W Wielkim Tygodniu 2019 r. polska prawica przeszła kolejną metamorfozę i stała się kolektywnym prorokiem. W tej roli z miejsca odrzuciła ona hipotezę, iż pożar paryskiej katedry Notre Dame mógł być wypadkiem spowodowanym przez zwykły, fatalny zbieg okoliczności bądź zaniedbanie ekipy remontującej obiekt.
Byłaby to podobna naiwność, jak uznanie katastrofy smoleńskiej za wypadek. Pojawiły się zamiast tego – traktowane w zasadzie jak pewnik – dwie, w magiczny sposób niewykluczające się, teorie. Według pierwszej Notre Dame podpalili muzułmanie w akcie czystej nienawiści wobec chrześcijańskiej Europy i w ramach ich planu eksterminacji rodzimej ludności europejskiej. Druga teoria mówi o pożarze jako o akcie Boga, który miał wywołać ogień jednej ze swoich najświetniejszych świątyń, aby ukarać całą zachodnią Europę za grzech tolerancji, tak wobec ludzi z innych kultur i religii, jak i wobec ateistów, homoseksualistów i innych, którzy nie mieszczą się w polsko-prawicowej wizji akceptowalnego człowieka, a także za rozdział kościoła od państwa, wolność religijną, w sumie – za Sobór Watykański II.
Obie teorie pozwalają się łatwo skomponować w integralną całość, w której Bóg jako swej karzącej ręki użył islamistów i powiódł ich do tego tchórzliwego aktu zniszczenia. Niezależnie jednak od osobistych preferencji danego przedstawiciela prawicy, który gustując raczej w religijnym fanatyzmie uwypukla jedno, a gustując raczej w rasizmie uwypukla drugie, wspólnym mianownikiem jest wniosek, że pożar Notre Dame jest znakiem. Jest symbolem śmierci chrześcijaństwa w Europie, jego końca, ostatecznego wyrzeczenia się przez zachodnią, chorą i przegniłą, część kontynentu swych duchowych fundamentów. Przecież to jasne, że chrześcijanin powinien żyć odseparowany od ludzi innych wyznań, powinien nienawidzić grzeszników i wypalać ich oraz innowierców ogniem i mieczem.
Chrześcijaństwo istnieje ponad 2000 lat, przez które ludzkość (w tym i chrześcijanie) ulegała cywilizacyjnym przemianom, porzucając stopniowo barbarzyństwo i prymitywizm na rzecz większej refleksji humanistycznej. Gdzieniegdzie jednak nadal kwitnie pragnienie renesansu etapu chrześcijańskiego dżihadu. Wydaje się, że to właśnie nostalgia za czasami zabijania w imię religii rodzi potrzebę czytania znaków w pożarze Notre Dame.
Oczywiście bardzo charakterystyczne jest to, że znaki czytane przez polską prawicę mogą być tylko zgodne z jej ideologią. Czyli pożar katedry może być znakiem gniewu o liberalną politykę społeczną lub znakiem przestrogi przed multilukturalizmem, ale w żadnym razie nie jest karą za pedofilię ludzi Kościoła ani za odmowę przyjęcia uchodźców – naszych bliźnich, uciekających przed śmiercią w wojennej pożodze.
Zdumiewające, że autorzy polityki „zero uchodźców”, którzy pozostali zatwardziali także na widok ciał martwych dzieci wyrzucanych na brzeg Morza Śródziemnego, którzy zignorowali apele papieża w tej chwili próby, czują się upoważnieni do tego, aby w stosunku do kogokolwiek innego orzekać, że to u niego chrześcijaństwo upadło. Otóż, moi państwo z polskiej prawicy, jeśli w Europie chrześcijaństwo gdzieś w ostatnich latach upadło, to tym miejscem jest Polska.