Najpierw wyborcy sprzeciwili mu się w wyborach samorządowych, a trzy tygodnie później powiedzieli „basta!” w ogólnokrajowym referendum. Kontrowersyjny polityk, którego jedni nienawidzą, a inni „jeszcze” kochają. Silvio Berlusconi po blisko dekadzie rządów wciąż elektryzuje opinię publiczną. I wciąż nie składa broni.
Nie jestem w stanie powiedzieć nie. Na szczęście jestem mężczyzną, nie kobietą – żartował jeszcze 12 lat temu Silvio Berlusconi, ówczesny szef opozycji, a dziś 74-letni premier Włoch zasiadający na ławie oskarżonych w czterech procesach jednocześnie: w sprawie nieprawidłowości przy zakupie filmów, za oszustwa podatkowe, przekupienie brytyjskiego adwokata i ten najważniejszy, o stosunki seksualne z nieletnią Marokanką. Nie przypuszczał wówczas, że jego słowa dziś mogą odbić się tak głośnym echem.
Od sprzedawcy do polityka
Przebieg kariery Berlusconiego mógłby stanowić tło zarówno dla produkcji dokumentalnych, jak i filmów rodem z Hollywood. Wywodzący się z klasy średniej Silvio (ojciec był bankierem, matka prowadziła dom) swoje pierwsze doświadczenia zawodowe zdobywał jeszcze w czasach studenckich, sprzedając odkurzacze i. śpiewając w nocnych klubach i na jachtach. Jednak w 1961 roku 25-letni wówczas Berlusconi ukończył z wyróżnieniem studia prawnicze na mediolańskim uniwersytecie, broniąc pracę z zakresu prawa reklamowego.
Pierwsze kroki w świecie wielkiego biznesu młody Silvio stawiał w pierwszej połowie lat 60, po opuszczeniu uczelnianych murów. Zakładając firmę budowlaną Edilnord, z powodzeniem zrealizował kilka projektów mieszkaniowych w Mediolanie. Zwieńczeniem jego sukcesów w tej branży było postawienie w latach 70. osiedla Milano 2, które mediolańczycy zwykli nazywać miastem w mieście. Za projekt liczący ponad 10 tys. mieszkań przedsiębiorca został wyróżniony branżową nagrodą. Do tego jednak młody Berlusconi był przyzwyczajony – za swoją pracę magisterską otrzymał 2 mln lirów od jednej z włoskich agencji reklamowych.
Te same lata 70 okazały się także przepustką do świata mediów. W 1976 roku we Włoszech zniesiono częściowo monopol telewizji publicznej i zezwolono prywatnym stacjom na nadawanie programów na szczeblu lokalnym. Zmiana prawa umożliwiła Berlusconiemu uruchomienie dwa lata później stacji Telemilano, która powstała na bazie dotychczasowej sieci kablowej na osiedlu Milano 2. W ciągu kolejnych kilku lat przedsiębiorca budowlany wyrastał na medialnego magnata. Dzięki założonej pod koniec lat 70. spółce Fininvest z jedną stacją w portfelu, już w 1984 roku Berlusconi zarządzał trzema kanałami lokalnymi: Canale 5 (dawne Telemilano), Italia 1 i Rete 4.
To jednak było wciąż za mało, bo przyszłemu premierowi marzyło się prawdziwe imperium medialne, konkurencyjne dla telewizji publicznej RAI, która mogła nadawać na cały kraj. Ponieważ jednak prawo nie zezwalało prywatnym nadawcom na emisję o zasięgu ogólnokrajowym, Berlusconi postanowił przepisy obejść. Upodobnił ofertę dla widzów w swoich stacjach lokalnych i w tym samym czasie nadawał te same programy. Część produkcji sprzedawał także mniejszym regionalnym nadawcom, pod warunkiem emisji o tej samej porze. W efekcie aspirujący do miana magnata medialnego biznesmen emitował jednolity program na znacznym terytorium Włoch. Sprawą co prawda zajęła się włoska prokuratura, ale dzięki poparciu ówczesnego premiera Bettino Craxiego zarzuty zostały oddalone. Natomiast uchwalone w 1990 roku nowe prawo medialne umożliwiło emisję ogólnokrajową także nadawcom prywatnym, co definitywnie zażegnało kwestię sporną.
„Silvio wyszedł z ekranu”
Włosi pokochali telewizję Berlusconiego, która różniła się od dość ubogiej oferty telewizji publicznej, nazywanej w kraju „Tv dello Stato”. Doświadczony biznesmen inwestował w zagraniczne produkcje, głównie amerykańskie. Lata 80. medioznawcy określają wręcz amerykanizacją włoskiej telewizji i umasowieniem taniej rozrywki, za którą stał Berlusconi. Pojawiły się zagraniczne formaty, głównie zza oceanu, ale też popularne seriale, takie jak Dynastia i Dallas, czy w końcu telenowele z Ameryki Południowej i japońskie kreskówki. To on także zapoczątkował we włoskiej telewizji kariery tzw. veline, młodych dziewcząt tańczących w kusych ubraniach przed kamerami studyjnymi.
Dziś szef rządu szczyci się, że w latach 80. zniósł monopol publicznego nadawcy, ale zapomina, że stworzył nowy, w sektorze stacji prywatnych. Od ponad 20 lat udziały w rynku oglądalności dzielą między sobą dwa koncerny telewizyjne: publiczny RAI, do którego należy blisko 42 proc. rynku, i komercyjny Mediaset (kontrolowany przez Fininvest) z udziałami na poziomie ponad 38 proc. Pozostałe stacje mają z tego tortu po zaledwie kilka procent.
Z tak dużym poparciem medialnym (w latach 90. Mediaset kontrolował prawie 45 proc. rynku) sukces Berlusconiego w świecie polityki miał być tylko formalnością. Po skandalach korupcyjnych z udziałem prominentnych polityków i przeprowadzonej przez wymiar sprawiedliwości akcji „czyste ręce” w pierwszej połowie lat 90., pogrążone w kryzysie politycznym Włochy wyczekiwały zmiany. Zmiany, którą Umberto Eco tłumaczył w następujący sposób: tam, gdzie demokracja przeżywa kryzys, władza trafia w ręce tych, którzy kontrolują media.
Kontrolując trzy największe stacje prywatne w kraju, Silvio Berlusconi zarejestrował w 1994 roku partię polityczną pod nazwą stadionowego okrzyku „Forza Italia” (Naprzód Włochy), by jeszcze w tym samym roku wygrać wybory i zostać pierwszym premierem, który – dosłownie i w przenośni – wyszedł z telewizora. Stawiający pierwsze kroki w polityce Berlusconi sprawiał wrażenie nowicjusza, który wyszedł do ludzi i stanął w tłumie, identyfikując się ze wszystkimi razem i z każdym z osobna. Sprawiał wrażenie człowieka z sąsiedztwa, który też czeka na zmiany i który miał te zmiany zapewnić. Nieoficjalnie jednak mówi się, że Berlusconi musiał wejść do polityki, w przeciwnym razie także i jego osoba mogłaby znaleźć się w centrum zainteresowania włoskiej prokuratury walczącej z korupcją.
Jak się jednak wkrótce okazało, pierwsza kadencja szefa rządu, zwanego także il Cavaliere (nazwa pochodzi od nagrody, którą w 1991 roku Berlusconi został odznaczony, Il Cavaliere del Lavoro – Rycerz Pracy) była najkrótszą. Politycy, intelektualiści, uczeni, a także dziennikarze rozpoczęli wielką debatę skierowaną przeciwko prywatnej telewizji, którą nowy szef rządu wykorzystał do celów politycznych. Berlusconi stanął w ogniu krytyki i po 7 miesiącach urzędowania podał się do dymisji. Sformowany na nowo rząd przedstawił projekt prawa ograniczając wykorzystywanie stacji telewizyjnych w kampaniach wyborczych, jednak nie został on zaakceptowany przez parlament.
Dekada berlusconizacji
Ponowną szansę zrealizowania swoich ambicji politycznych Berlusconi zyskał u progu nowego tysiąclecia, wygrywając wybory w 2001 roku. Ponownie przy wykorzystaniu stacji Mediasetu, ale też na fali krytyki centrolewicowego rządu. Tym samym Włochy znalazły się w epoce berlusconizacji życia społecznego i politycznego. Sprzedawca odkurzaczy sprzed ponad 40 lat rządził 60-milionowym krajem i była to władza niczym nieograniczona. Berlusconi miał większość w parlamencie, poparcie społeczeństwa i co najważniejsze, główne stacje telewizyjne. Kanały prywatne kontrolowane przez jego rodzinę (sam Berlusconi nie mógł posiadać udziałów w koncernie ze względu na zajmowane stanowisko) zapewniały mu wizerunek prawego przywódcy, człowieka sukcesu i przykładnego ojca i męża. Włosi byli gotowi wybaczyć mu nawet przygodne romanse. W końcu to Włoch niczym nie różniący się od pozostałych mieszkańców półwyspu. A ci byli mu gotowi wybaczyć wszystko, także oskarżenia o przestępstwa podatkowe. Skoro wielu Włochów unika płacenia podatków, to dlaczego ma je płacić Berlusconi – tłumaczyli jego zwolennicy.
Jednak z upływem kolejnych lat panowania centroprawicowego rządu il Cavaliere, liczba jego zwolenników malała. Z obiecanego cudu gospodarczego ostało się niewiele, a Włosi bardzo odczuli wzrost cen po zastąpieniu lira w 2002 roku walutą euro. Nasilała się także krytyka ze strony Komisji Europejskiej odnosząca się do prawa medialnego obowiązującego wówczas we Włoszech. Trwający w sektorze telewizyjnym duopol był nie do zaakceptowania przez unijny organ. W efekcie w 2004 roku rząd Berlusconiego uchwalił nową ustawę medialną, tzw. legge Gasparri (prawo Gasparriego, nazwa pochodzi od nazwiska autora ustawy), która de facto zalegalizowała medialny duopol, gwarantujący silną pozycję telewizji komercyjnej.
Kiedy zatem w 2006 roku Berlusconi stanął ponownie do walki o fotel premiera, czekało go zadanie o wiele trudniejsze niż przed pięcioma laty. To była jedna z najbardziej zaciętych kampanii wyborczych w ostatnich latach, a głównymi rozgrywającymi był sam Berlusconi i przywódca centrolewicy, Romano Prodi. Sondaże wyborcze nie wskazywały jednoznacznego zwycięzcy, bo oba bloki miały poparcie na zbliżonym poziomie. Jednak to Berlusconiego spotkało wielkie rozczarowanie. Na tyle duże, że w pierwszych dniach po ogłoszeniu wyników, nie chciał ich uznać, domagając się ponownego przeliczenia głosów. W jednym ze swoich wystąpień publicznych powiedział: Mam zbyt wiele szacunku dla inteligencji Włochów, by uwierzyć w to, że jest wśród nich tylu fiutów, którzy mogliby głosować przeciwko własnym interesom. Po kilku dniach w największych miastach Włoch wyborcy Prodiego wyszli na ulice w koszulkach z napisem: jestem fiutem.
Sformowana przez centrolewicę szeroka koalicja nie zdołała jednak utrzymać władzy przez całą kadencję i już w 2008 roku rozpisano nowe wybory parlamentarne. Ponieważ ostatnie dwa lata pokazały niemożność ugrupowania Prodiego w rządzeniu krajem, do Palazzo Chigi, oficjalnej siedziby premiera Włoch, po raz trzeci wrócił il Cavaliere. Rozbicie panujące na lewicy po rządach w latach 2006 – 2008 umocniło władzę Berlusconiego. O notowaniach jego ugrupowania politycznego decydowała zatem nie siła politycznych konkurentów, ale sama jego działalność.
Jako premier Berlusconi skutecznie walczy także z konkurencją w świecie biznesu. Włoski sektor telewizyjny jest jednym z najbardziej hermetycznych w Unii Europejskiej, a z rozwojem swojej platformy satelitarnej ma problemy sam Rupert Murdoch, światowy potentat medialny, który od 2003 roku prowadzi we Włoszech koncern Sky Italia. Najpierw Berlusconi opodatkował specjalne dekodery do odbioru telewizji satelitarnej, a później stworzył konkurencyjną platformę Mediasetu i RAI, wycofując w tym samym czasie kanały tematyczne publicznego nadawcy z oferty Sky Italia. Warto w tym miejscu dodać, że zanim Murdoch rozpoczął działalność na włoskim rynku, obaj panowie żyli w głębokiej przyjaźni, a ich spotkania na jachtach przeszły do historii.
Czerwona kartka dla rządu
Wydawać by się mogło, że po wygranych wyborach w 2008 roku Berlusconi mógłby zaprowadzić rządy absolutne. Na scenie politycznej nie ma równie charyzmatycznego przywódcy, który mógłby mu zagrozić, a za sobą ma trzy największe stacje komercyjne i wpływ na trzy stacje telewizji publicznej. W społeczeństwie, dla którego telewizja jest głównym źródłem informacji, można mówić o mediokracji w pełnym wymiarze. W „Dialektyce Oświecenia” Adorno i Horkheimera możemy przeczytać, że środki masowego przekazu czyniąc z polityki i kultury towar, nie służą żadnemu oświecaniu, ale produkcji irracjonalnych mitów. Mitów, w które Włosi chcieli wierzyć i których Berlusconi chciał im dostarczać. Tylko w 2010 roku w okresie od stycznia do sierpnia w głównych serwisach informacyjnych RAI koalicji rządzącej poświęcono 130 godzin przy 41 przypadających na opozycję. Z kolei w stacjach Mediasetu ponad 87 godzin mówiono o rządzie, podczas gdy zaledwie 14 godzin przeznaczono dla partii opozycyjnych. Powyższe dane wskazują jednoznacznie na wpływ Berlusconiego, szczególnie że przypadają na okres jeszcze przed głosowaniem o wotum nieufności dla rządu i przed skandalami obyczajowymi z udziałem nieletnich dziewcząt.
Ale cierpliwość wyborców także ma swoje granice. Wyraz temu dali w tegorocznych majowych wyborach samorządowych, które ugrupowanie Berlusconiego przegrało z kretesem. Burmistrzowie z centroprawicy pożegnali się ze swoimi stanowiskami, a w większości dużych miast wygrali kandydaci centrolewicy. Symbolem upadku władzy Berlusconiego jest Mediolan, dotychczasowy bastion il Cavaliere. Tu także wygrała kandydatka centrolewicy. Co więcej, kiedy po pierwszej turze wyborów Silvio Berlusconi pojawił się w najważniejszych dziennikach telewizyjnych, zarówno w telewizji publicznej, jak i prywatnej, Włosi zmienili kanały. Według gazety „l’Unita”, dziennikowi telewizyjnemu Tg1 spadła oglądalność o ponad 580 tys., a Tg2 o prawie 190 tys. Jedynym serwisem, który notował tego dnia wzrost, był Tg3, gdzie przemówienia premiera nie wyemitowano.
Te wyniki to przede wszystkim efekt ostatnich skandali obyczajowych z udziałem premiera Berlusconiego i Marokanki Ruby, nazywanej przez media Ruby Rubacuori, czyli Ruby Uwodzicielka. Wystawiane na wiele prób włoskie społeczeństwo w końcu powiedziało basta! Na niezadowolenie wyborców nałożyły się także złe nastroje ekonomiczne: wzrost cen i stopy bezrobocia. Sam Berlusconi problemu jednak stara się nie dostrzegać, a za porażkę wyborczą oskarża dziennikarza Michele Santoro, który w drugim kanale telewizji publicznej prowadzi program Annozero, jeden z niewielu nastawionych opozycyjnie do kontrowersyjnego premiera. Według niego to prowadzona przez dziennikarza kampania wymierzona przeciwko rządowi spowodowała przegraną w wyborach. Santoro bowiem wiele miejsca poświęcił analizie polityki Berlusconiego i sprawie przyjęć w willach premiera, znanych na świecie jako bunga bunga. Annozero to także jeden z niewielu programów, do których Berlusconi nie dzwonił w trakcie emisji, by wyrazić swoją opinię na tematy aktualnie poruszane w telewizyjnym studiu. Taką praktykę bowiem premier stosował często w przypadku innych magazynów publicystycznych.
Dziś jednak Annozero przechodzi do historii stacji Rai 2. Kilka dni po wyborach samorządowych Michele Santoro oznajmił, że musi odejść z Via Manzini (odpowiednik polskiej ul. Woronicza) i prawdopodobnie przeniesie swój program do prywatnej stacji La7, należącej do niezależnego od Berlusconiego koncernu. Tym samym poniesiona przez centroprawicę porażka wyborcza została rozliczona, a il Cavaliere przypomina, kto sprawuje władzę w słonecznej Italii. Jeszcze sprawuje, bo na początku czerwca wyborcy kolejny raz dali Berlusconiemu czerwoną kartkę, tym razem w ogólnokrajowym referendum, które środowisko premiera otwarcie zbojkotowało, uważając je za zbędne – sam Berlusconi dwa dni referendalne spędził nad morzem. W czasie, gdy premier się opalał, Włosi odpowiadali na pytania o prywatyzację usług publicznych (wodociągi, transport), wysokość taryf za dostawę wody, planowany powrót do produkcji energii nuklearnej i o wzbudzającą najwięcej kontrowersji ustawę, która umożliwia premierowi i radzie ministrów usprawiedliwienie przed sądem nieobecności na procesie karnym z powodu obowiązków rządowych. Referendum miało charakter uchylający przyjęte normy, więc by sprzeciwić się rządowym zmianom, należało odpowiedzieć „tak”. Do tego też namawiała opozycja, lansując w mediach hasło „4 razy tak!”. Mimo rządowego bojkotu, frekwencja przekroczyła kworum, co oznacza, że wyniki są wiążące, a sam premier musi ponownie przełknąć gorzką pigułkę.
Jeździec na białym rumaku
74-letniemu dziś Berlusconiemu do końca kadencji pozostały dwa lata. I wiele wskazuje na to, że wykorzysta ten czas jak najlepiej. W marcu tego roku rząd uchwalił nowe prawo, które po roku 2012 umożliwi właścicielom stacji telewizyjnych o zasięgu krajowym inwestowanie w sektor prasy codziennej. W praktyce oznacza to, że Mediaset będzie mógł przejąć największy we Włoszech dziennik, „Corriere della Sera”. W opinii medioznawców zaburzy to pluralizm w sektorze prasowym, dotychczas zrównoważonym pod kątem nacisków politycznych. W podobnym tonie wypowiada się Cesare Romiti, honorowy prezes RCS Media Group, wydawcy Corriere della Sera, podkreślając, że pogorszy się system wolności gwarantowany przez włoskie gazety.
Ale najbliższe dwa lata to ostatnie, w których Berlusconi stoi na czele rządu. Przed kilkoma miesiącami il Cavaliere zapowiedział, że nie będzie ubiegać się o reelekcję. To jednak nie przeszkadza mu w namaszczeniu swojego następcy, obecnego ministra sprawiedliwości, Angelino Alfano. W kolejce do objęcia tronu czekają także dzieci Berlusconiego. Włoska prasa spekuluje, że w ślady ojca mógłby iść jego syn, Pier Silvio Berlusconi. Bez względu jednak na to, kto stanie na czele centroprawicy, jej wygrana w kontekście toczących się procesów leży w interesie il Cavaliere. Tylko poparcie polityczne i majątek, jaki zgromadził od opuszczenia uniwersyteckich murów w 1961 roku, mogą mu zapewnić spokojną emeryturę. Jednak w świetle wyników ostatnich wyborów samorządowych we Włoszech, centroprawica Berlusconiego nie może być pewna zwycięstwa. Bo dziś il Cavaliere nie jest już synonimem Rycerza Pracy. Dziś u większości Włochów raczej wzbudza litość, aniżeli podziw.