktatury wystarczający?
Andrej Sannikau: Bruksela i Polska wciąż zdają się nie brać tej sytuacji na poważnie. Słyszę, że handel pomiędzy Białorusią i UE kwitnie i wzrasta podczas gdy powinny być nakladane silniejsze sankcje. Dyktatorzy obserwują Zachód i jego działania, a kiedy nie widzą reakcji, kontynuują i intensyfikują represje. Obietnic jest dużo, konkretnych działań zdecydowanie za mało. Kiedy ja byłem w więzieniu, reakcja sceny międzynarodowej była dużo szybsza i mocniejsza. Zgadzam się z powszechną opinią, że zmiana powinna nastąpić od środka i wyjść od społeczeństwa i to Białorusini muszą zainicjować zmianę, a nie spodziewać się wyłącznie pomocy z zewnątrz. Nasze społeczeństwo zaangażowane jest w rewolucję bez przemocy i uważam, że jest to niezmiernie ważne, żeby taka została. Ale rewolucja bez przemocy, która odbywa się w obrębie jednego kraju, wymaga silnej pomocy z zewnątrz, aby móc coś skutecznie zmienić.
Katarzyna Peszyńska-Drews: Gdybyś miał opisać emocję, jaka przepełnia teraz naród białoruski po tak długiej i ciężkiej drodze ostatnich miesięcy, jaką byś wybrał?
Andrej Sannikau: Zadałaś bardzo trudne pytanie, bo tych emocji jest całe spektrum. Frustracja, zmęczenie, determinacja, ale jest też nadzieja. To, co doceniam w moich rodakach najbardziej to fakt, że pomimo tego co przeżyli, pomimo okropnych rzeczy, które widzieli, nadal nie tracą nadziei. Myślę też, że podczas tego okresu i wydarzeń ludzie dużo dowiedzili się o sobie i sobie nawzajem. Dużo ludzi uświadomiło sobie prawdę o Łukaszence. Zmieniła się emocja, bo ludzie świadomie go nie chcą. Został zdemaskowany i jesteśmy coraz bliżej pozbycia się go.
Andrej Sannikau – białoruski działacz polityczny i społeczny, koordynator programu społecznego „Europejska Białoruś” i inicjatywy „Karta’97”; kandydat na urząd prezydenta Białorusi w wyborach w 2010 roku
Autor zdjęcia: Andrew Keymaster
