Od kilku lat wizytówką Wrocławia są hasła „miasto otwarte”, „miasto wielokulturowe”, „miasto tolerancyjne”. Jednak wyniki badań fundacji działających przeciw rasizmowi, zamieszczone w Brunatnej księdze Fundacji Nigdy Więcej i Masz problem? Fundacji Nomada dowodzą, że wrocławianie nie są wolni od ksenofobii. Wspólnie z uczniami L O nr XIV postanowiliśmy sprawdzić reakcje mieszkańców naszego miasta na obecność w przestrzeni publicznej osób, których wygląd sugeruje przynależność do różnych grup wykluczonych.
W dniach od 30 maja do 1 czerwca 2011 r. 15 zespołów czteroosobowych składających się z jednej osoby ubranej w strój wskazujący na mniejszość narodową, etniczną, wyznaniową lub społeczną (muzułmanie, Romowie, hindusi, Żydzi, bezdomni, osoby niepełnosprawne) oraz osób wspomagających przeprowadziło badania terenowe w różnych miejscach Wrocławia. Uczniowie badali reakcje wrocławian m.in. w centrum miasta, ogrodzie zoologicznym i środkach komunikacji miejskiej. Najwięcej zespołów reprezentowało mniejszość muzułmańską. Wyniki przeprowadzonych wywiadów, ankiet i obserwacji dotyczących muzułmanów zostały opracowane przez uczniów i posłużyły jako materiał wyjściowy do wniosków zawartych w artykule Żony Bin Ladena są w Polsce.
Z jakiej racji one tu sobie tak chodzą?
Jest ładny, słoneczny dzień. Jadę do Rynku, gdzie czeka na mnie Agata. Będzie mi towarzyszyć jako „obstawa” podczas eksperymentu. Przebieram się w miejskiej toalecie. Dżinsy zamieniam na długą, czarną spódnicę. Twarz owijam chustą i burką. Wychodzę na ulicę Oławską we Wrocławiu – to ścisłe centrum miasta. Moim zadaniem jest obserwowanie reakcji ludzi na strój ortodoksyjnej muzułmanki.
Idę spokojnie, nikogo nie zaczepiam, nie zachowuję się „podejrzanie”, nie żebrzę. Mimo to wszyscy krzywo na mnie patrzą, są nieufni. Nie mogę mieć pewności, ale wydaje mi się, że wymieniane przez nich szeptem uwagi dotyczą właśnie mojej osoby, muzułmanki. Czuję się inna, wykluczona z małej społeczności obejmującej przechodniów na ulicy Oławskiej.
Sylwester, 23 lata, student biotechnologii na Politechnice Wrocławskiej i jego dziewczyna Asia, 21 lat, studentka filologii angielskiej (fragment wywiadu przeprowadzonego w trakcie eksperymentu):
S.: Nie mam z tym problemu. Ale nie boję się otwarcie powiedzieć, że mi się to nie podoba. Dlaczego, idąc ulicą, mam oglądać zniewolone kobiety? Na uwagę, że nierzadko jest to ich wybór, odpowiada: Tak tylko się mówi. Wszyscy dobrze wiemy, jak są traktowane przez mężów.
A: Ja tak naprawdę im współczuję. Trudno mi patrzeć na te ich twarze, raczej oczy (śmiech) zmęczone od upału.
S.: Na pewno nie czują się naturalnie, jak wszyscy się na nie gapią, ale chyba nie są zaskoczone. Gdybym się przebrał za clowna i stanął na środku Rynku, nie miałbym pretensji, że wzbudzam zainteresowanie.
A.: Widzę, że jak przechodzą, to nie ma osoby, która by się za nimi nie odwróciła. Sama zresztą chciałam im się przyjrzeć. Jestem ciekawa, co one tu robią.
S.: Nie chciałbym się z nimi wdawać w dyskusję. Zresztą one same stwarzają taką barierę. Wszystko przez te chusty. Przecież nie da się porozmawiać z człowiekiem normalnie, gdy ma jakąś szmatę na głowie.
A.: A ja chciałabym z nimi porozmawiać. Ale rzeczywiście bałabym się nawiązać z nimi bezpośredni kontakt. Sama nie wiem dlaczego.
Widzę kobietę z około pięcioletnim dzieckiem. Maluch je słodką bułkę i przygląda mi się zaciekawiony. Jego matka z przerażeniem w oczach pokazuje mnie palcem, mówi coś dziecku do ucha i odciąga je w przeciwną stronę. „Miłe dziecko” – wołam za nią czystą polszczyzną bez żadnego akcentu. Oddala się szybkim krokiem, nawet nie odwracając głowy. Czy gdybym wyglądała jak Europejka, podziękowałaby mi albo przynajmniej się uśmiechnęła?
Idę dalej w stronę Galerii Dominikańskiej we Wrocławiu. Przechodzę koło grupy młodych ludzi. Niby niechcący upuszczam torebkę na ziemię. Zamiast mi pomóc albo po prostu nie zwrócić uwagi na tę drobną niezręczność, wybuchają głośnym śmiechem. Gdy docieram do wejścia do sklepu, razem z kilkoma innymi osobami wchodzę do środka. Tylko mnie ochroniarze przyglądają się bardzo podejrzliwie. Pewnie wyobrażają sobie, że jestem terrorystką i zaraz wysadzę centrum handlowe w powietrze. Bawi mnie to, jak bezmyślni są ludzie, jak łatwo ich nabrać. Wystarczy kawałek materiału na twarzy i już uważają, że jestem uzbrojoną przedstawicielką Al-Kaidy. Nie pomyślą o tym, że równie dobrze zamachowcem może być każdy z tłumu, niekoniecznie nastolatka ubrana jak muzułmanka.
Czy uważa Pan/Pani że muzułmańscy imigranci stanowią zagrożenie dla Polski?
Liczebność (N) uwzględnia osoby, które ustosunkowały się do danej kwestii. N=26
Źródło: badania własne
Pan Witold, 57 lat i jego żona Ewa 50 lat – wspólnie prowadzą biuro turystyczne, mają trójkę dzieci (fragment wywiadu przeprowadzonego w trakcie eksperymentu):
W.: Mnie to osobiście oburza. Z jakiej racji one tu sobie tak chodzą i obnoszą się z tymi szmatami? A ja może nie chcę oglądać zasłoniętych głów, bo mi się to tylko kojarzy z porwaniem. Powiem szczerze, że nie umiliły mi popołudniowego spaceru. Po ostatnich wydarzeniach z Bin Ladenem jakoś tak strasznie to wygląda.
E.: A jak się one patrzą! Może chcą wzbudzić litość. Same się na to godzą, więc niech się męczą.
W.: Źle się o nich mówi, to prawda. Przypisuje im się, że brudaski i takie tam. Ale z drugiej strony same prowokują.
E.: Ludzie bywają okropni. Sama widziałam, jak jeden pan szedł obok nich i przedrzeźniał je, zasłaniając sobie twarz ręką. Wtedy trochę szkoda człowieka. Nie powinny się jednak dziwić, że komuś to przeszkadza. Jestem wrażliwą kobietą i trudno mi patrzeć na to, że ktoś się godzi na zniewolenie. Jeszcze się mój mąż nauczy (śmiech).
W.: To nie jest tak, jakby pani pytała o normalnego człowieka, one same się zaczepiają. Jakby trzeba było, to może i bym pomógł, ale raczej niechętnie.
E.: Nie, no wtedy trzeba pomóc. To są jednak ludzie!
W.: Nietolerancja we Wrocławiu? Nie ma takiego problemu. Nikt im w niczym nie przeszkadza, chociaż pewnie przyjeżdżają do nas okradać nasze miasto. Po co szukać problemów, gdzie ich nie ma. Te żony Bin Ladena przyjechały
do Polski, bo w Polsce jest dobrze !
Którą z mniejszości uważa Pan/Pani za niebezpieczną?
Liczebność (N) uwzględnia osoby, które ustosunkowały się do danej kwestii. N=84
Źródło: badania własne
Wchodzę do jednego ze sklepów, oglądam ubrania. Podchodzi do mnie ekspedientka i pyta, czy w czymś pomóc. „Nie, dziękuję, wolę się najpierw rozejrzeć” – odpowiadam. Mimo to sprzedawczyni nie opuszcza mnie na krok. Chodzi za mną po sklepie i patrzy na ręce. Tak jakbym miała cos ukraść tylko dlatego, że inaczej wyglądam.
Zmęczona eksperymentem siadam na ławce koło lodziarni w podziemiach Galerii. Widzę dwie panie, które wyraźnie zamierzały usiąść obok mnie, ale gdy zobaczyły burkę na mojej twarzy, gwałtownie zmieniły kierunek marszu i usiadły na ławce oddalonej o kilkanaście metrów.
Pani Stanisława, lat 72, wykształcenie zawodowe, emerytka (fragment wywiadu przeprowadzonego w trakcie eksperymentu):
S.: To skandal. A idź mi z tym. To jacyś terroryści, tylko chodzą i patrzą, gdzie bombę podłożyć. A Ty co masz z nimi wspólnego? (wyjaśniłam, że robimy projekt o tolerancji)
S.: A jak ludzie mają na nie reagować? My tu wszyscy katolicy, a oni tu szerzą jakieś bujdy. Będą nas jeszcze naciągać na te ich religie. Przyjechały wielkie panie i machają z tymi chustkami przed nosem. Weź tu się nie zdenerwuj!
S.: Ja się tego brzydzę i się tego boję. Niby takie niepozorne, ale jak przyjdzie co do czego, to porwać albo i zabić może. Słyszałam, że kradną ludzi na narządy. Strach z domu wyjść.
S.: A co ja mogę? Sama bym podeszła i szurnęła torebką, aż by się zęby jak różaniec posypały. Ale się boję. Pani, a jak one uzbrojone?
S.: Problem to jest taki, że je do naszego kraju wpuszczają. Potem się nie dziwić, że w Polsce rozboje i ludzie mają jakieś irytacje.
Zróżnicowanie statusu i cech etniczno-kulturowych badanych osób a przynależność do kategorii szczególnie narażonych na przemoc motywowaną nienawiścią.
źródło : M. Starnawski, K. Pawlik, Masz problem? – przemoc motywowana nienawiścią we Wrocławiu, raport na podstawie badań przeprowadzonych na przełomie 2010 i 2011 r., Stowarzyszenie na Rzecz Integracji Społeczeństwa Wielokulturowego Nomada, Wrocław 2011, s. 97.
Ponownie wchodzę do miejskiej toalety, tym razem po to, by wrócić do swojego codziennego wyglądu. Przejawy dyskryminacji znikają wraz z burką z mej twarzy. W ciasnych drzwiach Galerii potrąca mnie spieszący się mężczyzna. Przeprasza z uśmiechem i idzie dalej. Zastanawiam się, co by zrobił, gdyby potrącił mnie w poprzednim stroju. Cieszę się, że już skończyłam eksperyment. Wykluczenie społeczne jest bardzo przykre. Nieznaczne spojrzenia czy gesty są w stanie wyrządzić krzywdę. Nie wspominając już o słowach. Nie świadczy to zbyt dobrze o wrocławianach, ale może jest nadzieja, że z czasem nasza społeczność się „ucywilizuje” i przestaniemy krzywo patrzeć na „innych” ludzi.
.bo w Polsce jest dobrze.
„Ucywilizowaniu” nie sprzyja jednak w żaden sposób wizerunek islamu i jego wyznawców pokutujący w polskich kręgach opiniotwórczych od września 2001 roku. To właśnie uproszczone i dyskryminujące szablony, z jakich czerpią one wiedzę na temat muzułmanów, zamieniają się z czasem w umysłach odbiorców w trwałe strategie myślowe utożsamiające prawdę o islamie z prawdą medialnego wizerunku homo islamicus mediaticus.
W jej perspektywie muzułmanin to prawie zawsze ktoś: bijący pokłony w czasie modlitwy, stojący z karabinem w groźnie rozkrzyczanym tłumie, szczelnie zasłonięta kobieta, brodaty mężczyzna o natchnionym spojrzeniu[1].
Co więcej, polskie czasopisma i programy telewizyjne biernie podążające śladem zachodnich mediów świadomie lub nieświadomie posługują się w swoich relacjach obrazami „młodego muzułmanina” albo „młodego arabskiego muzułmanina”. Tego rodzaju stygmatyzacja łącząca w sobie elementy etniczne – „arabski” – z religijnym – „muzułmański”, dodając odwołanie do „młodości” jako symbolu buntu i anarchicznego zagrożenia, umacnia fobiczny stereotyp, którego ofiarami w konsekwencji padają młodzi muzułmanie na ulicach polskich miast.
Oczywiście dalecy jesteśmy od tego, by w tej silnie nacechowanej negatywnymi emocjami sytuacji silić się na pełną, zobiektywizowaną ocenę roli mediów w Polsce w rozwój i upowszechnianie islamofobii. Jasne jest dla nas, że media nie mają wyłączności na tworzenie stereotypów i uprzedzeń na temat islamu i muzułmanów. Ich działalność zbiega się jedynie z analogiczną pracą wykonywaną w tym obszarze przez naszych konserwatywnych polityków, którzy od czasu zamachów 11 września 2001 oraz wojen w Afganistanie i Iraku na ogół dostrzegają w islamie jedynie przejawy islamistycznego „zielonego faszyzmu”.
Z analogiczną sytuacją mamy do czynienia od dziesięcioleci na zachodzie Europy, gdzie, jak wykazuje w swoich gruntownych opracowaniach socjolog Saddek Rabah[2], sposób przedstawiania islamu w ogólnokrajowych czasopismach nie zmienił się od czasu rewolucji irańskiej z roku 1979 i polega przede wszystkim na odpowiadaniu „strachem na strach”. Najbardziej jaskrawym przykładem tej taktyki był pamflet Wściekłość i duma Oriany Fallacii, sprzedany na całym świecie w milionach egzemplarzy, w którym to dziennikarka pozwoliła sobie na wypowiadanie o muzułmanach i Arabach tego rodzaju opinii : „Kłopot w tym, że śmierć Osamy Ben Ladena nie jest rozwiązaniem. Ponieważ Osamów Ben Ladenów jest zbyt wielu – jak klonowanych owiec w naszych laboratoriach. [.] Przebywają w naszych krajach, naszych miastach, naszych uniwersytetach, naszych przedsiębiorstwach [.]. Ich Odwrotna Krucjata [.] jest nieodwracalnym faktem. Rozwijającą się cały czas rzeczywistością, którą Zachód bezrozumnie podsyca i popiera. I właśnie dlatego owi Krzyżowcy są coraz liczniejsi, żądają coraz więcej, panoszą się coraz bardziej”[3].
Takiej postawie dał również wyraz pewien amerykański dziennikarz, który w trakcie wywiadu z Muhammadem Alim zadał mu następujące pytanie : „Jak pan się czuje, gdy pomyśli pan, że wyznaje tę samą religię, co podejrzani przez FBI?”. Muhammad Ali odpowiedział pytaniem na pytanie : „A jak pan się czuje, gdy pomyśli pan, że wyznaje tę samą religię, co Hitler?”[4].
Ten fakt zdaje się potwierdzać, że zarówno dziennikarze, jak i specjaliści od geopol
ityki, nawet jeśli starają się używać maksymalnie zobiektywizowanego języka w swoich komentarzach, często wpisują wszystkie formy wyznawania islamu w jeden wyobrażeniowy, zideologizowany system islamistyczny, w którym poszczególne elementy zdają się w sposób nieunikniony ze sobą połączone. O zgrozo, powielając tym samym sposób myślenia samych islamskich fundamentalistów.
Taka postawa intelektualna przyczynia się do powstawania mocno zideologizowanych obrazów muzułmanów, które w efekcie sprawiają, że uczennice liceum noszące chusty traktowane są z dużą dozą podejrzliwości i wrogości. Nazywanej często eufemistycznie przez speców od narodowego bezpieczeństwa pożądanymi przejawami obywatelskiej „czujności”.
Polskie kręgi opiniotwórcze, jak myślimy, z braku własnych, bezpośrednich doświadczeń związanych z muzułmanami, sięgnęły po tę kalkę pojęciową i narracyjną, której źródeł należy szukać przede wszystkim w wydarzeniach z okresu rewolucji irańskiej oraz z francuskiej Algierii lat 90-tych. Wpływ takiego stanu rzeczy na życie społeczne w Polsce jest opłakany, co udowodnił nasz eksperyment.
Warto jeszcze przypomnieć i o tym, że kiedy sześć lat temu „Rzeczpospolita” przedrukowała dwie z kilkunastu karykatur Mahometa zamieszczonych w duńskim dzienniku „Jyllands-Posten”, chcąc w ten sposób opowiedzieć się za wolnością słowa, część polskich autorytetów oraz środowiska katolickie skrytykowały tę publikację. Byli też jednak i tacy (np. Bronisław Geremek czy obecny Prezydent RP Bronisław Komorowski), którzy uważali, iż przeprosiny składane muzułmanom to przejaw strachu przed zamachami. Protesty muzułmanów przeciwko publikacjom karykatur na całym świecie wywołały jednak dyskusję o granicach wolności słowa i prawie do obrażania uczuć religijnych, która przeniosła się ostatecznie i na polski grunt.
Prawo do publicznego wyrażania własnego zdania oraz manifestacji swoich poglądów, a także do ich poszanowania przez innych współcześnie jest uznawane za standard norm gwarantowanych konstytucyjnie. Wolność słowa zdaje się niezbywalnym prawem, do którego nader chętnie odwołują się polskie media, trzeba jednak pamiętać, iż prawo to wiąże się z pewnymi ograniczeniami, np. w sytuacjach publicznego znieważania grup ludności lub poszczególnych osób z powodu ich przynależności narodowościowej, etnicznej, rasowej lub wyznaniowej (regulują to Kodeksy karny i cywilny). Brak jednoznacznych rozwiązań prawnych może prowokować nadużycia wolności w imię demokratycznego pluralizmu. Ważnym wnioskiem z dyskusji na temat karykatur w duńskim dzienniku „Jyllands-Posten” niech będzie obserwacja, że problem dyskryminacji w tym kontekście dotyka przede wszystkim sfery odpowiedzialności za własne czyny i wypowiedzi, należy więc każdorazowo pytać w swoim sumieniu o granice wolności, w tym wolności słowa, kiedy chodzi o krzywdę „Innego”, a nie powoływać się na dalekie od doskonałości prawo.
To, co czujesz, jest tym, co robisz
Nadzieja na poprawę diagnozowanej przez nas sytuacji oczywiście jest, choć trzeba zdawać sobie sprawę i z tego, że całe nasze codzienne życie w późnym kapitalizmie ma w siebie z góry w sposób bezkompromisowy wpisane odrzucenie doświadczenia inności. „Aby ominąć osobę leżącą w przejściu i iść dalej, aby cieszyć się kolacją, podczas gdy dzieci głodują, aby odpocząć w nocy, podczas gdy cierpienie trwa nieustająco – codzienne funkcjonowanie wymaga od nas, abyśmy zamykali się na uczucia i relacje z innymi. [.] Za karykaturą liberała o krwawiącym sercu kryje się prawda polityki: to, co czujesz, jest tym, co robisz”[5].
Kierkegaard w jednej ze swoich prac Akty miłości postawił tezę, że jedyny bliźni, jakiego potrafimy kochać, to martwy bliźni. Jego linia rozumowania była w tym wypadku absurdalnie prosta: powszechna miłość, na jaką stać ludzi, oznacza w swojej istocie eliminacje wszelkich cech szczególnych bliźniego „kochać bliźniego oznacza równość”, „zapomnij o wszelkich różnicach, abyś mógł kochać bliźniego swego”. Zatem jedyny dobry bliźni to martwy bliźni – bo czyż nie wyłącznie w śmierci stajemy się w pełni równi, w pełni tacy sami? W kolejnych częściach wywodu duński filozof wprowadził też kluczową klasyfikację dzielącą uczucie miłości na: miłość doskonałą niezależną od obiektu miłości (kocham z powodu samej miłości, a nie z powodu tego, co wyróżnia jej przedmiot) i miłość niedoskonałą, czyli od obiektu miłości, jego cech własnych, uzależnioną.
Implikacja tego stanowiska była przedziwna, jeśli nie zwyczajnie chora: idealna miłość jest całkowicie obojętna wobec ukochanego obiektu[6].
Czyż mieszkańcy Wrocławia, z którymi zetknęli się uczestnicy eksperymentu, nie kochali w ten właśnie idealny sposób, natchnieni jeszcze stereotypową, medialną islamofobią?
W przeciwieństwie do tych wszystkich, których nazywamy naprawdę tolerancyjnymi, tzn. tych którzy kochają innych właśnie ze względu na ich inność, badani wrocławianie „kochali idealnie”! Traktując żyjących bliźnich spacerujących w burkach ulicami ich miasta, jakby ci już nie żyli, odmawiając im w ten sposób w swoich duszach prawa do posiadania własnych dystynktywnych cech. Tacy umartwieni bliźni byli bowiem dla nich bardziej bezpieczni, nie zagrażali swoją innością, pozbawieni tego wszystkiego, co czyniło ich obecność tak nieznośnie irytującą.
A co z tolerancją – możemy zapytać? Co z prawdziwą nie-idealną i żywą miłością? Co z kochaniem muzułmanów właśnie za ich wyjątkową religijność, za libidalne skojarzenia w ich nazwiskach, za tajemniczość burki spowijającej ich twarze? Za głośny sposób mówienia, za ekspresję i śpiew muezina?
Dla wrocławian, w dzisiejszym Wrocławiu, „Kochaj bliźniego swego!” powinno znaczyć „Kochaj muzułmanów, Romów, homoseksualistów, Żydów, bezdomnych, Hindusów, studentów z Kamerunu, Antyfaceta!” albo nie powinno znaczyć nic.
Autorzy artykułu dziękują uczniom ZS nr 14 we Wrocławiu za wzięcie udziału w eksperymencie i zebranie materiałów badawczych
dr Monika Spławska-Murmyło, nauczyciel w ZS nr 14 we Wrocławiu, absolwentka Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej we Wrocławiu, była dziennikarka „Gazety Wyborczej Wrocław”. | |
dr Mirosław Tryczyk, nauczyciel w ZS nr 14 we Wrocławiu a także pracownik Wyższej Szkoły Zarządzania i Dolnośląskiej Szkoły Wyższej. Laureat prestiżowych nagród, w tym nagrody dla najlepszych absolwentów uczelni wyższych w VI konkursie pod patronatem Procter&Gamble Polska. Autor artykułów i tekstów filozoficznych, poświęconych problematyce słowiańskiej myśli społeczno-politycznej, sztuce ikony, etyce. Wielki miłośnik słowiańskiego wschodu. |
Na zdjęciu jedna z uczestniczek eksperymentu.
[6] Za : Slavoj Žižek, Rewolucja u bram, Seria Krytyki Politycznej, Kraków 2006, s. 410.