
Ubawiłem się serdecznie słuchając wiadomości, w których powiedziano, iż demonstrujący związkowcy nieśli transparenty z hasłem: „Dość lekceważenia postulatów obywateli!”. Spróbujmy przyjrzeć się sensowi tego hasła, używając do tego celu matematyki z zakresu pięciu klas szkoły podstawowej.
Do związków zawodowych należy mniej niż 5% pracujących. Jedna dwudziesta. Dalej, pracujący to ponad połowa obywateli w wieku statystycznej zdolności do pracy (od 15. do 64. lat). Czyli jest to około 2,5% ludzi statystycznie zdolnych do pracy. Właściwsze byłoby, więc, hasło: „Dość lekceważenia postulatów dwóch i pół procent obywateli (w wieku 15-64 lata)!”. Brzmiałoby ono jednak znacznie słabiej, prawda?…
Ale to nie koniec matematyki elementarnej. W wyborach bierze u nas udział mało osób: 45-55% dorosłych obywateli. Obok pracujących, w wyborach biorą udział niepracujący i emeryci. Niepracujących już z grubsza policzyliśmy, emerytów jeszcze nie. Stanowią oni niespełna 20% ludności, około 30% ludności w wieku uprawniającym do uczestnictwa wyborach. Mamy, więc, kolejną liczną grupę do dodania do osób w wieku 15-64. Tak więc, 2,5% od grupy większej o prawie 1/3, to sporo mniej niż 2% uprawnionych do głosowania obywateli. Czyli hasło związkowców powinno brzmieć: „Dość lekceważenia postulatów mniej niż 2% obywateli w wieku uprawniającym do udziału w wyborach!”. Brzmiałoby to jeszcze słabiej…
Oczywiście rządzący nie powinni lekceważyć postulatów nawet tych mniej niż dwóch procent dorosłych obywateli. Tylko zacietrzewieni związkowcy najwyraźniej zapominają, że nie są j e d y n y m i dorosłymi obywatelami!! W wyborach – dlatego właśnie zwracałem uwagę na wiek uprawniający do głosowania – bierze udział około połowa. Ta połowa dorosłych obywateli, poprzez akt wyborczy, legitymizuje władzę wybraną przez parlament.
Dalej, aktywna połowa obywateli też swoje preferencje i swoje postulaty. I każdy rząd ma nie tylko prawo, ale wręcz o b o w i ą z e k dania pierwszeństwa postulatom połowy dorosłych obywateli, nie postulatom owej garstki demonstrantów reprezentujących (w najlepszym razie!) owe niespełna dwa procent dorosłych obywateli.
Kiedy indziej zajmę się dalej idącymi relacjami między postulatami większości (a nie dwuprocentowej mniejszości), a decyzjami parlamentu i rządu. Mąż stanu różni się, bowiem, od polityka tym, że myśli także o następnych pokoleniach, a nie tylko o następnych wyborach. I czasem podejmuje niepopularne decyzje, dobre dla większości w długim okresie, nawet jeśli d z i s i a j ta większość, być może, wolałaby jakieś inne (nierealne, czy szkodliwe) rozwiązanie.
Ale wracajmy do związkowców. Kiedy przeprowadziłem podobny rachunek w telewizji, prowadzący dziennikarz spytał: „To co? Należałoby rozwiązać związki zawodowe?” „Nie – odpowiedziałem – związki znikną same, tak jak zniknęły dinozaury”. Po prostu ich epoka – tak jak epoka wielkich zakładów produkcyjnych, dominujących w przemysłowym pejzażu przed pół wiekiem – przeminęła. I żadne manifestacje, z paleniem opon czy bez, tego nie zmienią. Nawet jeśli rozmaici „postępowcy” będą wspierać związkowe kampanie, a związki będą domagać się w krzykliwych i często chuligańskich demonstracjach zmiany premiera, rządu, czy może nawet ustroju politycznego.
