.
mówimy miłość
braterstwo pokój
w strzaskanych ogrodach ruin
hodując trujące chwasty
a słowa nam bledną na wargach
i łzy pękają z hukiem
Zygmunt Ławrynowicz, „Mówimy miłość”
Kiedyś uwierzyłam Wittgensteinowi. Poważnie. Ostatnie zdanie ze sztandarowego dzieła Tractutus Logico-Philosophicus brzmi: „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”. I choć filozof zalecał milczenie, to już o samym tym zdaniu napisano miliony słów. Analiz tego, co przecież takie proste. Kiedyś… Dziś już brak mi tego przekonania, że faktycznie powinniśmy milczeć w kwestiach, które przekraczają granice oczywistości, wykraczają poza czyste i niepodważalne fakty, o sprawach, które wymagają interpretacji, o uczuciach czy emocjach, które przecież są… i jakbyśmy przeciw nim nie walczyli, są wielowymiarowo niezależne od nas. Są. I jak patrzę na nas każdego dnia, to takie nie-mówienie jest absolutnie przereklamowane.
Żyjemy w słowach. Żyjemy pośród otaczających nas z każdej strony, wdzierających się do naszych uszu słów. Niektóre wbijają się w nas jak ostrze noża, inne tulą w czas niepokoju, badają ciszę, szepczą miłosne zaklęcia, dodają otuchy. Albo inaczej – pouczają, nauczają, lub jeszcze o kilka kroków dalej… straszą, manipulują. Żyjemy w rozmowie. W mowie, która stanowi znacznie więcej niż tylko sumę wypowiadanych przez nas słów. Żyjemy w relacjach – wypowiedzianych, niedopowiedzianych, patrzących na siebie w czułym milczeniu, w tym śmiesznym śmiechu, w byciu na wyciągnięcie ręki, na długość łańcucha, na odległość kija, na strzał z łuku, na zasięg obejmujących nas w na pozór tylko w milczącym pożegnaniu ramion. Żyjemy w tym, co wypowiadalne, ale jeszcze mocniej w tym, co nie-wypowiadalne, co łączy nas „ze względu na”, a czasem „pomimo”.
Żyjemy dzięki słowom. Wielkim i małym. Każdego dnia wymieniamy między sobą setki słów. Te o codzienności, te, co zmieniają naszą codzienność. Co któreś jest znaczące, co któreś kryje w sobie wszechświat, jakim chcemy się podzielić tylko z wybranymi. Wymieniamy uprzejmości, bawimy się w kurtuazję, uprawiamy domową dyplomację, kiedy indziej coś odburkniemy. Przeklinamy… najlepiej za kierownicą.
Żyjemy ze słów. Każdy z nas, kto kiedykolwiek chwycił „za pióro”, wstukał swe myśli w komputerowe klawisze, rozmawiał otwarcie o faktach lub ideach, debatował, komentował, uczył… Każdy z nas dzieli się słowem w kolejnym już celu, tak aby – w co wciąż chcę wierzyć – uczynić świat choć odrobinę lepszym, co wcale nie znaczy uczynić go dokładnie takim, jakiego byśmy go sobie życzyli. Szukamy słów… Dobieramy je niczym barwy we własnej palecie. Dajemy sobie słowo – co nie znaczy, że dajemy je raz na zawsze, że wiąże ono absolutnie. Można je – bez wstydu – cofnąć, bo to oznacza czasem większą odpowiedzialność niż uparte trwanie przy słowie, co jest już tylko obowiązkiem, przyzwyczajeniem, koniecznością, literą tak boleśnie pozbawioną ducha.
Poznajemy te wielkie i malutkie. Wielkie słowa zanikają. Rozmieniają się na drobne. Wielkie słowa wsiąkają w inne słowa i słówka, niekoniecznie do nich pasujące. I tak honor rozpływa się w honorarium, zawiść zjada sukces, nadzieja abdykuje wobec butnej siły, żądza władzy pochłania wolność, wulgarny nacjonalizm pożera patriotyzm, obowiązek zabiera oddech miłości, pojednanie podszyte jest strachem. Na tym przecież nie koniec. Odbieramy sobie znaczenie, gdy przeinaczamy wobec siebie słowa. Inne słowa popadają w zapomnienie, co wcale nie oznacza ze tracą na znaczeniu. Odkurzamy je „od święta”… A i tak boimy się słów…
Kiedyś uwierzyłam Wittgensteinowi… A dziś wierzę, że o tym, co na pozór niewypowiadalne wcale nie wolno nam milczeć. Że nie wolno nam milczeć, tak w ogóle. Bo każdy szturm na granice naszego języka jest szturmem na granice świata, którego się trzymamy. A poza wszystkim, co znamy, są przecież kolejne słowa: tajemnica, przyszłość, ciekawość. Inne szczęście.
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi w dniach 10 – 12.09.2021.
Dowiedz się więcej na stronie: https://igrzyskawolnosci.pl/
Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.