„Pierwsze koty za płoty” można było rzec i machnąć jeszcze na problem ręką za pierwszym razem. Wtedy, w środku kampanii wyborczej do polskiego parlamentu jesienią 2011 roku, przez kilka dni politycy PiS otwarcie wymieniali nazwisko Zyty Gilowskiej, jako reprezentantki ich partii w ewentualnej debacie wyborczej na tematy gospodarcze. Gilowska przez ten czas nie wydała oświadczenia, że przyjęcia na siebie tej roli nie bierze pod uwagę. A powinna była to zrobić, ponieważ jako członkini Rady Polityki Pieniężnej pełni newralgiczną rolę w instytucji stojącej na straży kondycji polskiej waluty. Właśnie dlatego powinna być, jak i pozostali członkowie RPP, poza wszelkim podejrzeniem aktywnego udziału w życiu politycznym. Ważyć powinna każde publicznie wypowiedziane słowo, a więc na pewno nie było do przyjęcia, aby brała udział w telewizyjnej debacie w roli rzeczniczki opozycji. Tymczasem Gilowska pozwoliła, aby narosły wątpliwości co do jej formalnej niezależności i dopiero po kilku dniach, stojąc zresztą obok szefa PiS, stwierdziła, że jej udział w debacie wyborczej „od początku” nie wchodził w grę.
Zyta Gilowska nie traktuje swojej roli w RPP najwyraźniej poważnie, ponieważ niecałe pół roku później znów nie słyszymy natychmiastowego dementi, gdy politycy PiS publicznie sugerują wystawienie jej w roli kandydatki na stanowisko premiera w ramach konfrontacyjnej procedury konstruktywnego wotum nieufności. Sprawa rozchodzi się jakoś po kościach sama, politycy mówią, że może wrócą do pomysłu, gdyby koalicja PO-PSL straciła swoją niedużą obecnie matematyczną większość w izbie niższej. Gilowska milczy, nie daje opinii publicznej żadnego powodu, aby wierzyła, że jest w swojej roli w RPP politycznie niezależna. Nawet nie próbuje stwarzać pozorów. Gilowska przyczynia się do tworzenia fatalnych standardów.
Gdy pod koniec 2000 r. Leszek Balcerowicz przechodził na stanowiska szefa NBP i RPP prosto ze stołka szefa partii można było mieć wątpliwości co do politycznej neutralności. Jednak Balcerowicz dorósł do wyśrubowanych standardów w NBP i RPP. Ma on do dziś ciągle masę krytyków i wrogów w Polsce, ale nikt nie zarzuca mu, aby jako szef NBP, choćby tylko skinieniem lub jakąś sugestią, naruszył zasadę całkowitej apartyjności i neutralności politycznej. I to pomimo tego, że jego partia, Unia Wolności, wkrótce po jego wyborze do NBP stanęła przed wyzwaniem bardzo trudnej kampanii wyborczej, która wyeliminowała ją z Sejmu.
PiS jest, póki co, daleki od tak złego położenia. Pomimo tego Gilowska ochoczo pozwala na molestowanie swojego nazwiska w różnego rodzaju grach politycznych i partyjnych przetargach. Sprawia wrażenie, jakby tylko czyhała na sprzyjającą okazję powrotu na front polityczny. Jest w dodatku związana ze środowiskiem politycznym, które po doświadczeniu x porażek wyborczych, daje do zrozumienia, że swoją najlepszą szansę na powrót do władzy upatruje w wybuchnięciu w Polsce poważnego kryzysu ekonomicznego. Tymczasem zadaniem Zyty Gilowskiej w RPP jest takiemu załamaniu i kryzysom przeciwdziałać. Ta kuriozalna sytuacja rodzi wręcz pytanie o konflikt interesów byłej minister finansów.
Ja ze swojej strony nie mam ochoty z wypiekami na twarzy oczekiwać dalszego rozwoju wypadków i już dziś zgłaszam moje wotum nieufności wobec pani Gilowskiej jako członkini RPP. Apeluję o rozsądek i wycofanie się ze składu Rady.